Siatkówka. Tak minął rok (2). Medale z niedosytem

Powrót na tron

Siatkarze z Kędzierzyna-Koźla po raz ósmy w historii klubu sięgnęli po mistrzostwo Polski. Na tron wrócili po rocznej przerwie, pokonując w finale ONICO Warszawa.

Kędzierzynianie przez sezon zasadniczy przeszli śpiewająco, ponosząc zaledwie trzy porażki. W play offie było już zdecydowanie trudniej, bo trafili na rewelacyjnie spisujący się zespół z Zawiercia i niewiele brakowało, by zostali wyeliminowani. Jednak w tych najtrudniejszych momentach wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności i zameldowali się w finale. A w nim, wbrew temu, co sugeruje stan rywalizacji (3-0), też wcale nie było łatwo. Wszystkim finałowym spotkaniom towarzyszyły nerwy i może stąd też poziom meczów nie zachwycał, bo w tym sezonie widzieliśmy kilka lepszych spotkań. Trudno jednak im odmówić atrakcyjności, bo przecież notowaliśmy wiele emocjonujących wydarzeń. – Było trudno, ale taki jest finał. Po raz kolejny wygraliśmy jako drużyna, a nie indywidualności. To był klucz. Wygrał zespół, nie pojedynczy gracze. Przed play offem powiedziałem siatkarzom, że muszą być przygotowani na to, że w pewnym momencie będą czuć ból i przeżywać trudne chwile. I tak było, ale w tych trudnych momentach walczyliśmy i trzymaliśmy się razem. Wszyscy zawodnicy wchodzący z ławki zrobili swoje – powiedział Andrea Gardini, włoski szkoleniowiec ZAKSY, który po zakończeniu sezonu pożegnał się z Polską, by podjąć pracę w ojczyźnie.

Kubańczyk na pomoc

W lipcu wszystko kręciło się wokół debiutu Wilfredo Leona w reprezentacji Polski. Kubańczykowi z polskim paszportem zakończyła się wówczas dwuletnia karencja nałożona przez światową federację (FIVB) za zmianę barw narodowych. Debiut wypadł w spotkaniu sparingowym z Holandią.

Wilfredo Leon w reprezentacji Polski szybko znalazł wspólny język z kolegami. Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus.pl

Leon, występujący na co dzień w Sir Sicoma Colussi Perugia i uznawany za najlepszego siatkarza świata, znalazł się w podstawowym składzie. Na pozycji przyjmującego występował obok Aleksandra Śliwki. Mimo sporego doświadczenia i grze w klubach na najwyższym szczeblu, był wyraźnie stremowany. Niemniej Fabian Drzyzga, odpowiadający w tej części meczu za rozegranie, często posyłał piłkę do niego, a ten, łapiąc ją na wysokim zasięgu, bez problemu trafiał w boisko. Bardzo dobrze prezentował się w ataku (powyżej 60% skuteczności), ale znacznie gorzej w innych elementach: w przyjęciu oraz serwisie. – To był mecz sparingowy, więc trochę jak trening i co za tym idzie, stres nie był wielki. Na początku czułem jednak podekscytowanie. Długo bowiem czekałem na ten debiut i chciałem się pokazać z jak najlepszej strony. Było miło, kiedy wybiegłem ostatni na prezentacji. Kibice również dopisali, w Opolu była pełna hala i dla mnie to jest coś wielkiego, bo nie myślałem, że tak to będzie wyglądało. Jestem wdzięczny fanom, że tak gorąco mnie przyjęli – mówił siatkarz, który na trybunach miał wsparcie w najbliższych. – Były żona i córeczka. Niestety, nie było rodziców. Nie było szans, by kupić im bilety. Ale będą już na przyszłotygodniowym Memoriale Huberta Jerzego Wagnera. Mój debiut w reprezentacji Polski śledzili w internecie – przyznał.

