Siatkówka – to, co było najważniejsze

Wielkie sukcesy i bolesne rozczarowania – miniony rok kibice zapamiętają na długo, zwłaszcza igrzyska olimpijskie w Tokio. Miały przynieść przełom…


Olimpijskie rozczarowanie

Nieprawdopodobne? A jednak prawdziwe! Polscy siatkarze po raz piąty z rzędu zakończyli igrzyska na meczu ćwierćfinałowym. Dwukrotni mistrzowie świata byli uważani za niemal pewnych kandydatów do gry w finale, ale nie zatrzymali świetnie grającej Francji i przegrali po tie-breaku. Gdy Francuzi szaleli ze szczęścia, nasi zalani łzami szybko chowali się za bandami wokół boiska.

Francuzi dysponowali bardziej wyrównanym zespołem, więc gdy trener Laurent Tillie dokonał zmian ich gra zyskała na jakości. Gdy „Trójkolorowi” przegrywali w 1. secie, Benjamina Toniuttiego na rozegraniu zmienił Antoine Brizard i to był strzał w „10”.

To on zaczął odpowiednio kierować zespołem i wykorzystywał wszystkie możliwości w ataku. Jean Party, atakujący nr 1, miał odpowiednie wsparcie w skrzydłowych Earwinie N’Gapecie i Trevorze Clevenocie. Solidną pracę wykonywali dwaj środkowi, zaś libero Jenia Grebennikow bronił w nieprawdopodobnych okolicznościach.

A w ekipie trenera Vitala Heynena? Ciężar gry w ataku spoczywał na Bartoszu Kurku oraz Wilfredzie Leonie. Belgijski szkoleniowiec przez cały mecz poszukiwał drugiego skrzydłowego, ale go… nie znalazł. Zaczął Michał Kubiak, ale w 2. secie przy stanie 19:20 został zmieniony przez Aleksandra Śliwkę. Jednak i on był dziwnie spięty zarówno w przyjęciu, jak i w ataku.

Potem na boisku pojawił się Kamil Semeniuk, ale to był niezwykle trudny moment nie tylko dla niego, ale również dla zespołu. Francuzi atakowali z pasją, świetnie bronili i wyprowadzali zabójcze kontry. Gdy w końcowych fragmentach 4. odsłony zyskali 4 „oczka” przewagi, byliśmy przekonani, że biało-czerwoni fundują sobie poważne kłopoty.

– Rozczarowanie jest ogromne. Mieliśmy wysokie cele. Przyjechaliśmy do Tokio po medal. Będziemy potrzebowali czasu, by przetrawić tę porażkę. Na ten moment czuje się wewnątrz jak g…

Nic a nic nie zapowiadało takiej katastrofy. Na przestrzeni ostatnich trzech sezonów, reprezentacja pod kierunkiem trenera Vitala Heynena, rozpieszczała nas sukcesami, więc tym trudniej pogodzić się z tą porażką.

Przeklęta Słowenia

Po efektownym zwycięstwem nad Rosją w ćwierćfinale nikt nie przypuszczał, że nastąpi taki krach. Słowenia po raz czwarty z rzędu zastopowała biało-czerwonych w mistrzostwach Europy.

– Tylko nie mówcie mi o klątwie, bo to jakieś pierdoły, nie wierzę w takie gadanie – powiedział mocno rozgorączkowany po przegranym meczu ze Słowenią środkowy naszej drużyny Mateusz Bieniek. Skoro nie klątwa, to co? Polacy po raz czwarty z rzędu, a po raz drugi w półfinale mistrzostw Europy, przegrali z zespołem z Bałkanów, który wykazał się niesłychanym charakterem.

Kibicom w „Spodku” towarzyszyły wielkie emocje. Mecz trwał aż 157 minut (!). Słoweńcy mieli 10 meczboli, w tym 9 z rzędu i ostatecznie zagrali w finale, w którym przegrali z Włochami. Polacy turniej zakończyli na trzeciej pozycji po pokonaniu Serbii.

