Siatkówka. Zawierciańska przemiana

Na zespół z Suwałk wyszliśmy pewni siebie i świadomi swoich umiejętności – podkreślił Mateusz Malinowski, atakujący Aluronu CMC Warty Zawiercie.


„Jurajscy rycerze” wrócili na zwycięską ścieżkę. Sukces (3:1) ze Ślepskiem Malow Suwałki miał podwójny smak, bo wygrali po dwóch porażkach z rzędu oraz zapewnili sobie awans do ćwierćfinału Pucharu Polski.

– Graliśmy już raz w Pucharze Polski w Jastrzębiu gdy przyszedłem do Zawiercia. Wtedy wiele nie zwojowaliśmy, bo urwaliśmy tylko seta ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle – przypomniał Malinowski. W Zawierciu nie ukrywają jednak, że tym razem chcą w tych rozgrywkach powalczyć o coś więcej.

– Może być to dla nas fajna przygoda. Chcielibyśmy powalczyć o to trofeum, bo są to tylko dwa mecze, które trzeba wygrać. Oczywiście, wcześniej będą jeszcze ćwierćfinały. W sumie więc dojdzie nam trochę grania, ale damy radę – zapewnił atakujący Aluronu CMC Warty.

W zwycięskim starciu z ekipą z Suwałk zawiercianie przede wszystkim zaprezentowali się zdecydowanie lepiej niż w poprzednich, przegranych meczach z ZAKSĄ i Cuprum Lubin. Grali dokładniej i bardziej urozmaiconą siatkówkę.

– Nie wiem, jak może zmienić się oblicze drużyny w ciągu trzech dni, ale na Ślepsk wyszliśmy pewni siebie, świadomi umiejętności oraz czuliśmy, że jesteśmy w stanie i możemy mecz trzymać w garści – przyznał Malinowski, który tym razem nie atakował tak często, jak w poprzednich meczach. Równie wiele piłek od rozgrywającego Maximiliano Cavanny otrzymywali pozostali skrzydłowi, Piotr Orczyk i Garrett Muagututia oraz środkowi.

– To bardzo dobrze, że rozkład się wyrównał. Gra oboma skrzydłami i środkiem spowoduje, że będziemy trudniejsi do rozpisania dla rywali – powiedział Malinowski.

Zawiercianie już dzisiaj podejmują (godz. 20.30) MKS Będzin i po tym co ostatnio pokazali są zdecydowanymi faworytami. Ich rywalom w tym sezonie w ogóle nie idzie. Mają jedynie matematyczne szanse na utrzymanie się w elicie. Mają na koncie jedynie 2 zwycięstwo w 21 meczach. Po raz ostatni z triumfu cieszyli się 9 listopada, gdy na wyjeździe pokonali Stal Nysa 3:2. Ich wynik wcale nie musiał być tak zły, bo w wielu spotkaniach pokazywali przyzwoitą grę i byli o krok od zwycięstw. Tak był choćby w niedawnym starciu w Radomiu z Czarnymi.

– Równie dobrze mogło być 3:0, bo w pierwszym secie mieliśmy setówkę i troszkę taktycznie źle rozegraliśmy końcówkę. Trzeci set też był zbliżony, ale to nie jest przypadek, że przegrywamy 23:25 czy 24:26 75. set w tym sezonie. Źle rozgrywamy końcówki, przez to jest frustracja, bo naprawdę trudno się gra jak się przegrywa. Presję zrzucam z chłopaków, ale ta frustracja, że znowu mamy po 23 i znowu nie wygrywamy i niby 0:3, ale mogłoby być odwrotnie – smucił się Jakub Bednaruk, trener MKS-u.


Czytaj jeszcze: Błyskawiczna decyzja

Gospodarze dzisiejszego spotkania zdają sobie, że rywale przyjadą zdeterminowani. Dla nich porażka oznaczać będzie bowiem spadek.

– W pierwszym meczu mało brakowało, a wygraliby dwa pierwsze sety. Gdyby nie dotknęli cztery razy siatki… Lali nas ostro. Tak samo Stal Nysa która nie miała żadnej wygranej, przyjechała i wygrała z nami. Nie patrzę zatem czy ktoś ma pierwsze czy ostatnie miejsce, bo w tej lidze wiele rzeczy się już działo – podkreślił Malinowski.


Fot. Łukasz Laskowski / PressFocus