Siatkówka. Ciągle „pod prądem”

26 października meczem wyjazdowym z Visłą Bydgoszcz zespół Jastrzębskiego Węgla zainaugurował rozgrywki Plus Ligi. Do zeszłej soboty, kiedy „pomarańczowi” mierzyli się przed własną publicznością z GKS-em Katowice, minęło od pierwszego spotkania zaledwie 49 dni, a starcie – wygrane po tie breaku – było już 14 meczem zespołu z al. Jana Pawła II w tym sezonie. Po raz 13 jastrzębianie wyszli na parkiety plusligowe, a w międzyczasie rozegrali jedno spotkanie Ligi Mistrzów. Żaden zespół w Polsce nie rozegrał takiej ilości spotkań. Dlatego też podopieczni trenera Slobodana Kovaca mają prawo być zmęczeni.

Fizycznie jest OK, ale…

Na parkietach spędzili już 49 setów, czyli można zażartować, że każdego dnia rozegrali jedną partię meczu o stawkę. Pięciosetowa batalia z „GieKSą” na pewno nie ułatwia zadania, jeżeli chodzi o regenerację sił.

– W naszej grze był problem – powiedział po sobotnim meczu Dawid Konarski, atakujący Jastrzębskiego Węgla.

– To my zagraliśmy w tym meczu troszeczkę słabiej. Mieliśmy problemy w przyjęciu zagrywki i w tym, aby kończyć ataki ze skrzydła. Dlatego cieszy mnie, że po pierwszych dwóch nie najlepszych setach udało się wrócić do gry i wygrać mecz. Od trzeciej partii zyskaliśmy większą lub mniejszą kontrolę nad tym spotkaniem. Tie break wygraliśmy już pewnie – to raz jeszcze dwukrotny mistrz świata, który w ostatnim ligowym boju zdobył 18 punktów, notując 53-procentową skuteczność w ataku.

Przypomnijmy, że „Konar”, kilka dni wcześniej, nie wystąpił w starciu Ligi Mistrzów z Halkbankiem Ankara z powodu drobnego urazu. Niemniej jednak doświadczony zawodnik nie uważa, aby zespół był przesadnie wyeksploatowany.

– Może trochę, ale bardziej pod względem mentalnym, bo fizycznie dobrze jesteśmy przygotowani do sezonu – podkreślił 30-letni atakujący.

Zmotywowany Szalacha

We wspomnianym meczu CEV Champions League odpoczywał, z podobnych powodów, Jurij Gładyr. Który w starciu z Katowicami nie czuł się na parkiecie najlepiej. To był najsłabszy występ ukraińskiego przyjmującego w tym sezonie, a 35-letniego siatkarza zastąpił już w drugiej odsłonie Michał Szalacha. I trzeba przyznać, że dał bardzo dobrą zmianę.

– Gramy co trzy dni i każdy z nas musi być na to gotowy. Zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić, że ciągle jesteśmy „pod prądem”. Na każdym treningu udowadniamy, że potrafimy i chcemy grać. To, że dostajemy szanse, jest bardzo motywujące do dalszej pracy – podkreślił młodszy z jastrzębskich środkowych, który w sobotę skończył w ataku 6 z 7 piłek.

Udane zastępstwo

Innym zmiennikiem, który spisał się dobrze po wejściu na parkiet, był Dominik Depowski. Przyjmujący zastąpił kiepsko grającego Christiana Fromma, który w poprzednich meczach spisywał się bardzo dobrze. Tym razem to jednak nie był dzień niemieckiego zawodnika, który skończył zaledwie 2 z 9 ataków, a na dodatek niepewnie przyjmował. „Depo” w obu wymienionych elementach był tym razem lepszy.

– Rywal grał bardzo dobrze. Szczególnie w obronie podbił bardzo dużo piłek. Dlatego musieliśmy czymś na to zaradzić. Wzmocniliśmy zagrywkę, lepiej ustawialiśmy się w bloku i udało nam się odwrócić losy meczu. Wszedłem na boisko z ławki i miałem pomóc drużynie. Chyba się udało – podkreślił 24-letni siatkarz, który – obok Szalachy – jest niezłym dowodem na to, że Jastrzębski Węgiel dysponuje w tym sezonie szerokim i wyrównanym składem.

Na zdjęciu: Dominik Depowski jest dowodem na to, że Jastrzębski Węgiel dysponuje w tym sezonie wyrównanym składem.