ZAKSA najlepszą drużyną klubową Europy

Płaczący trener Nikola Grbić, szalejący siatkarze oraz działacze na parkiecie w Weronie – zespół z Kędzierzyna-Koźla w finale Ligi Mistrzów pokonał Itas Trentino 3:1 (25:22, 25:22, 20:25, 28:26) i został najlepszym klubowym zespołem w Europie. Na taki sukces polska drużyna czekała długie 43 lata. W 1978 roku Płomień Milowice triumfował w turnieju w Szwajcarii.

Kędzierzynianie puchar zgarnęli zasłużenie, bo po drodze pokonali niezwykle silne Cucine Lube Civitanova w ćwierćfinale oraz Zenita Kazań w półfinale. Obie rywalizacje kończyły się „złotymi setami”. – Jestem dumny z chłopaków, bo raz kolejny byli najlepsi w tym właściwym momencie. W tym sezonie wiele razy pokazaliśmy to w starciach z wymagającymi rywalami – tłumaczył Grbić. – Skoro pokonaliśmy trzy najlepsze drużyny na świecie, to oznacza, że w pełni zasłużyliśmy na mistrzostwo Europy – powiedział trener mistrzów Nikola Grbić.

Mamy nowego prezesa

Sebastian Świderski został nowym prezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Początkowo znakomity zawodnik, a ostatnio prezes Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, miał sześciu kontrkandydatów. Byli to obecny szef związku Jacek Kasprzyk, europoseł Ryszard Czarnecki, Andrzej Lemek, działający w obecnym zarządzie Tomasz Paluch, prezes PGE Skry Bełchatów Konrad Piechocki i były reprezentant kraju Witold Roman.

Najpierw z rywalizacji niespodziewanie wycofał się Czarnecki. Potem w jego ślady poszedł także zmagający się w ostatnich latach z problemami zdrowotnymi Kasprzyk, a już w trakcie zebrania kolejni pretendenci. Ostatecznie została tylko jedna osoba – Świderski. Oddano na niego 88 głosów, dwie osoby wstrzymały się, a nikt nie był przeciw.

2Sebastian Świderski przez najbliższe trzy lata będzie szefował polskiej siatkówce. Fot. Adam Starzyński/PressFocus

Były świetny przyjmujący reprezentacji Polski od lat równie dobrze buduję pozycję poza parkietem. Urodzony w 1977 roku Świderski zawodowo w siatkówkę nie gra od 2012 roku. Szybko rozpoczął karierę trenerską w Farcie Kielce. Potem prowadził ZAKSĘ w sezonach 2013-2015. Po odejściu z funkcji szkoleniowca został wybrany prezesem zarządu klubu z Kędzierzyna-Koźla. Stało się to dokładnie 13 października 2015 roku. Od tego momentu z klubem świętował mnóstwo sukcesów. W ostatnim sezonie wprawdzie nie udało się obronić tytułu w PlusLidze, ale drużyna wygrała Ligę Mistrzów.

Kadencja nowego szefa PZPS będzie obowiązywała do 2025 roku.

Jednym z pierwszych zadań nowego prezesa, którego kadencja potrwa do 2025 roku, będzie wybór trenerów obu seniorskich drużyn narodowych.

Zdetronizowani kędzierzynianie

Do finałowej rozgrywki z urzędującym mistrzem kraju Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle jastrzębianie nie przystępowali w roli faworyta. Mimo to postarali się o niespodziankę. Rywalizacja toczyła się do dwóch zwycięstw. „Pomarańczowi” szybo załatwili sprawę, bo w dwóch meczach.

W Kędzierzynie-Koźlu wygrali 3:1, u siebie również 3:1. Bohaterem okazał się rezerwowy Jakub Bucki. To jego zagrywki przesądziły o losach rywalizacji. – Dla nas to wielki moment pokonać tak mocny zespół, jak ZAKSA w walce o mistrzostwo Polski. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, bo wiemy, że pokonaliśmy bardzo mocny zespół i wygraliśmy bardzo mocną ligę – komentował libero Jastrzębskiego Węgla Jakub Popiwczak.

