Piłkarz, który nie chciał być rolnikiem

Sergei Zenjov piłkarzem Cracovii jest od roku, ale smaku wygranej w krakowskich derbach jeszcze nie poczuł. W poprzednim sezonie Biała Gwiazda dwukrotnie była górą. W sierpniu na własnym stadionie wygrała 2:1.

– Długo prowadziliśmy 1:0, a co ważniejsze rozgrywaliśmy dobry mecz, mieliśmy sporo okazji do zdobycia gola. Szkoda, że tak to się skończyło – mówi Estończyk. W grudniu dyskusji już nie było – Wisła rozbiła Pasy 4:1. Teraz też przystąpi do meczu derbowego w roli faworyta, ale nie tak silnego jak jeszcze dwa, trzy tygodnie temu.

– Myślę, że nasza forma idzie w górę i teraz powinno być coraz lepiej – przekonuje Estończyk, który wrócił ostatnio do niezłej dyspozycji i odzyskał miejsce w wyjściowym składzie Cracovii. Michał Probierz lubi na niego stawiać, ale widzi w nim też kozła ofiarnego. Sergei Zenjov lądował na ławce rezerwowych po spotkaniach ze Śląskiem i Piastem – obu przegranych 1:3.

Transfer w ciemno

Zenjov ma za sobą ciekawą karierę. Po udanym początku w Estonii, niespodziewanie trafił na Ukrainę. – Mój ówczesny klub Tallinna VMK popadł w kłopoty finansowe i w późniejszym czasie ogłosił bankructwo. Miałem 18 lat, strzeliłem w sezonie 14 goli, więc byłem jednym z tych zawodników, których można było szybko wytransferować. Nie miałem za wiele do gadania. Spytali mnie, czy chcę jechać na testy do nowego klubu. Zgodziłem się. Wręczono mi bilet w jedną stronę do Hiszpanii. Okazało się, że dotarłem na zgrupowanie Karpat Lwów. To był ostatni dzień zgrupowania. Zagrałem w sparingu, strzeliłem trzy gole i Ukraińcy zdecydowali, że mnie chcą. Zapłacili 350 tysięcy euro i w ten sposób zostałem zawodnikiem Karpat, a koledzy z poprzedniego klubu dziękowali mi za ten transfer, bo za te pieniądze wypłacono im zaległe pensje – opisuje.

We lwowskim zespole po raz pierwszy miał okazję zagrać w europejskich pucharach. W sezonie 2010/11 Karpaty przedarły się do fazy grupowej Ligi Europy, w fazie play-off ogrywając Galatasaray Stambuł z Harry’m Kewellem i Milanem Barosem w składzie. W Stambule Karpaty prowadziły już 2:0, drugą bramkę zdobył Zenjov, ostatecznie skończyło się na remisie 2:2. Rewanż był jeszcze bardziej dramatyczny. Na wiekowym Stadionie Ukraina długo utrzymywał się wynik bezbramkowy. W 72. minucie z boiska wyleciał Serhij Kuznecow, a w 90. minucie spotkania Turcy wyszli na prowadzenie. – To było coś niesamowitego. Wyrównaliśmy w czwartej minucie doliczonego czasu gry – wspomina. – Wynik był wielką sensacją. Jestem pewien, że Turcy nas zlekceważyli. „Karpaty? A co to w ogóle jest”. Takie podejście im nie pomogło. W głowie z tego dwumeczu pozostał mi przede wszystkim niesamowity doping tureckich kibiców – mówi Zenjov.

Dwa lata w hotelu

W fazie grupowej Ligi Europy Karpaty zdobyły tylko jeden punkty, ale za rywali miały PSG, Borussię i Sevillę. – Z Borussią przegraliśmy u siebie po szalonym meczu 3:4. W zespole gości byli m.in. Mario Goetze czy Robert Lewandowski, ale to był dopiero początek tej świetnej drużyny – mówi Zenjov.
Potem w fazie grupowej Ligi Europy grał jeszcze dwukrotnie – w sezonach 2015/16 i 2016/17 jako piłkarz azerskiego klubu FK Gabala. – Nie spodziewałem się, że w Azerbejdżanie będzie tam aż tak dobrze i nie chodzi tylko o pieniądze. Gabala leży w górach, więc zimą jest tam mnóstwo śniegu. Ale nawet wtedy, gdy całe miasteczko było pod śniegiem, nasze boiska treningowe były świetnie przygotowane. Wcześniej w klubie pracował Tony Adams, który z Anglii sprowadził speca od piłkarskich muraw. W ten sposób powstał ośrodek treningowy na które składa się pięć boisk naturalnych i dwa sztuczne – opisuje Zenjov.

Świetne warunki do pracy, dobre wyniki w Europie, a i miejsce do życia okazało się całkiem przyzwoite. – Baku to piękne miasto, nazywam je małym Dubajem. Za to Gabala to mała mieścina. Jest tam tylko jeden hotel w który mieszkała cała drużyna. Poza tym w mieście nie ma praktycznie nic więcej, nie było nawet na co wydawać zarobionych pieniędzy. Trening, hotel, ewentualnie siłownia i do spania. Fajnie, że była ze mną rodzina, bo mogliśmy spędzać razem dużo czasu, a od hotelu do dyspozycji otrzymaliśmy mały domek – mówi Sergei Zenjov.

Zakręt w Anglii

Do Azerbejdżanu trafił po nieco ostrzejszym zakręcie w jego karierze. W wieku 25 lat Karpaty zamienił na angielski Blackpool, ale w The Championship rozegrał tylko dziewięć spotkań i szybko rozwiązał kontrakt.

– To było kiepskie doświadczenie, ale w życiu każda lekcja jest ważna. Gdy tam trafiłem, trenerem był człowiek z Belgii. Ściągnął mnóstwo obcokrajowców, ale równocześnie doszło do tego, że kadra zespołu liczyła 11 doświadczonych piłkarzy i… tyle. Na ławce siedzieli sami juniorzy, którzy wcześniej nawet z nami nie trenowali, a raz zdarzyło się nawet, że zabrakło rezerwowego bramkarza. To było coś fantastycznego. Nawet Anglicy nie przyznają się do Blackpool z powodu bałaganu panującego w klubie – wspomina ze śmiechem.

Ten galimatias to zasługa ekscentrycznego właściciela klubu, Owena Oystona. 84-letni dziś biznesmen w przeszłości został skazany za gwałt na 6 lat więzienia (odsiedział 3,5 roku). – Nie przepadają za nim nawet kibice Blackpool. Pamiętam, że często protestowali przeciwko jego rządom. Na szczęście wkrótce mnie tam nie było. Kilka miesięcy po moim przyjściu doszło do zmiany trenera. Nowym szkoleniowcem został Anglik, który uznał, że Championship to liga dla młodych Anglików i wszyscy obcokrajowcy dostali wolną rękę w poszukiwaniu klubu. Powiedziałem, że chętnie rozwiążę kontrakt, bo chcę wracać do domu i tak się stało. Na kilka miesięcy wróciłem do Estonii. Właśnie urodził się mój syn i chciałem spędzić ten czas z rodziną – mówi. Później pół roku spędził w Torpedo Moskwa, a następnie wylądował w Azerbejdżanie, o czym już było.

Agronomia czy AWF?

Podczas pobytu we Lwowie skończył studia na akademii wychowania fizycznego. – Prezydent klubu chciał, aby piłkarze studiowali, więc w kontrakcie mieliśmy zagwarantowane, że klub będzie pokrywać nasze czesne, jeśli zdecydujemy się na naukę. Miałem do wyboru agronomię lub wychowanie fizyczne, więc wybrałem to drugie – mówi.

To dobry początek do tego, by po zakończeniu kariery postawić na pracę w roli trenera. – Jeszcze dwa trzy lata temu byłem przekonany, że nigdy nie zostanę trenerem, ale teraz powoli zmieniam zdanie. Poznałem po drodze wielu dobrych szkoleniowców, od których sporo się nauczyłem i teraz nie wykluczam, że pójdę tym tropem. Na pewno za to nie zostanę trenerem młodzieży. Uważam, że to bardzo trudne, by dzieci zrozumiały, czego od nich wymagasz – podkreśla Sergei Zenjov.