Siedem ważnych pytań

Podstawowe pytanie po 0:1 z Nigerią jest takie, czy kibice powinni martwić się porażką poniesioną kilka miesięcy przed inauguracją mundialu. Skoro jednak odpowiedź wydaje się jednoznaczna – że nie – warto postawić kilka innych, równie istotnych.

1.Czy ustawienie 1-3-4-3 ma przyszłość?

Zdecydowanie tak! W kwestii zabezpieczenie własnego przedpola, prognozy były dobre już po jesiennych spotkaniach towarzyskich, w których zabrakło Roberta Lewandowskiego. Z kapitanem w składzie okazało się, że kreowanie, bramkowych sytuacji także nie jest problemem przy alternatywnym ustawieniu. Nawet jeśli RL9 ma obecnie inne sprawy na głowie i we Wrocławiu nie dał drużynie narodowej tyle, ile regularnie wnosił w ostatnich latach. Trzeba jednak zakładać, że kłopoty (transferowe), na które tak naprawdę sam się naraził, są natury przejściowej. Co prawda w spotkaniu z Nigerią skład był daleki od optymalnego, zabrakło Michała Pazdana w bloku obronnym, a także Macieja Rybusa i Łukasza Piszczka na wahadłach, ale okazało się, że nawet bez zawodników pierwszego wyboru schemat z trzema stoperami jest w stanie się obronić. Co prawda wymaga jeszcze dopracowania, na co jednak podczas przedmundialowego zgrupowania będzie sporo (pytanie czy wystarczająco?) czasu.

2. Czy Zieliński jest zagubiony przy liderach?

Z boku można odnieść takie wrażenie. Podczas ME we Francji młody rozgrywający nie umiał odnaleźć się u boku zdecydowanego lidera drugiej linii, jakim był wówczas Grzegorz Krychowiak, i niewiele – choć pomocnik Napoli ewidentnie zrobił postępy – pod tym względem się od tamtej pory zmieniło. Zieliński jest bez wątpienia predestynowany do prowadzenia gry drużyny narodowej, ale dotąd nie dorobił się takiego autorytetu, żeby jego rozwiązania w ciemno kupowali z jednej strony Lewandowski, a z drugiej – właśnie Krycha. Dlatego trudno oprzeć się refleksji, że Piotr – skoro pełną piersią zaczął we Wrocławiu oddychać dopiero po zejściu Lewego, kiedy zyskał dla siebie więcej przestrzeni – powinien mocniej rozpychać się łokciami w drużynie. Ma bowiem wystarczająco wiele do zaoferowania.

3. Czy Góralski i Kurzawa – to zadaniowcy jakich szukał Nawałka?

Jest na to duża szansa. Zawodnik Łudogorca Razgrad zagrał przeciw Nigerii z agresywnością na dziewięć w skali do dziesięciu punktów, którą na dodatek przez cały okres przebywania na boisku potrafił trzymać pod kontrolą. Jeśli Nawałka poszukiwał tarana do burzenia akcji przeciwnika, który mógłby u boku Krychowiaka odpowiadać za najczarniejszą część roboty odwalanej przez defensywnych pomocników – pewnie szczególnie w perspektywie meczu z Kolumbią – to trafił z Jackiem w dziesiątkę. Z kolei gracz Górnika Zabrze udowodnił, że lewą stopę ma ułożoną tak, iż spokojnie wyróżnia to Rafała nawet na poziomie reprezentacyjnym. Świetnym otwierającym podaniem do Lewandowskiego zaprzeczył tezie, że jest mistrzem kopnięć wyłącznie ze stojącej piłki, choć po przerwie nieco zgasł i brał udział w akcji, w której nie obroniliśmy się przed rzutem karnym i utratą gola. Pierwszym wyborem Nawałki na skrzydło Kurzawa z pewnością nie zostanie, ale gdy w końcowych fragmentach meczów zespół atakując będzie potrzebował niekonwencjonalnych wrzutek – selekcjoner nie będzie miał wątpliwości, kto dośrodkowuje najdokładniej.

4. Czy Krychowiak daje drużynie tyle, ile przed Euro 2016?

Nie. Przed turniejem we Francji i w trakcie mistrzostw Europy Grzegorz był prawdziwym generałem środka pola. Nie tylko przecinał, co miał do przecięcia, ale też kreował ataki, a gdy trzeba było, aby wcielił się w rolę egzekutora, to po prostu się wcielał. Emanował wręcz bezczelną pewnością siebie, co pewnie także przyczyniło się do transferu do PSG. Tyle tylko, że po przeprowadzce do Paryża zaczął się zjazd po równi pochyłej dla Krychowiaka. Czy już się skończył, można mieć wątpliwości. Grzesiek nie stracił ambicji, nadal imponuje też ciągiem na bramkę, ale dokładności w tym o wiele mniej niż przed dwoma laty. Przez perturbacje w klubach ucierpiało nie tylko jego czucie piłki, ale też i pewność siebie. Co widoczne było we Wrocławiu we wszystkich strefach na boisku, w których działał. Poprawił za to znajomość… grubego angielskiego słownictwa, ale akurat tym nie powinien się popisywać.

5. Czy nie trzeba już martwić się o skrzydła?

Choć innych kłopotów nie brakuje, to obecnie największa bolączka selekcjonera. Bez znajdujących się w pełnej dyspozycji Kuby Błaszczykowskiego i Kamila Grosickiego trudno sobie nawet wyobrazić nasz zespół w ustawieniu 1-4-4-1-1, a więc najbardziej ulubionym nie tylko przez selekcjonera. Maciej Makuszewski także znajduje się w okresie rekonwalescencji, zatem przejście do gry z Piszczkiem i Rybusem – której jeszcze zresztą nie doczekaliśmy się – na wahadłach wydaje się najbardziej racjonalnym rozwiązaniem. Oczywiście, selekcjoner już wie, że na Kurzawę (choć to nie jest typowy zawodnik kreskowy) – a także Przemysława Frankowskiego – może liczyć, i na pewno będzie obu przygotowywał pod kątem przyszłości, ale jeszcze na mundialu istotniejsze role powinni dostać bardziej doświadczeni kadrowicze. Oby z Kubą i Kamilem na czele, bez nich kreowanie bramkowych sytuacji przychodzi bowiem ze znacznie większym trudem.

6. Czy uzasadniony jest niepokój o trzeciego bramkarza?

W żadnym wypadku. Co prawda Bartosz Białkowski nie jest typem, który niczym Holender Tim Krul mógłby wchodzić między słupki tylko na serie rzutów karnych, natomiast bez wątpienia ma odpowiednią klasę, niezbędne ogranie i doświadczenie, żeby asekurować Łukasza Fabiańskiego oraz Wojciecha Szczęsnego. 31-letni golkiper długo naczekał się na powołanie od Adama Nawałki, ale potrzebował zaledwie 45 minut, aby udowodnić, że regularne występy w Championship dobrze przygotowują do gry w drużynie narodowej. Gdyby więc mundialowy wybór selekcjonera padł na bramkarza Ipswich Town, obrońcy już wiedzą, że jest w stanie zapewnić im niezbędny komfort.

7. Kiedy odpocznie Glik?

Zapewne dopiero na… sportowej emeryturze. Co prawda pojawiły się już, i to niezdementowane dotąd przez stopera AS Monaco, głosy, że z reprezentacją może pożegnać się już po mundialu w Rosji, ale dziś nasz blok obronny – bez znaczenia czy złożony z trzech stoperów, czy 4-osobowy – tak naprawdę Kamilem stoi. To zdecydowany lider i kierownik tej formacji, który dyryguje ruchem na naszym przedpolu. Nie może jednak myśleć za partnerów. A szkoda, gdyby bowiem Marcin Kamiński interweniował w sposób równie zdecydowany jak Glik, nie dałby arbitrowi pretekstu do podyktowania ewidentnie naciąganego rzutu karnego. Inna sprawa, że Kamilowi odpoczynek przydałby się nie tylko we wtorkowym starciu z Koreą, ale również w Ligue 1, bo nie można wykluczyć, iż w ostatnim półtoraroczu jest najbardziej zapracowanym zawodnikiem w Europie. A nawet w przypadku takiego twardziela zmęczenie kiedyś da o sobie znać…