Siatkówka. Człowiek od czarnej roboty

Wykrusza się grono znakomitych graczy Płomienia Sosnowiec, którzy w 1978 r. sięgnęli po Puchar Europy. W nocy z niedzieli na poniedziałek zmarł na serce Krzysztof Kasprzyk.

Ze znakomitej drużyny Aleksandra Skiby zostało ich tylko siedmiu: Ryszard Bosek, Włodzimierz Sadalski, Waldemar Wspaniały, Waldemar Kmera, Wiesław Pawlik, Jerzy Malinowski i Wojciech Piątek.

Kreatywny siłacz

Krzysztof Kasprzyk 42 lata temu w turnieju finałowym Pucharu Europy był podstawowym zawodnikiem Płomienia. Po jego niezwykle silnych zbiciach piłka demolowała blok rywali, którzy często masowali palce u rąk, by zmniejszyć ból. – To był niezwykle silny, skoczny zawodnik – wspomina Ryszard Bosek, mistrz olimpijski i świata, który w Płomieniu grał z nim w szóstce po przekątnej.

– Krzysiek technicznie szwankował, ale był bardzo silny fizycznie i z tej siły korzystał w ataku. Poza boiskiem był twórczy, zawsze starał się wymyślić coś nowego, co można byłoby wprowadzić do gry. Czasami tą swoją kreatywnością potrafił nas rozbawić.

Kiedyś wymyślił, że będzie atakował piłkę kantem dłoni, innym razem chciał podginać kolana przy naskoku do ataku. Raz to nawet zapomniał wyprostować kolana po naskoku do ataku, ale jakoś szczęśliwie wylądował na dwóch nogach – przypomina sobie Bosek.

Wbijanie gwoździ…

Kasprzyk był ulubieńcem kibiców Płomienia, na przedmeczowej rozgrzewce specjalnie dla nich najmocniej uderzał piłkę z tzw. krótkiej wystawy, a ta odbijała się tak silnie od parkietu, że lądowała na suficie. Ten pokaz siły robił wrażenie także rywalach, którzy już przed pierwszym gwizdkiem mieli miękkie nogi. Wśród siatkarzy takie akcje nazywano wbijaniem gwoździ w parkiet… – Nie tylko Krzysiek zaliczał sufity w Płomieniu. Byli też inni specjaliści, chociażby Zbyszek Zarzycki, ale Kasprzyk był w tym najlepszy – dodaje Bosek.

Bardzo dobrze Kasprzyka znał Waldemar Wspaniały. Razem grali w Płomieniu, razem zdobywali Puchar Europy i mistrzostwo Polski. – Krzyśka pamiętam jeszcze jako młodego chłopaka, gdy kończył Technikum Energetyczne w Sosnowcu. To było można rzecz siatkarskie technikum, ja również je kończyłem podobnie jak Andrzej Urbański i kilku innych graczy Płomienia.

Najpierw graliśmy, a potem 2 lata byłem jego trenerem. W finałowym turnieju Pucharu Europy był podstawowym zawodnikiem, rozegrał wszystkie trzy mecze. Mocnymi atakami zdobywał wiele ważnych punktów. Ogólnie można powiedzieć, że był człowiekiem od czarnej roboty. Jego śmierć spadła na mnie jak grom… – ze smutkiem przyznaje Wspaniały, który przypomina, że w tamtych czasach Kasprzyk był rzadkim okazem wyczynowego zawodnika idealnie łączącego sport z nauką. Skończył Politechnikę Śląską w Gliwicach i Akademię Wychowania Fizycznego w Katowicach.

– Był bardzo dobrym studentem. Na AWF-ie studiowaliśmy razem, oczywiście zaocznie, bo innej możliwości nie było. Po siatkówce poszedł w górnictwo, realizował się zawodowo jako dyrektor, prezes, biznesmen. Gdy zajmował ważne stanowisko w kopalni „Czeczot”, ściągnął do siebie kolegę z Płomienia Leszka Próchnickiego. Zaangażował się także w tworzenie tyskiej siatkówki, w tej sprawie spotkał się z prezydentem Tych, Andrzejem Dziubą, ale coś nie wyszło – dodaje Wspaniały.

Gdyby nie stan wojenny…

Kasprzyk nigdy nie wystąpił w reprezentacji, chociaż w latach 70. grał w jednej z najlepszych drużyn ligowych w Polsce. Jednak konkurencja była ogromna; w Płomieniu trafił na pokolenie znakomitych siatkarzy, by wspomnieć mistrzów świata i olimpijskich: Wiesława Gawłowskiego, Ryszarda Boska, Włodzimierza Sadalskiego i Zbigniewa Zarzyckiego. Wielkie gwiazdy Płomienia błyszczały, a obok nich był Kasprzyk, który miał swoją robotę do wykonania. Niewiele brakowało, by wyjechał na kontrakt do Włoch, co na przełomie lat 70. i 80. było marzeniem niemal każdego polskiego siatkarza. Rozmowy w tej sprawie były zaawansowane, a pomocną dłoń wyciągnął Gawłowski. Popularny „Mały” właśnie z Płomienia przeniósł się do Serie A, a konkretnie do Vianello Pescara. Do konkretów jednak nie doszło, gdyż w Polsce akurat ogłoszono stan wojenny. No i życiową szansę diabli wzięli…

Jego pierwszą żoną była Teresa Aszkiełowicz, znana siatkarka Płomienia, mistrzyni Polski. Drugą – Anna Krasińska, której niedawna śmierć bardzo go przygnębiła. – Tata był w głębokiej depresji po śmierci mamy, ta sytuacja bardzo nim wstrząsnęła – zdradza [Rafał Krasiński.] – To był fantastyczny człowiek, który mnie wychował. Można powiedzieć, że był charakterny, zawsze stawiał na swoim, ale też z każdym lubił pogadać, każdemu chciał pomóc. Szkoda tylko, że nie mógł zostać dyrektorem kopalni. Chyba chodziło to, że nie skończył Akademii Górniczo-Hutniczej tylko Politechnikę.

Najważniejszy górnik wśród siatkarzy

Kasprzyk nie został dyrektorem kopalni, pełnił natomiast odpowiedzialne funkcje w wielu górniczych zakładach. Przyjaciele i znajomi żartowali, że był najważniejszym górnikiem wśród siatkarzy. – Zaczynał w kopalni „Czerwona gwardia” w Sosnowcu, potem był naczelnym inżynierem w kopalniach „Czeczot” i „Wesoła”. Był także prezesem dwóch spółek górniczych należących do grupy „Kopex” – wymienia Janusz Kapka, były gracz Płomienia, który organizuje coroczne spotkania siatkarzy i siatkarek sosnowieckiego klubu.

Kasprzyka wspominają także w Tychach, gdzie swego czasu budowano męską siatkówkę. – Krzysztof bardzo nam pomógł w tworzeniu silnego TKS-u Kopex Tychy. Mieliśmy mocną drużynę, w czym spora zasługa Kasprzyka. Naprawdę trudno nam uwierzyć, że nie ma go już z nami. Dla niego sport, a zwłaszcza siatkówka to sens życia – dowodzi Krzysztof Woźniak, który był dyrektorem TKS-u Kopex Tychy, a obecnie pełni funkcję prezesa Tyskiego Sportu SA.

– Tydzień temu tata trafił do szpitala. Miał problemy, nie funkcjonowały mu nerki, dokuczała arytmia serca. Był załamany śmiercią żony, nie tak sobie to wszystko wyobrażał. A wcześniej prowadził bardzo aktywne życie, był prezesem koła myśliwskiego, chodził po lesie – opowiada syn Rafał.

Córka Kalina miała być siatkarką, przynajmniej o tym myślał tata, jednak jego marzenia nie spełniły się do końca. – Tata wychowywał nas w duchu sportowej rywalizacji. On nas bardzo kochał, zrobiłby dla nas wszystko. Ja także grałam w siatkówkę, ale wybrałam karierę zawodową. Wiem, że był bardzo dobrym sportowcem, ale także kochającym tatą – zaznacza na koniec córka Kalina.

Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzyk (stoi drugi z lewej) tworzył legendę Płomienia Milowice, końca lat 70.

Fot: album „Płomień-Milowice” autorstwa Magdaleny, Zuzanny i Joanny Bąk