Medal bez trenera

Liga Narodów w wykonaniu biało-czerwonych to było jedno pasmo sukcesów. Mimo eksperymentalnego składu i częstych zmian, bez problemu wywalczyli awans do turnieju finałowego. A i w nim, mimo że grali w mocno rezerwowym składzie, sięgnęli po trzecie miejsce, dwukrotnie ogrywając m.in. Brazylię! – Przyjechaliśmy tutaj bez żadnej presji, przede wszystkim po to, by bawić się naszą grą; to cała tajemnica sukcesu – mówili nasi siatkarze po świetnej grze oraz zaskakujących wygranych nad Brazylią 3:2 oraz Iranem 3:1 w Final Six w Chicago. W półfinale, z silną i wyrachowaną Rosją, musieli ustąpić. Rywale dominowali i wygrali 3:1.

W meczu o brąz biało-czerwoni po raz drugi ograli Brazylię, ale w meczu tym nie prowadził ich Vital Heynen, lecz Jakub Bednaruk. Belg wrócił do kraju, by z podstawowymi zawodnikami brać udział w przygotowaniach do turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich. Jego decyzja wywołała prawdziwą burzę, a Heynenowi mocno się dostało. Zaskoczenia jego wyjazdem nie krył m.in. Jacek Kasprzyk, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Na antenie Polsatu Sport przyznał, że Heynen nie miał zgody federacji na taki ruch. – Pojadę wyjaśnić tę sprawę do Zakopanego. Jestem bardzo zaskoczony tą decyzją, bo Heynen miał zostać w Chicago do końca. Będę to otwarcie mówił i jemu też to powiem prosto w oczy, że niepoważnie potraktował zawodników, którzy tam grają – mówił szef PZPS.

muzaj
Maciej Muzaj był jednym z architektów awansu do triumfu w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich.
Fot. Rafał Oleksiewicz/Pressfocus.pl

Na odpowiedź przedstawicieli Heynena nie trzeba było długo czekać. „W obliczu dość zaskakujących głosów w przestrzeni medialnej informujemy, że zarówno PZPS jak i zawodnicy wiedzieli o wcześniejszym wyjeździe trenera Heynena z Chicago i wszystko było uzgodnione” – napisali na Twitterze przedstawiciele agencji „Sport Pro”, która reprezentuje interesy Belga. Sam Heynen też odniósł się do zaistniałej sytuacji, zwracając się na Twitterze do kibiców. „Kocham Polskę – najbardziej pasjonujący siatkarski kraj na świecie. To wspaniałe, że wszyscy macie opinie. Ale czy jest możliwe, aby na każdy tweet napisany o mnie napisano dwa na temat zawodników? Oni jak zawsze są prawdziwymi bohaterami tej historii. Dziękuję” – napisał.

Rozbili wszystkich i zabukowali bilety do Tokio!

Polacy wykorzystali pierwszą szansę na wywalczenie olimpijskiej nominacji. W rozgrywanym w trójmiejskiej Ergo Arenie interkontynentalnym turnieju kwalifikacyjnym okazali się bezkonkurencyjni. Rozbili Tunezję, Francję oraz Słowenię i po raz piąty z rzędu i dziesiąty w historii zagrają w igrzyskach olimpijskich.

Drugi set meczu Polska – Słowenia. Przy stanie 24:23 Tine Urnaut, lider Słoweńców, z pola serwisowego posłał piłkę w aut i biało-czerwoni wygrali upragnionego seta. 11 sierpnia o godzinie 16.05 zapewnili sobie awans do przyszłorocznego turnieju olimpijskiego w Tokio!

Nim doszło do ostatniej potyczki ekipa Vitala Heynena rozegrała najlepsze spotkanie w tym sezonie i w niespełna półtorej godziny – dokładnie 83 minuty(!) – rozprawiła się z groźnymi Francuzami. Wynik 3:0 jest wielce wymowny, bo chyba nikt nie spodziewał się tak koncertowej gry naszej ekipy.