Dla klubu z Jastrzębia-Zdroju to drugie mistrzostwo Polski w historii. Pierwsze wywalczyli w 2004 roku pod wodzą Igora Prielożnego. I właśnie Słowak był jednym z pierwszych, który złożył nowym mistrzom Polski gratulacje. Zadzwonił do Leszka Dejewskiego, który w 2004 roku był jego asystentem.

– Powiedziałem Leszkowi, że ten złoty medal bardzo mnie ucieszył. W Jastrzębiu zostawiłem część swojego serca. Bardzo mile wspominam pracę w tym klubie. Powiedziałem również Leszkowi, że zespół z 2004 roku w meczu z obecnym nie ugrałby więcej niż piętnaście punktów w jednym secie. Tak siatkówka i umiejętności graczy poszły do przodu – powiedział człowiek, który w Jastrzębiu ma status legendy.

Rekordowa Wołosz

Reprezentantka Polski Joanna Wołosz dokonała niemożliwego. Wraz z koleżankami z Imoco Volley Conegliano wygrała 74. mecz z rzędu i ustanowiła nowy rekord świata, który wcześniej dzierżył turecki VakifBank Stambuł. Ekipa Polki pozostawała niepokonana od blisko dwóch lat, od 15 grudnia 2019 roku. – Wiedziałam, że przybywam do klubu, który zapewni dużą dawkę emocji, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że uda mi się osiągnąć z nim coś takiego – cieszyła się reprezentantka Polski, która w Imoco występuje od 2017 roku.

– Asia jest dla nas bardzo ważna. Jest panią kapitan, świetną osobą, a to dla mnie podstawa. Bez tego nie ma drużyny. Niezwykle mocno pracuje. W tym sezonie bardzo się rozwinęła. Miała już wielki potencjał, gdy grała w Chemiku Police. Jednak gdy sprowadziliśmy ją tutaj, jeszcze odmieniła swoją grę. Teraz jest niewiarygodna. To jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza rozgrywająca na świecie. Chcę dalej z nią pracować – zapewnił Daniele Santarelli, trener włoskiego zespołu.

Złoci juniorzy

Polska mistrzem świata U19! W rozegranym w Teheranie finale biało-czerwoni bez straty seta ograli Bułgarię. W całym turnieju stracili tylko set, w półfinale z Iranem.

Finałowe starcie nie dostarczyło zbyt emocji. Początek był nerwowy. Wysoka stawka usztywniła zawodników obu drużyn. Gra była wyrównana (11:11, 14:14). W drugiej części seta coraz lepiej zaczęli sobie radzić jednak nasi zawodnicy. Po autowym ataku Garkowa prowadził 18:15. Przejęli inicjatywę i nie oddali jej już do końca spotkania, choć błędów się nie ustrzegli. W drugim secie np. przegrywali 5:7, ale mieli w swoim składzie Tytusa Nowika, który kończył każdą piłkę.

Jest to już drugi złoty medal w historii polskiej siatkówki zdobyty w Teheranie. W 2003 roku pod wodzą Grzegorza Rysia polscy juniorzy stanęli na najwyższym stopniu podium.
Młodych siatkarzy do złota poprowadził Michał Bąkiewicz, który w 1999 roku w Arabii Saudyjskiej wywalczył brązowy medal mistrzostwa świata kadetów. W seniorskiej karierze natomiast był wicemistrzem świata (2006) oraz mistrzem Europy (2009).

Ostatni raz Polacy mistrzami świata juniorów byli w 2015 roku. W Argentynie kadra pod wodzą Sebastiana Pawlika (obecnie asystent w kadrze Vitala Heynena) pokonała w finale gospodarzy, a w składzie byli m.in. Jakub Kochanowski, Tomasz Fornal i Bartosz Kwolek, późniejsi mistrzowie świata seniorów.


Na zdjęciu: Wilfredo Leon nie pomógł i Polacy znów zakończyli olimpijski start na ćwierćfinale.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus