Serducho jest najważniejsze!

Udane zmiany sprawiły, że zespół z Katowic odniósł cenne – w kontekście końcowego układu tabeli – zwycięstwo.


3 mecze i 7 punktów – taki jest dorobek GKS-u Katowice, który powrócił do rywalizacji po 26-dniowej kwarantannie. Złożyły się na to 2:3 z Cuprum Lubin, 3:0 w Radomiu oraz 3:1 w ostatnią sobotę ze Ślepskiem Suwałki. Po środowej tie-breakowej porażce z Lubinem katowiczanie mocno utyskiwali, ale teraz na ten wynik trzeba spojrzeć inaczej, biorąc pod uwagę późniejsze zwycięstwo Cuprum w Bełchatowie.

Trafione zmiany

Grzegorz Słaby, trener GKS-u, miał po porażce z Lubinem pretensje do siebie, że nie pomógł zespołowi, bo zwlekał z rotacjami w składzie. W potyczce z Suwałkami zareagował szybko, wprowadzając w miejsce Adriana Buchowskiego Jakuba Szymańskiego, który pozostał na boisku do końca. Później Buchowski zluzował Kamila Kwasowskiego. 22-latek zaprezentował spokój w gorących momentach. Przy stanie 16:20 trener Słaby zdecydował się na podwójną zmianę; na parkiecie pojawili się rozgrywający Jakub Nowosielski i atakujący Wiktor Musiał. Wprawdzie ten ruch nie odwrócił losów seta, ale gospodarze podjęli walkę, a do szczęścia zabrakło dwóch skutecznych akcji. A to, co się wydarzyło przy stanie 21:22 w IV odsłonie, na długo utkwi w pamięci nie tylko drugiego libero GKS-u, Dawida Ogórka, ale wszystkich obserwatorów tej potyczki. Ogórek wspierał kolegów z kwadratu dla rezerwowych, nagle trener Słaby doń podbiegł i przywołał na boisko. Chwilę potem Ogórek popisał się „cyrkową” obroną, zaś Jakub Jarosz zdobył wyrównujący punkt. Ta akcja i as serwisowy Szymańskiego wpłynęły deprymująco na gości.

Leciały iskry             

– Bo w takich meczach liczy się przede wszystkim serducho… Cieszy mnie, że jesteśmy charakternym zespołem i podejmujemy walkę z każdym rywalem – stwierdził rozgrywający GKS-u, Jan Firlej, który otrzymał statuetkę MVP.

Mecz był niezwykle emocjonujący, w końcu zespoły te mają podobne umiejętności. W I secie gospodarze prowadzili 19:16, ale w polu serwisowym pojawił się Bartłomiej Bołądź i zafundował im 3 asy. Od remisu 20:20 zaczęło się punkt za punkt. W decydującym momencie goście popsuli zagrywkę, a chwilę potem Firlej zakończył partię skutecznym serwisem. W drugim secie w najważniejszych akcjach w głównej roli ponownie wystąpił Bołądź, przyczyniając się do zwycięstwa swojej drużyny. W sumie zawodnik ten zdobył 23 „oczka” (15 atakiem, 6 zagrywką i 2 blokiem) i był najlepiej punktującym w tej potyczce.

Przegrana nie zdeprymowała katowiczan, którzy w III secie uzyskali największą przewagę punktową. Goście podjęli jeszcze walkę w IV odsłonie, ale nieznacznie ustąpili gospodarzom.

Obyło się więc bez tie-breaka, choć mecz i tak trwał 121 minut; halę opuszczaliśmy w porze… nocnego kina.

W dobrym stylu

Siatkarze z Kędzierzyna-Koźla po kwarantannie powrócili do rywalizacji i od razu trafili na derby Opolszczyzny. Fani Stali Nysa wiele sobie po nich obiecywali, bowiem ich zespół „skasował” ostatnio komplet punktów po dobrej potyczce w Zawierciu. ZAKSA jednak nie dała szans rywalom i po 70 minutach wygrała 3:0. Powrót lidera – po trzech tygodniach – był zatem imponujący…

Trener Nikola Grbić zdecydował, że skład będzie się istotnie różnił od tego, w którym ZAKSA grała na początku sezonu. W podstawowej „6” pojawili się przyjmujący Adrian Staszewski, atakujący Bartłomiej Kluth oraz środkowy Krzysztof Rejno. Kluth przez długi czas I seta był stremowany, zepsuł kilka piłek zarówno w polu serwisowym, jak i w ataku. Jednak Benjamin Toniutti, niezrażony taką grą kolegi, nadal posyłał mu piłki i ten w końcu odzyskał właściwy rytm.

Siatkarze Stali rozpoczęli bez żadnych kompleksów i od początku prowadzili dwoma pkt (12:10 i 16:14), ale kiedy spadła koncentracja, pojawiły się błędy i gospodarze doprowadzili do remisu 18:18, by za chwilę objąć prowadzenie 19:18. Trener Krzysztof Stelmach natychmiast wziął czas, bo jakby wyczuł, że dla jego podopiecznych zaczynają się schody. Niewiele to dało – kolejne akcje należały już do miejscowych, którzy objęli prowadzenie 24:21. Kamil Semeniuk spokojnie wykorzystał pierwszą piłkę setową, obijając blok rywali.     

Druga odsłona rozpoczęła się od idealnych serwisów najpierw Toniuttiego (7:0), a później Semeniuka (10:2). Później ta przewaga była systematycznie powiększana. Gospodarze grali uważnie, zaś francuski rozgrywający wykorzystywał wszystkie opcje w ataku. Trudno się dziwić, skoro przyjęcie stało na wysokim poziomie. W III partii przewaga gospodarzy była wyraźna i tylko w końcowych fragmentach goście zdołali częściowo odrobić straty. Ale też trudno marzyć o nawiązaniu równorzędnej gry na dłuższym dystansie, jeśli przyjęcie ma się na poziomie 34%, zaś atak 41%. Skuteczność gospodarzy w obu elementach była grubo powyżej 60%. Trenera Grbicia pewnie ucieszyła dobra dyspozycja zmienników, którzy do tej pory występowali jedynie epizodycznie.  

Włodzimierz Sowiński, mic


Na zdjęciu: Siatkarze GKS-u Katowice mieli powody do radości. Z rywalem z Suwałk niełatwo przecież o punkty.

Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus