Siemaszko: Nigdy nie wyrzeknę się pozycji napastnika

W ostatnim meczu z ŁKS-em zanotował pan debiut w wyjściowym składzie GKS-u. Jakie wrażenia?
Artur SIEMASZKO: – Trudno być z siebie zadowolonym, skoro drużyna przegrywa. Patrząc indywidualnie, kilka momentów było jednak pozytywnych. Dobrze wszedłem w to spotkanie, wygrałem biegowo dwie prostopadłe piłki. Zabrakło lepszego wykończenia tych akcji.

Do Tychów został pan sprowadzony w roli napastnika. To zaskoczenie, że trener Ryszard Tarasiewicz wystawia pana teraz na prawym skrzydle?
Artur SIEMASZKO: – Raczej nie. Trener mówił mi, że będzie chciał skorzystać z moich parametrów szybkościowych. Rozmawialiśmy o tym, jak mam się zachowywać na tej pozycji. Wcześniej nie grałem za wiele, ale postanowiłem sobie, że z każdego wejścia z ławki, każdego treningu, muszę wyciągnąć coś pozytywnego. Starałem się dawać sygnały, że mogę pomóc drużynie i jestem gotowy na wyjściowy skład. Patrząc na mecze, w których zagrałem, wygraliśmy tylko z Bytovią. Powodów do zadowolenia zatem nie ma.

Lubi pan grę na skrzydle?
Artur SIEMASZKO: – Nigdy nie wyrzeknę się tego, że moja pozycja nr 1 to napastnik. Nie mam jednak z tym problemów. Kilka meczów zagrałem tak w Stomilu u trenera Kieresia. W Lubinie byłem ustawiany na boku przez półtora roku. Nie jest to dla mnie niewiadoma, choć pewnych zachowań nie nabędę – jestem napastnikiem i zawsze będę jako skrzydłowy popełniał minimalne błędy.

To znaczy?
Artur SIEMASZKO: – Samo ustawienie się na boisku, akcje ofensywne – pod tym względem jest OK, bo bazuję na szybkości. Miejsce znajdę sobie zawsze. Popracować muszę nad jakością dośrodkowań. Wiem też, że dużo jest do poprawy w mojej grze w defensywie. Muszę się w jak największym stopniu przestawić, ale chyba nie było dotąd najgorzej, skoro wskoczyłem do wyjściowego składu. To działa na mnie budująco.

Prawy lub lewy bok pomocy – to dla pana różnica?
Artur SIEMASZKO: – Najbardziej lubię sytuację, w której się zmieniamy. Z ŁKS-em akurat tego nie było. Skoro na początku wygrywałem z prawej strony ofensywne akcje, to ani ja, ani Hubert Adamczyk, nie chcieliśmy tego zmieniać. To byłoby bez sensu. Na lewej flance mam ten atut, że mogę zejść do środka i oddać strzał. Na prawej – jest dowolność w rajdach do linii końcowej.

GKS Tychy. Jeszcze nie czują pełnego komfortu

Patrząc na pańską sytuację szerzej – jest rozczarowanie faktem, że na pierwszy występ w wyjściowym składzie przyszło czekać aż do połowy kwietnia?
Artur SIEMASZKO: – Trochę na pewno. Gdy zimą przychodziłem do Tychów z Zagłębia Lubin, mierzyłem tylko i wyłącznie w podstawową jedenastkę – mimo że wcześniej męczyły mnie urazy. Wyszło trochę gorzej, ale przecież się nie obrażam. Staram się pokazywać to, co mam najlepsze. Zimą wyniki moich testów motorycznych nie były takie, jak bym chciał. Teraz jest zupełnie inaczej. Czuję, że mam optymalną formę i karty są po mojej stronie. Przebiłem się do składu i trzeba to wykorzystać.

Co pan czuł, gdy w okresie przygotowawczym stale mówiło się w Tychach o konieczności sprowadzenia kolejnego napastnika – który zresztą w osobie Mateusza Piątkowskiego się pojawił?
Artur SIEMASZKO: – Chyba na nikogo nie działałoby to mobilizująco. Wiedziałem przy tym, że nie zostanie przecież zakontraktowany napastnik mający siedzieć na ławce. Nie dodawało mi to skrzydeł, ale rywalizacja z „Pioną” jest zdrowa. Cały czas trener dawał mi też do zrozumienia, że może zaistnieć sytuacja, w której przejdę na skrzydło. Jest wola wykorzystania moich atutów szybkościowych, dryblingu. Trener chciał napastnika, który zdecydowanie lepiej niż ja gra głową. Takim jest „Piona”, można to zrozumieć.

Jak bardzo zaskakują wyniki Stomilu?
Artur SIEMASZKO: – Bardzo miło! Jestem z Olsztyna, pozostaję z chłopakami w kontakcie, kibicuję im. To oczywiste, że w pierwszej kolejności chce się wygrywać swoje mecze, ale gdy patrzę na to, co robi Stomil, to uśmiech pojawia się na twarzy. Kto by pomyślał, że pozostanie wiosną ostatnią niepokonaną w pierwszej lidze drużyną? Kilka punktów uciekło w dodatku w samych końcówkach. Mam nadzieję, że do samego końca będzie drużynie dopisywało szczęście – tak jak sezon temu, gdy jeszcze tam grałem.

W czerwcu zakończy się okres pańskiego wypożyczenia z Lubina do Tychów – i zarazem wygaśnie kontrakt z Zagłębiem. Co dalej?
Artur SIEMASZKO: – W tej chwili przede wszystkim skupiam się na tym, by wychodzić na każdy kolejny mecz w pierwszym składzie. Chciałbym ten status utrzymać do samego końca. Przyszłość? Nie mam pojęcia. Na razie z nikim w Tychach nie rozmawiałem, pojawiają się za to telefony i wstępne pytania z innych klubów. Powtarzam jednak, że najważniejsze jest na razie to, aby w zdrowiu dograć ten sezon w jak najlepszym stylu do końca. A wtedy – kto wie, może w Tychach zechcą mnie zatrzymać.

Dotarło, że GKS został hokejowym mistrzem Polski?
Artur SIEMASZKO: – No jasne! Gratuluję chłopakom i przyznaję, że… pierwszy raz w życiu byłem na hokeju. Wpadłem na spotkanie z Automatyką Gdańsk, wysoko wygrany. To trochę inny sport, bardzo ciekawy. Nie będę tu przekonywał, że się jakoś strasznie zaraziłem i będę chodził na mecze tydzień w tydzień, ale to było ciekawe doświadczenie. Jestem w Tychach razem z dziewczyną i podoba nam się w Tychach. Mam nadzieję, że rozmowy o nowym kontrakcie zostaną podjęte. Zrobię wszystko, by pozostawić po sobie jak najlepsze wrażenie.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