Heynen, trener biało-czerwonych, nie krył wzruszenia po wywalczeniu olimpijskiego awansu. Wziął mikrofon i po polsku przemówił do kibiców. Potem tłumaczył swój „występ”. – Mówicie, że jestem showmanem. Nie. Po prostu gdy przez trzy dni po 12 tysięcy osób przychodziło nas dopingować, uznałem, że muszę im za to podziękować, że muszę im powiedzieć „dziękuję”. Czy to było zaplanowane? Wymyśliłem to dopiero w trakcie ostatniego seta.

Brąz jak porażka

Polacy, trzykrotni, a dwukrotni z rzędu mistrzowie świata, jadąc na mistrzostwa Europy, nie ukrywali wysokich aspiracji – głośno mówili o złocie. I długo były one realne. Droga do niego była jednak bardzo kręta. By zagrać o medale, „odwiedzili” Holandię, Słowenię i Francję. W fazie grupowej wygrali siedem meczów z rzędu w Holandii, tracąc zaledwie jednego seta. Potem przenieśli się do Lublany i dość nieoczekiwanie przegrali w półfinale z gospodarzami, Słoweńcami 1:3.

O końcowym wyniku meczu być może zadecydował błąd sędziego w pierwszym secie. Polacy prowadzili 20:17 i wtedy chorwacki arbiter Milan Rajković nie zauważył, że Słoweńcy dotknęli piłkę cztery razy. Protesty kapitana Michała Kubiaka oraz trenera Vitala Heynena nie na wiele się zdały, bo Chorwat nie odwołał swojej decyzji. Zamiast 21:17 było 20:18 i zrobiło się nerwowo po naszej stronie siatki. Efekt – przewaga została po prostych akcjach roztrwoniona i w rezultacie biało-czerwoni przegrali tę partię, a gospodarze uwierzyli w swoją siłę.

W meczu o trzecie miejsce, rozgrywanym w Paryżu, Polacy pokonali Francję. Po ośmiu latach przerwy zdobyli więc dziewiąty medal mistrzostw Europy: do złota, pięciu srebrnych, dołożyli trzeci brązowy. – Na pewno nie powiem, że ten brąz smakuje jak złoto. Absolutnie tak nie jest. Po starciu ze Słowenią nauczyliśmy się, że jeśli nie gramy na 100 procent, to możemy przegrać. Z drugiej strony, oczywiście można mówić, że teraz wywalczyliśmy tylko brąz, ale trzeba jednak pamiętać, że Polacy poprzednio krążek ME zdobyli w 2011 roku. Myślę więc, że nasz obecny wynik nie jest taki zły. Za dwa miesiące ten medal będzie mnie cieszył – przyznał Vital Heynen, szkoleniowiec biało-czerwonych.

Mistrzem Europy została Serbia po pokonaniu Słowenii 3:1.

Michał Micor, Włodzimierz Sowiński

LICZBY

3

MEDALE wywalczyli w sezonie reprezentacyjnym nasi siatkarze: srebro Pucharu Świata oraz brąz mistrzostw Europy i Ligi Narodów.

6

MIESIĘCY trwał tegoroczny sezon reprezentacyjny. W tym czasie nasze kadry żeńska i męska zagrały w Lidze Narodów, turniejach kwalifikacyjnych do igrzysk olimpijskich w Tokio 2020, mistrzostwach Europy oraz Pucharze Świata (mężczyźni).

8

ZŁOTYCH krążków mistrzostw Polski ma na koncie ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. W klasyfikacji medalowej wszech czasów zespół ten zajmuje 4. pozycję. Najwięcej tytułów (14) wywalczył AZS AWF Warszawa.

47

oficjalnych meczów rozegrali w bieżącym sezonie reprezentacyjnym polscy siatkarze.

Na zdjęciu: Brąz mistrzostw Europy Polacy przyjęli z lekkim niedosytem.