Liga Mistrzów. Siłacz w „Koguty” zapatrzony

W finale Ligi Europy zmierzyły się dwa zespoły z pańskiej ulubionej ligi i, szczególnie po przerwie, widowisko było palce lizać.
Arkadiusz MICHALSKI: – W pierwszej połowie nie było co oglądać, ale po przerwie mecz był bardzo fajny, szczególnie ze strony Chelsea. Arsenal miał swoje okazje, ale wynikały one trochę z przypadku. Alex Iwobi strzelił pięknego gola, ale miał sporego farta. „The Blues” grali ładnie, ich akcje były dynamiczne. Olivier Giroud i Eden Hazard królowali z przodu. Rozstrzygnięcie tego spotkania nie jest dla mnie zaskoczeniem, bo w roli faworyta stawiałem Chelsea. „Kanonierzy” są dobrym zespołem, ale ostatnio coraz bardziej odstaje od czołówki. Może nie miejscowo, ale różnica klas jest widoczna.

Czy wygrana takiego zespołu, jak Chelsea w Lidze Europy jest dla tej ekipy dużym sukcesem? Czy jednak smakuje jak… lekko niedoprawiona zupa?
Arkadiusz MICHALSKI: – Na pewno „The Blues” mierzyli o wiele wyżej, ale w poprzednim sezonie nie dostali się do Ligi Mistrzów i musieli walczyć w innych rozgrywkach. Wygrali je, jest sukces i może to nie jest niedoprawiona zupa, ale obiad złożony z… jednego dania.

Pewnie zdecydowanie większe emocje będzie pan przeżywał w sobotę, kiedy to pański ulubiony klub, czyli Tottenham, zagra o triumf w Lidze Mistrzów z Liverpoolem. Jak to się stało, że zainteresował się pan właśnie tym zespołem?
Arkadiusz MICHALSKI: – 1 listopada 2008 roku oglądałem spotkanie Tottenhamu z… Liverpoolem w Premier League. „Koguty” długo przegrywały, ale w 90 minucie gola na 2:1 dla nich zdobył Roman Pawljuczenko. Nie miałem wówczas jakiegoś swojego ulubionego klubu i spodobała mi się gra „Spurs”. Zainteresowałem się tym klubem i szybko wpadłem na pomysł, ale stworzyć serwis poświęcony właśnie ekipie z White Hart Lane. Z biegiem czasu powstała mała redakcja tottenham.com.pl. To nie było nic profesjonalnego, jednak zainteresowanie naszą stroną było dosyć spore i działaliśmy dość prężnie. Artykuły były coraz lepszej jakości, ale po pięciu latach, w 2014 roku, musiałem zrezygnować. Wszedłem wówczas na wyższy poziom sportowy i nie było szans, aby to wszystko nadal funkcjonowało z powodu braku czasu.

Na prowadzenie serwisu czasu zabrakło, ale rozumiem, że nadal jest pan zapalonym kibicem „Kogutów”?
Arkadiusz MICHALSKI: – Oczywiście. Nawet kiedy gram w Football Managera na komputerze, to innego zespołu, aniżeli Tottenham, prowadzić… nie lubię.

Miał pan okazję oglądać swój ulubiony zespół „na żywo”?
Arkadiusz MICHALSKI: – Tak, w 2009 roku wybrałem się na White Hart Lane, na mecz z Manchesterem City i sam fakt obecności na takim spotkaniu był świetnym przeżyciem. A na dodatek Tottenham wygrał 3:0. Bardzo mi się podobało. Fajny stadion jest się na meczu klubu, któremu się kibicuje, więc emocje były znakomite. Teraz wybudowano nowy stadion, jeden ze znajomych wysyłał mi filmy sprzed obiektu i wygląda to imponująco. Mam nadzieję, że znajdę czas, aby wybrać się tam na mecz.

Oddano do użytku Tottenham Hotspur Stadium, a zespół – pierwszy raz w historii – znalazł się w finale LM. Sezon to zatem dla „Kogutów” wyjątkowy.
Arkadiusz MICHALSKI: – Dodać należy, że drużyna zapewniła już sobie udział w Lidze Mistrzów na przyszły sezon. Mogło być trzecie miejsce, ale nie jest źle. W Premier League Tottenham wywalczył 71 punktów. O wiele mniej, aniżeli mistrz i wicemistrz Anglii. Był taki moment, że „Koguty” trzymały się blisko czołówki, ale różnica pomiędzy zespołami była widoczna. Manchester City i Liverpool były w zakończonym sezonie zdecydowanie lepsze.

Czy rewanżowy półfinał LM przeciwko Ajaksowi Amsterdam obejrzał pan do końca? Czy może po pierwszej połowie, kiedy rywal prowadził 2:0, poszedł pan… spać, bo rano trzeba było wstać na trening?
Arkadiusz MICHALSKI: – W pierwszej spali… piłkarze Tottenhamu. W przerwie pomyślałem sobie, że jeżeli się obudzą, wyjdą i od razu uderzą na rywala, to strzelenie trzech bramek jest możliwe. Zaczęli drugą połowę całkiem inaczej. Po pierwszym golu zyskałem 80-90-procentowa pewność, że wygrają ten mecz.

Włochy. Piątek nie trafił do raju

Czyli coś jak w… ciężarach. Dwa pierwsze podejścia po olimpijski medal w podrzucie się pali, a w trzecim zdobywa się złoto?
Arkadiusz MICHALSKI: – Do tego można to porównać.

To była najmilsza chwila w pańskiej przygodzie z Tottenhamem?
Arkadiusz MICHALSKI: – Dużo było takich meczów, które sprawiły mi radość. W sezonie 2010/11 zespół pierwszy raz grał w Lidze Mistrzów. Dostał się do eliminacji po golu Petera Croucha w meczu z Manchesterem City, a później grał z FC Basel i w pierwszym meczu, po 28. minutach, przegrywał 0:3. Udało się jednak awansować i dotrzeć nawet do ćwierćfinału przeciwko Realowi Madryt. Świetny był poprzedni sezon w Lidze Mistrzów, szczególnie faza grupowa i zwycięstwa z mocnymi rywalami. Wówczas Tottenham w grupie wyglądał… dużo lepiej, niż w bieżących rozgrywkach, kiedy to po trzech meczach miał zaledwie jeden punkt, a jutro gra w finale. To drużyna, która na pewno gwarantuje emocje i często lepiej gra z drużynami z najwyższych półek. A później przegrywa, dajmy na to, z West Hamem. Cóż, jak chce się zdobywać mistrzostwo Anglii, to trzeba trzymać równy poziom.

Znalazłby pan w gronie sztangistów zawodnika, który gwarantuje takie emocje?
Arkadiusz MICHALSKI: – Nawet gdybym próbował wymyślać, to takiego zawodnika bym… nie wymyślił.

Największe emocje już w sobotę. Tottenham nie jest faworytem starcia z Liverpoolem.
Arkadiusz MICHALSKI: – Na pewno nie jest, ale „Koguty” lubią grać ważne mecze i to może zadziałać na ich korzyść. Ostatnie dwa mecze w Premier League padły łupem Liverpoolu, ale w obu przypadkach było 2:1. To są jednak inne rozgrywki i trzeba podkreślić, że gra się tylko jeden mecz.

Nie wydaje się panu, że Liverpoolu musi, a Tottenham może? „The Reds” przegrali minimalnie kapitalny wyścig o mistrzostwo Anglii i porażka w finale byłaby dla tego zespołu druzgocąca. Z drugiej strony mówi się, że zespół z Londynu już osiągnął bardzo wiele.
Arkadiusz MICHALSKI: – Niby tak, ale Tottenham również jakieś trofeum mógłby w końcu zdobyć. Bo od wielu lat zarzuca mu się, że jest dobrym zespołem, ale niczego ważnego nie wygrywa. Ilość możliwych do zdobycia trofeów jest ograniczona, a wiadomo, że często walczy się w jednych rozgrywkach kosztem innych. Szczególnie jeżeli ma się kadrę taką jak Tottenham. To nie jest zespół, który ma 23 zawodników na najwyższym poziomie. Wyjściowy skład jest wartościowy, ale reszta to wychowankowie i zawodnicy, którzy wcale nie kosztowali po 100 mln euro. Jest dużo młodych piłkarzy i ta polityka mi się podoba. Tottenham, w porównaniu do innych, wydaje na transfery znacznie mniej. Np. kupił niedrogo Lucasa Mourę, którego skreślili w PSG, a on wygrał półfinał Ligi Mistrzów. Z reguły drużyna jest budowana w sposób bardzo ciekawy.

Przez pięć ostatnich sezonów przez menedżera Mauricio Pochettino. Śmiało, można stwierdzić, że już Argentyńczyk jest dużą postacią w historii Tottenhamu.
Arkadiusz MICHALSKI: – Trafił na White Hart Lane z Espanyolu, który pod jego wodzą zaczął grać stabilniej i wszedł na wyższy poziom w lidze hiszpańskiej. Identycznie stało się w Tottenhamie. Najbardziej cieszy mnie to, że nie wyprzedaje zawodników. Przed erą Pochettino, co sezon, odchodził jakiś ważny piłkarz. Rafael van der Vaart, Luka Modrić, czy Gareth Bale. Gdyby oni zostali, a do nich doszli Christian Eriksen, Harry Kane i Heung-Min Son, to Tottenham ma zespół, który co roku walczyłby o finał Ligi Mistrzów. Choć może gdyby nie wcześniejsze przypadki, to tych zawodników wymienionych w drugiej kolejności w klubie by nie było. Trzeba się cieszyć z tego, co jest. Gwiazdy muszą być, ale trzeba sprowadzać młodych i dawać im szansę.

Jak pan planuje spędzić sobotę? Trening, a potem nerwowe wyczekiwanie do meczu?
Arkadiusz MICHALSKI: – Może zrobię sobie wolne, albo rano przeprowadzę godzinny trening. Później zamierzam spędzić czas z rodziną. Jest dzień dziecka, więc pójdziemy z córką na spacer i lody. A wieczorem w domu, na spokojnie, obejrzę mecz.

*Arkadiusz MICHALSKI – sztangista Budowlanych Opole. Brązowy medalista MŚ (Aszchabad 2018), mistrz Europy (Bukareszt 2018), dwukrotny wicemistrz Europy (Tbilisi 2015, Foerde 2016), brązowy medalista ME (Split 2017), olimpijczyk z Rio de Janeiro 2016 (7. miejsce), medalista ME juniorów i ME do at 23, wielokrotny medalista MP we wszystkich kategoriach wiekowych.

 

Na zdjęciu: Mistrz Europy w podnoszeniu ciężarów sercem jest ze swoim Tottenhamem, ale zdaje sobie sprawę, że faworytem finału LE jest Liverpool.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