Seweryn Siemianowski: To moment na męskie decyzje

Rozmowa z Sewerynem Siemianowskim, prezesem Ruchu Chorzów.


Żałoba po wyciętej „świeczce” już przebyta?

Seweryn SIEMIANOWSKI: – Dotknęło mnie to – jak chyba wszystkich „niebieskich”. Mieszkam bardzo blisko stadionu. Z trybuny głównej widać te bloki, a z bloków – „świeczki”. Teraz krajobraz Chorzowa się zmienił, pozostała w nim wyrwa, jak pewnie w sercach większości kibiców. To przykre, mowa o czymś charakterystycznym dla miasta. Ból jest bardzo wielki. Wiele osób powtarza, że byłoby to naturalne, jeśli oznaczałoby budowę nowego stadionu. A tu wiadomo – stało się to dość nagle i niespodziewanie, więc emocje są większe. Mam nadzieję, że może dzięki tej całej sytuacji w końcu nadejdą męskie decyzje i coś się wydarzy w temacie nowego stadionu. To chyba najlepszy moment do tego, by takie decyzje zostały podjęte.

Mówi to pan na jakiejś konkretnej podstawie, czy jedynie wyraża swoje odczucia?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– To są moje odczucia w tym ważnym momencie. Mimo tych wszystkich perturbacji, trudnych budżetowych spraw miasta, na pewno można wymyślić coś pozytywnego. Trzeba wszystkie siły wrzucić w tę kwestię. A wtedy – myślę, że dla chcącego nic trudnego. Mam nadzieję, że dożyjemy tych radykalnych decyzji i kiedyś będziemy mogli się cieszyć, zasiadając na nowym stadionie przy Cichej.

To na razie sfera marzeń, a rzeczywistością są Gliwice. Z miasta płynie przekaz, że do końca tego sezonu. W pańskiej ocenie, jak długa wyprowadzka spowodowana wycięciem pękniętego masztu oświetleniowego i zainstalowaniu nowych jupiterów czeka Ruch?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Patrząc na wszystkie procedury przetargowe podejrzewam, że runda wiosenna to jest minimum. Teraz nie ma mowy o żadnych awaryjnych pracach, tylko zwykłym przetargu. A to będzie trwało. Takie sprawy potrzebują czasu. Obyśmy jak najszybciej wrócili do Cichą, ale nawet jeśli trzeba będzie na to czekać do przyszłego roku, trzeba zagryźć zęby i dać z siebie wszystko w Gliwicach.

Co tracicie nie grając przy Cichej?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Naszą twierdzę. Każdy przyjeżdżając w tyle głowy musi liczyć się z porażką. Nigdy już się nie dowiemy, co by było, gdybyśmy ten sezon dograli u nas. Jeśli wiosna skończy się happy endem, to nigdy tego pytania nie będziemy musieli sobie zadawać. Oby tak właśnie było. A na razie nie ma żadnych wymówek, trzeba zapieprzać w Gliwicach i tam – jak zawsze – walczyć o najwyższe cele.

Braliście w ogóle na poważnie jakiś inny stadion?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Pierwsze kroki kieruje się zawsze do najbliższych. Były zapytania o Tychy, Sosnowiec, Stadion Śląski, ale już w przeszłości rozmawiałem hipotetycznie z prezesem Bednarskim, z którym znamy się z różnych spotkań w PZPN. Poruszaliśmy ten temat, miałem świadomość, że to w przyszłości może być pewna alternatywa. Ten moment nadszedł szybciej niż można było sobie wyobrazić, spadł na nas jak grom z jasnego nieba, a prezes Bednarski zadeklarował, że możemy u nich gościć. Wiem, że dla żadnego klubu nie jest to łatwe. Mało który trener chce, by drugi zespół grał na tej samej murawie. Dlatego szacunek dla Piasta za zgodę. Mam nadzieję, że wkrótce meczów będzie mniej i trochę odciążymy tę murawę, grając z Piastem dwa razy w tej samej lidze. Oczywiście w ekstraklasie!

