Sędzia pomógł Odrze

Opolanie siódmy raz z rzędu bez zwycięstwa. Na tle łodzian zaprezentowali się blado, od porażki uchronili ich bramkarz Mateusz Kuchta i… stołeczny arbiter Piotr Urban.


Kluczowa dla losów zaległego meczu 17. kolejki była 55 minuta. Kapitan Odry Mateusz Kamiński sfaulował w polu karnym Dominika Kuna. Do ustawionej na 11. metrze piłki podszedł [Paweł Tomczyk]. Jego uderzenie z „wapna”, a także dobitkę, w świetnym stylu obronił Mateusz Kuchta. Tomczyk trafił do siatki dopiero po drugiej dobitce. Sędzia nie uznał tego gola, odgwizdując zagranie ręką napastnika Widzewa, ale w rzeczywistości piłka odbiła się nie od niego, lecz… pomocnika gospodarzy Rafała Niziołka! Można by rzec, że stołeczny arbiter Piotr Urban wypaczył zatem rezultat.

– Ja piłki ręką nie dotknąłem. Zdobyłem prawidłową bramkę, ale powinienem to już uczynić w pierwszej próbie, bezpośrednio z rzutu karnego. Szkoda, bo przeważaliśmy, byliśmy lepsi, dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce. Brakło kropki nad „i” – smucił się Paweł Tomczyk.

Wreszcie na zero

Widzew, który na obcych boiskach strzelił w tym sezonie ledwie 3 gole, rzeczywiście był lepszy. Nie wystawia to najlepszego świadectwa Odrze, która ma problem. Nie wygrała żadnego z 7 ostatnich ligowych spotkań, rok zaczęła od dwóch porażek.

– Cieszymy się, że tym razem nie straciliśmy bramki i udało się zachować punkt na własnym boisku. Będziemy ciężko pracować, by w weekend wygrać w Sosnowcu i piąć się w tabeli – zaznaczał [Adam Żak], boczny pomocnik drużyny z Opola, ściągnięty zimą po świetnej rundzie w Polonii Bytom. Widać, że 26-latek ma jeszcze w sobie pewność siebie z „czasów bytomskich”, brał udział w dwóch najgroźniejszych akcjach Odry. W I połowie dokładnym dośrodkowaniem obsłużył Dawida Korta, który jednak spudłował głową, a na początku II połowy kropnął płasko bez zastanowienia zza „szesnastki”, myląc się nieznacznie. Wiele więcej w ofensywie gospodarze do zaproponowania nie mieli.

Piech na ławce

Oblicza zespołu nie odmieniły decyzje personalne trenera [Dietmara Brehmera], który z różnych względów w wyjściowej jedenastce dokonał aż 4 roszad. Nieespodziewanie posadził na ławce Arkadiusza Piecha, delegując do ataku Dawida Czaplińskiego.

– Arek zagrał trochę słabiej ze Stomilem. Chcemy, by nabrał dystansu i nowych sił. W końcówce pewnie wejdzie i wierzę, że pokaże swoją klasę. W pierwszym składzie zagra Dawid, zawodnik z Opolszczyzny, bardzo na niego liczę – tłumaczył szkoleniowiec Odry. Czapliński jednak pierwszej w życiu bramki na zapleczu ekstraklasy jednak się nie doczekał, zaliczył kolejny bezbarwny występ i dość szybko został zmieniony. A Piech nie wniósł wiele, podobnie jak pozostali zmiennicy – Krzysztof Janus, Tomas Mikinicz, Mateusz Gancarczyk.

Utknęli w środku

Widzew był mało konkretny, ale groźniejszy aż do samego końca. Jeszcze w doliczonym czasie gry głową po rzucie wolnym przestrzelił Krystian Nowak, a chwilę później Mateusz Michalski poradził sobie z Łukaszem Winiarczykiem, lecz uderzył zbyt lekko, by zaskoczyć Kuchtę. Golkiper Odry tym występem zrehabilitował się za ten z poprzedniego weekendu ze Stomilem, gdy puścił bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego.

Podział punktów nie mógł zadowolić nikogo, bo jedni i drudzy zamiast zbliżyć się do czołowej szóstki utknęli w środku tabeli. Patrząc na grę, bardziej uprawniony do snucia marzeń o barażach są widzewiacy.

Odra Opole – Widzew Łódź 0:0

ODRA: Kuchta – Tabiś, Kamiński, Wypych, Winiarczyk – Trojak, Niziołek – Konrad Nowak (77. Janus), Kort (65. Mikinicz), Żak (77. Gancarczyk) – Czapliński (55. Piech). Trener Dietmar BREHMER.

WIDZEW: Wrąbel – Kosakiewicz, Grudniewski, Krystian Nowak, Gach – Poczobut, Mucha – Kun (77. Michalski), Kita, Ameyaw (68. Samiec-Talar) – Tomczyk (77. Czubak). Trener Enkeleid DOBI.

Sędziował Piotr Urban (Warszawa). Żółte kartki: Kamiński – Gach.
Piłkarz meczu – Mateusz KUCHTA.


Na zdjęciu: Gdyby nie dwie parady Mateusza Kuchty, opolanie mieliby problem, by zaksięgować z Widzewem nawet punkt.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus