Siatkówka. Tak minął rok (1). Kadra w cieniu konfliktu

 

Skład kobiecego finału mistrzostw Polski był nieoczekiwany. Po raz pierwszy w historii o złocie decydowały derby Łodzi.

Łódzki finał

Spotkały się w nim ŁKS Commercecon i Grot Budowlani. Dla obu zespołów występ w finale nie jest nowością. Dwa lata temu wystąpili w nim Grot Budowlani, a przed rokiem ŁKS. W obu przypadkach decydujące starcia łodzianki przegrały z Chemikiem Police. Tym razem zawodniczki Grot Budowlanych zrewanżowały się Chemikowi już w półfinale, kończąc jego złotą – pięć tytułów – serię.

Do wywalczenia mistrzostwa kraju ŁKS potrzebował zaledwie trzech meczów. Nie znaczy to, że brakło emocji. Każde ze spotkań kończyło się tie-breakiem!

W decydującym spotkaniu, w piątym secie obie drużyny już były w niebie, by po chwili spaść do piekła. Najpierw prowadził ŁKS (2:0), następnie Budowlani (4:2) i ponownie ŁKS (8:6). W drugiej części rozstrzygającego seta ŁKS pewnie już zmierzał po tytuł (14:9). W końcu w taśmę i aut zaatakowała Magdalena Stysiak, a w ostatniej akcji na siatce pomyliły się zawodniczki Budowlanych.

ŁKS wywalczył swój drugi tytuł, poprzednio triumfował 36 lat temu – w 1983 roku. W swoim dorobku ma także trzy srebrne i trzy brązowe medale. Siatkarki Grot Budowlanych jeszcze nigdy nie stanęły na najwyższym podium, po raz drugi zostały wicemistrzem kraju, mają też na koncie brązowy medal.

– Złoto to spełnienie marzeń. Dalej w to nie wierzę, większość z nas nie wierzy. Jesteśmy mistrzyniami, wywalczyłyśmy to ciężką pracą i możemy być z siebie dumne – cieszyła się Monika Bociek, atakująca ŁKS-u.

Za słabe

Kto oczekiwał, że polskie siatkarki zawojują Final Six Ligi Narodów w Nankinie, ten po dwóch porażkach z USA 1:3 i Brazylią 2:3 mógł czuć się zawiedziony. Niemniej samą obecność biało-czerwonych w tym elitarnym gronie można uznać za sukces. Któż jeszcze trzy lata temu mógł przypuszczać, że nasza reprezentacja będzie tak dobrze się spisywała i będzie miała na koncie kilka wartościowych zwycięstw.

Pod skrzydłami Jacka Nawrockiego na gwiazdę pierwszej światowej wielkości wyrosła Malwina Smarzek-Godek. Nasza atakująca, na co dzień występująca w Zanetti Bergamo, w 17 meczach Ligi Narodów zgromadziła 421 pkt, a przecież przed nią wiele lat występów w biało-czerwonych barwach. W jej cieniu jest Justyna Łukasik, mająca również potencjał, ale musi teraz się pogodzić z rolą zmienniczki.

Turniej finałowy Ligi Narodów uwidocznił jeden problem. Brakowało skutecznej drugiej skrzydłowej. Nawrocki próbował Magdalenę Stysiak Imponująca warunkami fizycznymi niespełna 19-latka w ataku nie zawiodła. Słabiej jej szło w przyjęciu i w tym elemencie dodatkowe obowiązki spadły na drugą przyjmującą oraz libero.

Nieudany atak na Tokio

Turniej kwalifikacyjny do igrzysk w Tokio 2020 we Wrocławiu nie przyniósł oczekiwanego zakończenia. Polki nie były faworytkami, to miano przypadło mistrzyniom świata, Serbkom. Biało-czerwone zgodnie z planem ograły Portoryko i Tajlandię. W decydującym starciu, choć zostawiły mnóstwo zdrowia na parkiecie, nie sprawiły niespodzianki i przegrały z ekipą z Bałkanów 1:3.

Tak blisko, tak daleko

– Bardzo chciałyśmy medalu, ale chyba było na to dla nas za wcześnie – szczerze wyznała [Martyna Grajber], przyjmująca naszej kadry, po powrocie z mistrzostw Europy. Polki w Turcji zajęły czwarte miejsce, najlepsze od lat. W rozgrywanej w Ankarze fazie finałowej przegrały w półfinale z Turcją 0:3, a następnie w meczu o trzecie miejsce z Włoszkami 0:3.

Mimo czwartego miejsca, w oczach naszych naszych zawodniczek trudno było zobaczyć szaleńczą radość. Podkreślały, że choć czwarte miejsce w Europie jest sukcesem, nie kryły rozczarowania wynikiem. Medal był bowiem na wyciągnięcie ręki. – Każda dusza sportowca jest nieokiełznana i chciałoby się więcej. Wiedziałyśmy, że niewiele nas dzieli od fajnego przypieczętowania sezonu – żałowała Grajber.

– W walce o medale zabrakło nam troszkę determinacji i dobrej zagrywki. Na boisku byłyśmy nieswoje. Włoszki wyszły i chciały z nami wygrać. Hala też troszkę zawiodła, bo miałyśmy 20 minut przerwy w związku z problemami ze światłem. Po samym spotkaniu ból był niesamowity. Mogłyśmy wywalczyć wymarzony medal. Z perspektywy czasu na pewno będziemy się cieszyć, bo czwarte miejsce jest naprawdę fajne. Brałabym je w ciemno przed turniejem, nie sądząc, że będziemy tak dobrze grały – wtórowała jej Magdalena Stysiak.

Z wyniku nie do końca zadowolony był też Jacek Nawrocki, opiekun biało-czerwonych. – Mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest satysfakcja, bo przed rozpoczęciem turnieju czwarte miejsce w Europie przyjęlibyśmy z radością. Nikt bowiem nie przypuszczał, że znajdziemy się w najlepszej czwórce. To bez wątpienia sukces tych młodych dziewczyn.

Z drugiej strony jest niedosyt i on… musi być! Byliśmy bowiem bardzo blisko medalu. Był w naszym zasięgu. Mecz z Włoszkami mogliśmy wygrać. A czego zabrakło? Przede wszystkim nie wykorzystaliśmy wielu piłek sytuacyjnych, które powinniśmy zamienić na punkty. Zbyt dużo piłek wpadło nam za kołnierz. To nie są jednak sytuacje, które można wytrenować. To się ma albo nie. Po prostu byliśmy w tych momentach słabsi od rywalek – ocenił.

Burza z piorunami

W listopadzie wybuchła bomba atomowa. Portal „Gazety Wyborczej” poinformował o buncie większości zawodniczek, domagających się zdymisjonowania trenera Jacka Nawrockiego. Odpowiedź Polskiego Związku Piłki Siatkowej była błyskawiczna: przedłużono umowę z selekcjonerem do 2022 roku, co tylko dolało oliwy do ognia. Siatkarki wydały specjalne oświadczenie.

„W obliczu wszystkich zarzutów, często nieprawdziwych, drużyna czuje się skrzywdzona oraz oszukana”. Przedstawiły dziewięć zarzutów wobec szkoleniowca m.in: brak komunikacji na linii trener – zawodniczki, bagatelizowanie stanu zdrowia kadrowiczek oraz okazywanie niezadowolenia w przypadku kontuzji, obniżanie poczucia wartości zespołu, brak szczerości oraz nagminnie powtarzające się złe wypowiedzi na temat swoich zawodniczek, często również w rozmowach z innymi siatkarkami, błędy w prowadzeniu meczów czy wreszcie akceptowanie przez trenera Nawrockiego nieprofesjonalnego zachowania jednego z członków sztabu (zażyłe, bliskie relacje z jedną z zawodniczek).

Nawrocki odniósł się do sprawy, wydając oświadczenie: „Odnosząc się do meritum sprawy. Przed sezonem w rozmowie z każdą siatkarką jasno komunikowałem, że czeka nas bardzo trudny pod względem fizycznym i mentalnym pięciomiesięczny okres, gdzie ciężko będzie o rotacje w składzie, gdyż najważniejsza jest walka o utrzymanie w Lidze Narodów, kwalifikację olimpijską i w mistrzostwach Europy. Nie należę do ludzi dbających o popularność, pragnących się ogrzać w blasku naszej dyscypliny. Dla mnie adresatkami pochwał, gratulacji zawsze są autorki sukcesów – siatkarki…” – czytamy w nim.

W kolejnych tygodniach Nawrocki, by wyjaśnić nieporozumienia, spotkał się z większością kadrowiczek. W efekcie buntowniczki nie odmówiły udziału w styczniowym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk. W kadrze zabrakło jednak miejsca m.in. dla Paulina Maj-Erwardt oraz Martyny Grajber.

 

Michał Micor i Włodzimierz Sowiński

 

LICZBY
36
LAT czekały siatkarki ŁKS Commercecon Łódź na mistrzostwo Polski

421
PUNKTÓW w 17 meczach Ligi Narodów wywalczyła Malwina Smarzek-Godek. To absolutny rekord. Druga w statystykach, Dominikanka Brayelin Elizabeth Martinez, wywalczyła „zaledwie” 258.

 

Na zdjęciu: Długo wydawało się, że współpraca Jacka Nawrockiego z siatkarkami układa się wzorcowo. To były pozory.