Siatkówka. Droga przez mękę

Jedno złoto – to dorobek biało-czerwonych w igrzyskach olimpijskich.


Jednym z murowanych kandydatów do medali w turnieju siatkarzy jest nasza reprezentacja. Nadzieje są ogromne i niebezpodstawne. Polacy dominują na światowych parkietach i ostatnio z każdej ważnej imprezy wracali z medalami, również z najcenniejszego kruszcu. W 2014 i 2018 roku wywalczyli złoto mistrzostw świata. Ale patrząc na ich dokonania w igrzyskach olimpijskich, trudno być optymistą.

Falstart debiutanta

Biało-czerwoni na olimpiadzie zadebiutowali w 1968 roku w Meksyku. Cztery lata wcześniej, w Tokio, gdy siatkówka znalazła się w programie igrzysk, zabrakło ich, bo w dwóch wielkich imprezach poprzedzających olimpiadę (mistrzostwa świata 1962 i mistrzostwa Europy 1963) zajęli szóste miejsca, niepremiowane awansem.

W Meksyku zagrało dziesięć drużyn. Rumunia i mistrz Afryki zrezygnowały ze startu, a ich miejsca zajęły Bułgaria i Belgia. Trener Tadeusz Szlagor skład oparł na medalistach ME z 1967 roku. Zabrakło jedynie Ryszarda Sierszulskiego, który doznał kontuzji kręgosłupa. Na jego miejsce powołano Zbigniewa Zarzyckiego. Nadzieje przed odlotem na igrzyska były ogromne. Wzmocnił je jeszcze występ na turnieju w Magdeburgu, gdzie biało-czerwoni pokonali wielkiego faworyta, ZSRR.

Polacy zaczęli jednak źle, bo od porażki z Japonią 0:3. Potem pokonali kolejno: Meksyk 3:1, Belgię 3:0, USA 3:0, Brazylię 3:0, Bułgarię 3:0 i Czechosłowację 3:1 oraz przegrali z ZSRR 0:3. Przed ostatnim meczem z NRD mieli szansę na medal. Zwycięstwo dałoby im trzecie miejsce, ale przegrali gładko 0:3 i spadli na piąte miejsce.

– Start w igrzyskach pozostawił wielki niedosyt. Polecieliśmy grać o medal, ale przegraliśmy. Podium było w naszym zasięgu. Nie graliśmy źle. Zabrakło postawienia kropki nad „i” w spotkaniu z NRD, z którą wygraliśmy w mistrzostwach Europy – wspomina na stronie Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Edward Skorek, jedna z naszych legend.

Skorek debiutował w reprezentacji w 1964 roku i był m.in. obok Zbigniewa Zarzyckiego, Stanisława Gościniaka i Huberta Wagnera przedstawicielem nowego pokolenia graczy, którzy niebawem mieli rozsławić polską siatkówkę na całym świecie. Zanim do tego doszło przyszło kolejne rozczarowanie.

– Do Monachium (1972) udawaliśmy się po medal, a wróciliśmy zawiedzeni, chociaż starty przed igrzyskami wskazywały, że będzie dobrze – wspomina Ryszard Bosek. W pierwszym spotkaniu Polacy przegrali z Czechosłowacją 0:3 i ten falstart od razu ustawił ich w niekorzystnym położeniu.

– Po tej przegranej wszystko już było źle, drużyna rozsypała się. Straciliśmy wiarę w sukces – przyznaje Bosek.

Wyniki Polaków w kolejnych meczach: Tunezja 3:0, Korea Płd. 1:3, Bułgaria 2:3 i ZSRR 2:3. W meczu o 9. miejsce biało-czerwoni wygrali z Kubą 3:0.

Turniej w Monachium rozgrywany był już według innego systemu. W dwóch poprzednich igrzyskach dziesięć zespołów zagrało każdy z każdym. Tym razem dwanaście drużyn podzielono na dwie grupy, a po dwie najlepsze z każdej awansowały do półfinału.
Po powrocie z Monachium 32-letni Hubert Wagner zastąpił Tadeusza Szlagora na stanowisku trenera męskiej reprezentacji.

Złota era

Dwa lata przed turniejem olimpijskim w Montrealu Polacy wywalczyli mistrzostwo świata, a rok później wicemistrzostwo Europy. Ukoronowaniem złotej ery było mistrzostwo olimpijskie wywalczone w Kanadzie. W sukcesie nie przeszkodził im nawet brak Stanisława Gościniaka i Wiesława Czai. W ich miejsce w zespole pojawili się Zbigniew Lubiejewski i Lech Łasko. A przecież Czaja uchodził za jednego z najskuteczniejszych atakujących, natomiast rozgrywający Gościniak został dwa lata wcześniej uznany za najlepszego siatkarza MŚ. Wagner nie bał się jednak trudnych i kontrowersyjnych decyzji.

W fazie grupowej nasi siatkarze potwierdzili rolę faworytów. Pokonali Koreę Płd. 3:2, Kanadę 3:0, Kubę 3:2 i Czechosłowację 3:1. W walce o medale stoczyli dwa pasjonujące starcia – z Japonią 3:2 oraz w wielkim finale z reprezentacją ZSRR 3:2. Warto dodać, że zespół radziecki grał w Kanadzie znakomicie i do meczu z Polakami nie stracił nawet seta Dramatyzm tego ostatniego meczu obrósł legendą…

Przegrane medale

Turniej siatkarzy w igrzyskach w Moskwie odbył się w okrojonym składzie, bo na znak protestu przeciwko agresji ZSRR na Afganistan olimpiadę zbojkotowało wiele krajów. Turniej miał jednego faworyta, ZSRR. Gospodarze po porażce w Montrealu wygrali wszystkie kolejne duże imprezy: MŚ 1978, ME 1977 i 1979 oraz Puchar Świata 1977. Wydawali się więc poza konkurencją. Srebro było jednak w zasięgu biało-czerwonych. Początek turnieju był pomyślny dla podopiecznych trenera Aleksandra Skiby. Polacy wygrali grupę, pokonując Jugosławię 3:1, Rumunię 3:1 i Libię 3:0. Przegrali tylko z Brazylią 2:3. W walce o finał walczyli z Bułgarią, po dwóch wyrównanych setach trzeciego przegrali już wyraźnie i cały mecz 0:3. W walce o brąz z kolei za mocna okazała się Rumunia 1:3.

Nadchodzi młodzież

Na kolejny udział naszych siatkarzy w turnieju olimpijskim musieliśmy czekać aż 16 lat. W 1984 roku w Los Angeles nie wystąpili, bo tym razem państwa „demokracji ludowej” w rewanżu za Moskwę zdecydowały się na bojkot, a w Seulu (1988) i Barcelonie (1992) przepadli w kwalifikacjach.

W Atlancie (1996) biało-czerwoni nie byli faworytami. Ich trenerem był wtedy Wiktor Krebok, który kadrę objął w 1994 roku. Polska wypadło bardzo słabo i wygrała tylko jednego seta w pięciu przegranych meczach: z USA 0:3, Kubą 0:3, Brazylią 0:3, Bułgarią i Argentyną 1:3.

Atlanta zapoczątkowała jednak nowe czasy. Kilku starszych zawodników z „przymusu” pożegnało się z kadrą m.in. Mariusz Szyszko, Leszek Urbanowicz, Krzysztof Janczak czy Witold Roman. Nadchodziła bowiem nowa grupa, złoci juniorzy Ireneusza Mazura. Zanim jednak przyszedł ich czas, musieli przełknąć gorycz porażki. W 2000 roku w katowickim „Spodku” przegrali olimpijskie kwalifikacje i do Sydney nie pojechali.

Klątwa ćwierćfinału

Dopiero w Atenach znowu zobaczyliśmy naszych siatkarzy. W turnieju startowało 12 reprezentacji, podzielonych na dwie grupy. W nich zespoły grały systemem każdy z każdym. Po cztery najlepsze z każdej grupy awansowały do ćwierćfinałów, po których rozegrano półfinały, finał i mecz o 3. miejsce.

Polska rozpoczęli od fantastycznego zwycięstwa nad obrońcą tytułu Serbią i Czarnogórą 3:0. Potem już było gorzej, bo przyszły porażki z Francją 0:3 i Grecją 1:3. Zwycięstwa z Argentyną 3:2 i Tunezją 3:1 pozwoliły jednak na wyjście z grupy. W ćwierćfinale biało-czerwoni przegrali jednak z Brazylią 0:3, późniejszym mistrzem.



Jak się okazało, ćwierćfinał okazał się szczytem również w kolejnych igrzyskach w Pekinie (2008), Londynie (2012) oraz Rio de Janeiro (2016). Najbliżej strefy medalowej biało-czerwoni byli w stolicy Chin. W fazie grupowej pokonali Egipt 3:0, Serbię 3:1, Niemcy 3:0 oraz Rosję 3:2 i przegrali z Brazylią 0:3. Do ćwierćfinału awansowali z trzeciego miejsca i trafili na Włochów. Decydował zacięty tie-break, w którym prowadzeni przez Andreę Anastasiego rywale okazali się lepsi 17:15. Z kolei w Londynie przegrali z Rosją 0:3, a w Rio de Janeiro z USA 0:3.

W Tokio ma być już inaczej, o wiele radośniej dla nas. Po niedawnym memoriale Huberta Wagnera Vital Heynen obiecał przecież medal…


Na zdjęciu: Czy Vital Heynen i biało-czerwoni spełnią marzenia kibiców o olimpijskim krążku?

Fot. PressFocus.pl