Siatkówka. Środkowy o zabójczym bloku

Kilka tygodni temu zapowiedział zakończenie sportowej kariery. Teraz mistrz świata i Europy, Marcin Możdżonek, oficjalnie powiedział i powiedział koniec.


„Ten dzień musiał nadejść. Nie będę już grał profesjonalnie w siatkówkę! Kończę karierę sportową. Nie jest to łatwy moment w moim życiu… Dziękuję, że byliście ze mną przez te wszystkie lata” – napisał na Facebooku 35-letni środkowy.

Spodziewany stop

Jego decyzja zaskoczeniem nie jest. W połowie lutego za porozumieniem stron Marcin Możdżonk rozwiązał umowę z Asseco Resovią. Powodem była przedłużająca się kontuzja lewego kolana, z którą zmagał się od kilku miesięcy.

– Noga operowana blisko dwa lata temu znów dała o sobie znać. Nie chcę zagłębiać się w szczegóły, ponieważ nie do końca wiadomo, jak tę sprawę ugryźć. Zdania lekarzy są podzielone, ale jest szansa na uniknięcie operacji. Z dalszymi działaniami poczekamy. Po serii badań zadecydujemy, czy mam się poddać zabiegowi, czy też nie – powiedział doświadczony środkowy. Wtedy też po raz pierwszy zasugerował, że na parkiet już nie wróci.

– Nie zagram w żadnym z meczu, co jest dla mnie trudne. Liczyłem się jednak z taką ewentualnością. Nie powiem, że byłem na to gotowy, ponieważ okazało się, że nie można się przygotować na tak poważną kontuzję. Nie siedzę w kącie i nie płaczę. Kiedy zaczynałem przygodę ze sportem, wiedziałem, z czym się może wiązać – dodał.

Przed meczem z VERVĄ Warszawa w Rzeszowie został nawet oficjalnie pożegnany.

– Życie sportowca składa się z trudnych i bardzo wesołych momentów. Ten jest dla mnie trudny. Dziękuję bardzo za oklaski i podziękowania. Dzięki wam jest mi dużo łatwiej znieść prawdopodobnie ostateczny rozbrat z siatkówką. Dziękuję, że mogłem grać w tym klubie dla was – mówił wówczas do żegnających go kibiców. Zastrzegł jednak, że… jeśli tylko będzie szansa, to wróci do gry.

Okazało się to niemożliwe. Po kilku miesiącach ogłosił więc ostateczną decyzję w „Przeglądzie Sportowym”.

– Definitywnie i nieodwołalnie kończę karierę. Zrobiłem sobie bilans zysków i strat, porządnie wszystko przemyślałem i wyszło na to, że czas zawiesić buty na kołku – powiedział.

– Co o tym zdecydowało? PESEL i zdrowie. Mam już 35 lat, za sobą wiele lat kariery. Ambicja podpowiadała mi, żeby jeszcze spróbować wrócić na boisko, ale młodszy już nie będę, a zdrowie też nie to – przyznał.

Firmowe zagranie

Możdżonek na parkiecie był oazą spokoju. Nic nie potrafiło go wyprowadzić z równowagi. Niby nieporadny, a na środku siatki niezastąpiony. Świetnie czytał grę. A do tego potrafił perfekcyjnie wykorzystać swoje znakomite warunki fizyczne, a mierzy aż 212 cm. Jego bloki stopowały największych bombardierów światowych parkietów. W 2011 r. został okrzyknięty najlepszym blokującym Pucharu Świata. Zaliczył wówczas aż 30 tzw. czystych bloków. Przeciwko Japonii miał ich siedem!

Do historii polskiej siatkówki przeszedł jednak dzięki jednemu blokowi w starciu z Iranem na mistrzostwach świata w 2014 roku. To była siatkarska wojna. Polacy mieli piłkę meczową w tie-breaku. Rywale dokładnie przyjęli zagrywkę, rozegrali akcję i gdy wydawało się, że bez problemu wyrównają, nagle nad siatką wyrosły ręce Możdżonka. Piłka wróciła szybciej na parkiet niż wylądował… Irańczyk. Punkt i koniec meczu. A wcale nie musiało się tak zakończyć. Możdżonek zlekceważył zalecenia trenera Stephane’a Antigi. „Selekcjoner zasugerował, żeby przy idealnym przyjęciu zagrywki przez rywali iść w ciemno blokiem do irańskiego atakującego. Zdziwiłem się, bo moim zdaniem to nie był dobry pomysł, ale nie było już czasu, by polemizować z trenerem. Pod siatką obok mnie stał Mariusz Wlazły. „Trener kazał mi iść do atakującego” – powiedziałem mu. Mariusz na to: „Tylko tego nie rób!”. „Wiem, nie zrobię” – odpowiedziałem. I kilka chwil później przy naszej piłce meczowej, zamiast iść do atakującego, wyskoczyłem do irańskiego środkowego. Zablokowałem go i ta akcja zakończyła mecz – mówił w książce „Ludzie ze złota” bohater ostatniej akcji.

Kolekcjoner medali

Możdżonek od dzieciństwa wyróżniał się warunkami fizycznymi. Rówieśników przewyższał o głowę. I wcale nie myślał zostać siatkarzem. Bliżej było mu do koszykówki, piłki ręcznej i piłki nożnej, które w dzieciństwie uprawiał z powodzeniem. W rodzinnym Olsztynie to jednak siatkówka była sportem nr 1. Możdżonek zainteresował się nią późno, bo dopiero w połowie ósmej klasy za namową taty, który grywał amatorsko. To on wziął go na pierwszy trening.


Przeczytaj jeszcze: Rekordzista na pokładzie


– Poszedłem z tego względu, że ta dyscyplina w Olsztynie ma bardzo bogate tradycje. Spodobało mi się i tego wyboru nie żałuję. Bardzo lubię siatkówkę, ponieważ jest jedną z najtrudniejszych gier zespołowych. Bardzo trudna technicznie, wymaga umiejętności, współpracy z innymi zawodnikami. Trzeba włożyć dużo pracy, żeby dobrze grać – wspominał swoje początki w rozmowie z portalem nto.pl.

W reprezentacji Polski Możdżonek rozegrał 242 mecze. Był mistrzem świata (2014) i Europy (2009). Stawał na podium w Pucharze Świata (2011, 15) oraz triumfował w Lidze Światowej (2012). Równie dobrze radził sobie w klubach. Występował w AZS-ie Olsztyn (2004-08), Skrze Bełchatów (2008-12), ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle (2012-14), tureckim Halbanku Ankara (2014/15), Cuprum Lubin (2015/16) i ostatnio w Asseco Resovii (2016-20). Wywalczył trzy mistrzostwa Polski (2009, 10, 11), pięć Pucharów Polski (2009, 11, 12, 13, 14), wicemistrzostwo Turcji (15), Puchar i Superpuchar Turcji (14, 15) oraz srebro Klubowych Mistrzostw Świata (2009, 10).

W 2009 r. za wybitne osiągnięcia sportowe został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a pięć lat później Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Smutek i żal

W kolekcji brakuje mu medalu olimpijskiego, choć był na olimpiadzie w Pekinie (2008) i Londynie (2012). Na tej drugiej był kapitanem drużyny. Tak wspominał ćwierćfinałową przegraną z Rosją:

– Wszyscy, cała dwunastka, siedzieliśmy w jednym pokoju. I bardzo szczerze gadaliśmy. To było coś w rodzaju stypy. Nie było gorzkich żalów, nikt do nikogo nie miał pretensji. Każdy z nas chciał i każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu zawalił. Nikt nie poszedł w swoją stronę. Rozmawialiśmy przez całą noc o wielu rzeczach. Ta noc upewniła mnie w przekonaniu, że drużyna pozostała nienaruszona. Przegraliśmy tylko mecz, nic więcej. Wiem, że to frazes, ale co nas nie zabije, to nas wzmocni.

Na kolejne igrzyska w Rio de Janeiro (2016) już nie pojechał. Decyzję ówczesnego trenera naszej kadry mocno przeżył. „Nie pojadę do Rio de Janeiro, nie wystąpię w trzecim turnieju olimpijskim. Co czuję? Smutek i żal. Jest mi bardzo przykro, bo po raz pierwszy znalazłem się w takiej sytuacji. Mimo że dałem z siebie wszystko i pomagałem zespołowi najlepiej, jak umiałem, nie znalazłem uznania w oczach selekcjonera. To boli, choć od dłuższego czasu przeczuwałem, że Antiga podejmie właśnie taką decyzję… Wiem, że ktoś z czterech środkowych musiał odpaść, i że takie trudne chwile są wpisane w życie sportowca.

Problem w tym, że nie jestem już młodzieniaszkiem wchodzącym do reprezentacji Polski i z mojej perspektywy ta decyzja jest krzywdząca. Muszę ją jednak zaakceptować i „przetrawić”. Życie toczy się dalej, a czas leczy rany” – pisał w felietonie dla „Przeglądu Sportowego”.

Budowlane wyzwanie

Czym były już gracz zamierza się zajmować na emeryturze?

– Pracuję w branży budowlanej. Razem ze wspólnikiem prowadzę działalność polegającą na dystrybucji wszelkiego rodzaju farb i żywic przemysłowych włoskiej firmy Atria. Budujemy wszystko od podstaw i łatwo nie jest, ale daje to dużo satysfakcji – podkreśla Możdżonek, który do siatkówki prawdopodobnie nie wróci.

– Zawsze mówiłem, że nie chcę być trenerem, ale nie będę składał żadnych deklaracji. Różnie przecież może być. Gdybym miał wrócić do siatkówki, to jednak wolałbym w innej roli, bardziej związanej z moimi studiami. Jestem magistrem i mogę realizować się na innym polu niż sportowe – stwierdził.


Na zdjęciu: Marcin Możdżonek rozpoczyna nowy rozdział swojego życia.

Fot. Łukasz Sobala/pressfocus