No właśnie – murawa. Przy Cichej jest bardzo dobra i zawsze sprzyjała Ruchowi. O tę przy Okrzei są obawy?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Na pewno będzie obciążona, a my odbędziemy tam ograniczoną liczbę treningów, o co się można obawiać. Ale gdy już wejdziemy w ten prostokąt, poczujemy klimat stadionu, który – mam nadzieję – wypełnimy po brzegi, to wierzę, że otoczenie poniesie chłopaków z korzyścią dla wyników.

Liczy pan, że możecie wypełniać stadion w Gliwicach, mogący pomieścić prawie 10 tysięcy osób?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Na kibiców Ruchu zawsze można liczyć, dlatego wierzę, że 11 lutego wydepczą tę ścieżkę, przejadą drogę do Gliwic i przyzwyczają się… Nie do czegoś stałego, ale do gościny. Gdy pierwsze wyniki będą dobre, to o frekwencję jestem spokojny. Nasza armia jest w stanie dać taki doping, że odbijając się od sufitów będzie jeszcze mocniejszy niż przy Cichej.

Pomoc w transporcie kibiców, klubowych legend, osób pomagających przy organizacji dnia meczowego… Będzie co robić.

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Logistycznie na pewno stoimy przed dużym wyzwaniem. Trzeba też nakręcać proste inicjatywy, proste akcje pod roboczym hasłem „Panie, weźcie mnie do auta”. Tak, by jeden drugiemu pomagał, by nie było pustych przelotów, wolnych miejsc. Niech każdy wypełnia auta na full. Będziemy chcieli podstawić autobusy dla tych mających ograniczone możliwości transportu, a wiemy, że mamy około 5000 karnetowiczów. Nie każdy z nich może zapewne bez trudu pojechać do Gliwic na własną rękę, dlatego chcemy to jak najlepiej poukładać. Szczerze, to nie takie trudności pokonywaliśmy. Trzeba się jak najszybciej dostosować do nowych okoliczności. Nie powiem, że do nich przywyknąć, ale w nich się odnaleźć.

Jak przebiegają rozmowy z Komisją ds. Licencji Klubowych PZPN, która musi zapalić wam oficjalnie zielone światło na przeprowadzkę do Gliwic?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Czekamy. Tę decyzję może podjąć tylko Komisja, m.in. na podstawie planu powrotu na nasz stadion. Muszą być zabezpieczone środki na remont oświetlenia, w budżecie miasta mają być przesunięcia. Wszyscy razem musimy sobie w tej sytuacji pomóc, działać tak, by móc jak najszybciej wrócić do swojego domu.

Ze strony członków komisji spotykacie się ze zrozumieniem, czy też rozmowy są ciężkie?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Na pewno nie są łatwe, ale mamy przekonanie, że PZPN czuje nasz problem. Wiemy, że Ruch dodaje kolorytu – czy to pierwszej lidze, czy ekstraklasie. Wierzę, że Komisja przychyli się do naszej prośby.

Polsat już przesunął godzinę waszego meczu z Chrobrym z 20.00 na 17.30, by pokazać ten mecz w telewizji, a nie tylko internecie. Gliwice mogą się ładnie sprzedać w obrazku.

Seweryn SIEMIANOWSKI: – Aż głupio to zabrzmi, ale to może stać się naszym argumentem. Naprawdę wierzę, że nasza „szarańcza” pojawi się tam w komplecie, zajmie 9900 miejsc, każdy poczuje klimat i tę kłodę pod nogami – kolejną w ostatnich latach – wszyscy razem przeskoczymy.

Straty finansowe będą duże?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Tego nie ma co ukrywać. Sam wynajem to jedna sprawa.

110 tys. zł za mecz, co obiecuje pokryć miasto.

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Ograniczone będą dochody z dnia meczowego i mam nadzieję, że miasto bardzo pomoże nam w tym temacie, byśmy w miarę bezboleśnie mogli przejść ten okres. Zobaczymy, na jakim szczeblu będziemy grali za pół roku, ale cokolwiek będzie się działo, oświetlenie i tak musi zostać zrobione. Najlepiej w taki sposób, by móc później też budować stadion.

Na razie buduje się drużyna na pierwszoligową wiosnę. Zimą wypożyczyliście trzech zawodników z ekstraklasy. Na ile jesteście zadowoleni z tego okienka?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Zrobiliśmy przez ten okres, co było w naszej mocy. Wiadomo, że budżetowo jesteśmy ograniczeni i dochodzimy do ściany, której nie mamy zamiaru przebijać, by nie generować takich problemów, jakie Ruch już miał. Uczymy się na błędach, mądrzej to czynić na cudzych i to robimy. Pole do transferów jest przez to ograniczone, zwłaszcza w okienku zimowym. Wszyscy mają aktywne kontrakty, wyciągnąć kogokolwiek to jak mission impossible, bo prawie wszędzie zarabia się lepiej niż u nas, a jeszcze trzeba by płacić za transfer… Nas niestety na to nie stać. Dokonaliśmy wzmocnień na tyle, by ożywić trochę konkurencji; by przybyło trochę nowej krwi.

Coś jeszcze może się wydarzyć?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– W grze jest jedno nazwisko. Zobaczymy. Jesteśmy aktywni na rynku. Choć sytuację zaburzyły w ostatnich dniach kwestie stadionu, to jesteśmy czujni. Jeśli tylko będzie okazja, by jeszcze się wzmocnić, to spróbujemy to uczynić.

Rozmawiacie ze Skrą o Szymonie Szymańskim, którego zakontraktowaliście od 1 lipca, by mógł dołączyć do was już teraz?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Tak, zaproponowaliśmy rozsądną w naszej ocenie kwotę wykupu, ale jest zbyt cennym zawodnikiem dla Skry walczącej o utrzymanie. Rozumiem to, a i sam Szymek jest na tyle w porządku, że nie chce robić nerwowych ruchów i zamierza być lojalny. Dobrze to o nim świadczy. My chcemy też zachować dobre relacje z działaczami Skry. Prezes Szymczyk jest wiceprezesem Śląskiego ZPN, nie wyobrażam sobie, by między nami mogło być źle. Szymański mógłby wypełnić nam luki, które teraz tego wymagają, bo to uniwersalny zawodnik. Zagra na chyba pięciu pozycjach, na każdej jakościowo. Może być stoperem, środkowym pomocnikiem, nawet „dziesiątką”. Zamknąłby naszą kadrę na dobre, ale wygląda na to, że będziemy musieli poczekać na niego do lipca. Oby dołączył do nas w zdrowiu, byśmy w przyszłym sezonie mogli cieszyć się z jego gry.

Kibice zastanawiają się, kiedy Ruch ostatnio pozyskał kogoś z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Choć nadal macie swoje problemy, to ciekawy sygnał.

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Poczta pantoflowa między zawodnikami i menedżerami działa. Wiedzą, że w Ruchu jest normalnie, stabilnie, wypłacalnie, wiarygodnie. Niestety, nie wszędzie w Polsce wypełniają się trybuny. U nas jest odwrotnie, to bywa magnesem. Spraw budżetowych nie przeskoczymy, ale w ręce mamy też inne argumenty.

Odkryciem zimy jest Igor Stasiński, napastnik z 2005 rocznika. To taki wasz zimowy transfer wewnętrzny. Co powie pan o tym chłopaku?

Seweryn SIEMIANOWSKI:
– Trafił do nas z Pogoni Ruda Śląska, w poprzednim roku zdobył jako jeden z naszych juniorów wicemistrzostwo Polski w halówce, podpisywaliśmy z częścią tych chłopaków kontrakty. Igor był w tej grupie. To bardzo ambitny chłopak, obdarzony dobrymi warunkami fizycznymi, potrafiący odnaleźć się w polu karnym. Wkomponował się w zespół. Widać, że nie jest byle jaki, tylko jakiś. Może być objawieniem i tego mu życzymy. Zawsze to duża satysfakcja, gdy wychowanek debiutuje, łapie minuty. Serce raduje się wtedy podwójnie. Myślę, że nie ma żadnego ryzyka, by wprowadzać do gry swojego ofensywnego młodego zawodnika. Buduje kredyt zaufania u trenerów i podejrzewam, że w lidze dostanie swoją szansę, udowadniając, że warto inwestować w naszych chłopaków.


Na zdjęciu: Prezesi Seweryn Siemianowski (z prawej) i Marcin Stokłosa z pewnością nie spodziewali się, jak burzliwa będzie to zimowa przerwa w Chorzowie…
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus