Siedem polsko-czeskich (i słowackich) „naj”

Dzisiejszy mecz w Gdańsku to przyczynek do tego, aby wspomnieć kilka ciekawych historii z wzajemnych futbolowych kontaktów.

Mecz, którego nie było

W 1933 roku reprezentacja Polski po raz pierwszy przystąpiła do eliminacji mundialu. W losowaniu trafiła na Czechosłowację, a na turniej, który w 1934 roku rozegrano we Włoszech, awansował triumfator dwumeczu. W pierwszym spotkaniu przegraliśmy w Warszawie 1:2, a na rewanż, który miał odbyć się już na wiosnę, nasz zespół… nie pojechał. Kierowane przez Józefa Becka polskie MSZ odmówiło wydania naszym piłkarzom paszportów. Dlaczego? Obaj kraje toczyły bowiem polityczny spór o Zaolzie. Efektem tych działań był walkower i awans na mundial naszych południowych sąsiadów. A przecież w Pradze, na stadionie Sparty, w reprezentacji Polski miał wówczas zadebiutować Ernest Wilimowski…

Gwiazdy kontra Cieślik

Josef Bican, który odmówił Hitlerowi, był uznawany tuż przez II wojną światową za najlepszego napastnika Europy. Ladislav Kubala, znany później lepiej jako Ladislao, w latach 50. poprzedniego stulecia stał się legendą FC Barcelony. A Gerard Cieślik, to emblemat Ruchu Chorzów, a także polskiego i śląskiego piłkarstwa. Co łączy tych trzech wybitnych zawodników? Wszyscy zagrali 31 sierpnia 1947 roku w towarzyskim meczu Czechosłowacja – Polska. Mało tego! Każdy z wymienionych strzelił po dwa gole. Dla „biało-czerwonych” był to dopiero trzeci (i trzeci przegrany), a dla rywala ósmy mecz po wojnie. Różnicę było widać na boisku, chociaż po golach Cieślika w odstępie dwóch minut zrobiło się tylko 4:3 dla gospodarzy, którzy ostatecznie wygrali 6:3.

Rekord, który tyle przetrwał

24 września 1980 roku, dokładnie 17 lat i 20 dni po debiucie w narodowych barwach, Włodzimierz Lubański rozegrał ostatni mecz w reprezentacji Polski. Na Stadionie Śląskim kibice pożegnali go godnie, a on sam zdobył bramkę z rzutu karnego w zremisowanym 1:1 meczu przeciwko Czechosłowacji. Według ówczesnych danych Lubański rozgrywał 80 mecz w kadrze i zdobył 50 bramkę. Następnie jednak nastąpiła weryfikacja i wyszło na to, że legenda Górnika Zabrze wystąpiła w 75 meczach oficjalnych i 48-krotnie wpisywała się na listę strzelców. Rekord Lubańskiego przetrwał do zeszłego roku, czyli przez 37 lat. Pobił go Robert Lewandowski. Co ciekawe, żadnej z 55 zdobytych do tej pory bramek w drużynie narodowej „Lewy” nie strzelił reprezentacji Czech, choć grał przeciwko niej trzykrotnie.

„Dublet” Prusika

We wrześniu 1985 roku reprezentacja Polski sposobiła się do decydującego starcia w batalii o awans do finałów meksykańskiego mundialu. W ramach przygotowań do meczu z Belgią, który na Stadionie Śląskim trzeba było zremisować, tydzień wcześniej „biało-czerwoni” zmierzyli się z Czechosłowacją na wyjeździe.

Trener Antoni Piechniczek postanowił oszczędzić najważniejszych zawodników i dał szansę młodszym. Jeden z nich, 24-letni wówczas Waldemar Prusik, nie zapomni tego spotkania nigdy. Zawodnik Śląska Wrocław doprowadził do wyrównania zaraz na początku II połowy, a kwadrans później znów wpisał się na listę strzelców. Z tą różnicą, że był to… gol samobójczy.

„Gucio” strzela w Jastrzębiu-Zdroju

Dziś trudno uwierzyć, że Stadion Miejski w Jastrzębiu-Zdroju, choć już wtedy niedokończony, był jednym z najnowocześniejszych obiektów piłkarskich w Polsce na początku lat 90. poprzedniego stulecia. W maju 1992 roku zawitała nań, jedyny raz w historii, reprezentacja Polski, aby zmierzyć się z Czechosłowacja. Było to jedno z ostatnich spotkań tego zespołu przed podziałem państwa, który formalnie dokonał się 1 stycznia 1993 roku. Wygraliśmy 1:0, po golu Krzysztofa Warzychy, a warto wspomnieć, że po stornie rywala zagrali tacy piłkarze, jak m.in. Petr Kouba, Jan Suchoparek, Vaclav Nemeczek, Pavel Kuka czy znakomicie w Gliwicach znany Radoslav Latal. Cała piątka, ponad cztery lata później, zdobyła wicemistrzostwo Europy.

Zagrali to ostatni raz

W latach 2006-08 reprezentacja Polski pod wodzą Leo Beenhakkera dała polskim kibicom niewątpliwie wiele radości. Wygraną z Czechami, na starcie eliminacji mundialu 2010, stawia się na drugim miejscu – po triumfie nad Portugalią – spośród wszystkich zwycięstw naszego zespołu pod wodzą holenderskiego szkoleniowca. Rewelacyjne spotkanie rozegrał Jakub Błaszczykowski, który zaliczył asystę i zdobył piękną bramkę, gdy po rajdzie lewym skrzydłem subtelnie przerzucił futbolówkę nad czeskim golkiperem. Kibice do dziś zgodnie uważają, że równie dobrze reprezentacja Polski pod wodza Beenhakkera już nie zagrała, a po raz kolejny na takim poziomie zaczęła się prezentować dopiero pod batutą Adama Nawałki.

Trauma największa

Czy można mówić o klęsce, kiedy mecz przegrywa się 0:1, w dodatku po trochę przypadkowym kontrataku przeciwnika? W tym przypadku zdecydowanie można. To miał być nasz wieczór na Stadionie Miejskim we Wrocławiu, bo wszystko od nas zależało. Trzeba było pokonać Czechów w ostatnim meczu fazy grupowej Euro 2012 i awansować do ćwierćfinału, bo łatwiej być nie mogło. Takie zadanie przerosło jednak podopiecznych, a przede wszystkim Franciszka Smudę. Przegraliśmy z kretesem trzy mundiale: 2002, 06 i 18. Nie wyszliśmy z grupy podczas Euro 2008, ale niewątpliwie trauma po tamtym spotkaniu, na Euro 2012 u siebie, jest największa spośród wszystkich wymienionych klęsk polskiej reprezentacji na wielkich turniejach. Chyba nie tylko w XXI wieku.

 

Na zdjęciu: Miało być pięknie, a skończyło się tragedią. Franciszek Smuda i jego „orły” nie potrafiły w 2012 roku pokonać Czechów, którzy zaproponowali jedną nieśmiałą kontrę…