Sezon Wisły Kraków. „Czarna dziura” zamiast „Białej gwiazdy”

Z jednym zwycięstwem w rundzie wiosennej krakowianie nie byli w stanie utrzymać się w ekstraklasie.


Pod względem frekwencji na swoim stadionie Wisła Kraków zajęła drugie miejsce. Średnia na stadionie przy ulicy Reymonta to 15307 osób na mecz, a na spotkaniu z Cracovią było ich aż 25317. Nawet gdy zła seria powodowała, że „Biała gwiazda” zmierzali w kierunku strefy spadkowej, fani wspierali piłkarzy. Tylko Lech Poznań okazał się lepszy, ale miłość kibiców 13-krotnego mistrza Polski nie przełożyła się na zdobywanie punktów przez piłkarzy pod wodzą najpierw Adriana Guli, a następnie Jerzego Brzęczka.

Słowak ciągnął wózek do przegranego 0:1 spotkania ze Stalą Mielec w 21. kolejce, czyli po drugiej serii tegorocznych spotkań usłyszał słowa: „Panu już dziękujemy”, a zespół plasujący się wówczas na 13. miejscu w tabeli przejął były selekcjoner biało-czerwonych. Choć przystąpił do dzieła pełen optymizmu, nie potrafił dokonać przełomu i na pierwsze – jak się później okazało jedyne – zwycięstwo Wisły w tym roku trzeba było czekać do 10 kwietnia.

Patrząc na wyniki można powiedzieć, że o degradacji krakowian ostatecznie zadecydowały dwie porażki. Pierwsza z nich na swoim boisku z teoretycznie o nic już nie walczącą Wisłą Płock, która po trafieniu z karnego w 101 minucie wygrała 4:3, a Luiz Fernandez rękoczynami i Jakub Błaszczykowski słowami dali wyraz ogromnej frustracji, „zakleszczyła” zespół spod Wawelu w strefie spadkowej. Kolejna, po dwóch bezbramkowych remisach – z Cracovią za miedzą i Jagiellonią na swoim boisku – była już „gwoździem do trumny”.

Na boisku w Radomiu, gdzie w poprzedniej kolejce gospodarze przegrali 1:6 ze Śląskiem Wrocław, krakowianie do 50 minuty prowadzili 2:0, ale rywale w 40 minut trafili cztery razy i zamiast „Białej gwiazdy” mieliśmy już w tabeli „Czarną dziurę”.

Pytanie, dlaczego tak się stało, ciągle pozostaje bez odpowiedzi. Po transferze Yawa Yeboaha, który zimą dołączył do Columbus Crew, a krakowianie zarobili półtora miliona euro, w drużynie zabrakło strzelca. Najlepiej widać to w klasyfikacji „snajperów” (koniecznie w cudzysłowie). Sprowadzeni napastnicy okazali się niewypałami. Obrona z bramkarzami przypominała szwajcarski ser.

Druga linia, choć momentami gra mogła się podobać, nie miała lidera, który potrafiłby poprowadzić do zwycięstwa. Gole tracone w końcówkach świadczyły o braku siły i koncentracji. Do tego dochodziły pauzy za kartki i kontuzje podstawowych zawodników, a zmiennicy nie potrafili sprostać zadaniu.

Z wyjątkiem jednego, jedynego, wygranego meczu wiosną każde spotkanie przyniosło rozczarowanie, albo zdenerwowanie, którego Jerzy Brzęczek nie potrafi opanować i dlatego teraz wszystko trzeba zaczynać od nowa, żeby jak najszybciej wrócić do elity.


17. WISŁA KRAKÓW

BRAMKI 37: 5 – Yeboah, 4 – Frydrych, 3 – Fernandez, Savić, 2 – Brown Forbes, Gruszkowski, Kliment, Manu, Ondrasek, Skvarka, 1 – Citaiszwili, El Mahdioui, Hugi, Kuveljić, Młyński, Ring, Sadlok, Szota, Żukow; samobójcza Krawczyk (Górnik).

NA PLUS

Napisanie, że w tym sezonie w wykonaniu piłkarzy „Białej gwiazdy” nic nie zasługuje na plus byłoby „łatwizną” więc mocno się wysiliłem, żeby znaleźć pozytyw i okazał się nim bilans derbów. Listopadowe 1:0 na stadionie przy ulicy Reymonta oraz bezbramkowy remis w maju na wyjeździe pozwolił zamknąć ten sezon „mistrzostwem Krakowa”.

NA MINUS

W 1994 roku Wisła Kraków, startująca z kontem minus 3 punkty za wydarzenia z końcówki poprzednich rozgrywek, zajęła 14. miejsce w 18-zespołowej stawce i z dorobkiem 22 punktów za 6 zwycięstw i 13 remisów spadła z najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Po 2-letniej banicji wróciła mocniejsza, ale po 28 latach znowu kibice przeżywają gorycz degradacji, której powodów ani sportowo, ani organizacyjnie nie da się uzasadnić.


Na zdjęciu: Transfer Yawa Yeboaha dał Wiśle półtora miliona euro, ale pozbawił ją najlepszego strzelca.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus