Skok w zielone

GieKSa nie miała problemów z zamykającą tabelę Bytovią, a korzystając z potknięcia Chojniczanki do piątkowego hitu przystąpi z pole positon.


Może GKS potrzebował takiego meczu na przełamanie… Wczoraj w konfrontacji ze słabiutkim rywalem nie miał prawa się potknąć. Choć worek z bramkami został rozwiązany dopiero w końcówce I połowy, to miejscowi od początku do końca mieli kontrolę nad spotkaniem. Strzelili 4 gole – najwięcej od listopadowej konfrontacji z Kaliszem – przeprowadzili sporo ładnych akcji, kibice oklaskiwali ich raz za razem. Taka gra po prostu cieszyła, a zwycięstwo mogło i powinno być okazalsze. Po remisie Chojniczanki z Hutnikiem katowiczanie wrócili na „zieloną” pozycję i w piątkowym hicie urządzać ich będzie remis.

Zasłużył na tę bramkę

„Sprawdzimy czy wszyscy macie ambicje – awans albo dymisje” – tej treści transparent zawisł na „Blaszoku” i trudno było się dziwić, bo po covidowej przerwie GKS mocno spuścił z tonu, komplikując sobie drogę na zaplecze ekstraklasy. Od jakiegoś czasu – w spotkaniach z Wigrami i Motorem jeszcze nie poszły za tym wyniki – w grze zauważalna była jednak poprawa. Dlatego inne rozstrzygnięcie niż zwycięstwo trudno było sobie wyobrazić. Trener Rafał Górak pomieszał nieco w składzie. Pierwszy raz w tym sezonie w podstawowej jedenastce znalazł się Patryk Grychtolik, na środek obrony wskoczył Michał Kołodziejski, po skrzydle od początku hasał Dominik Kościelniak – jako że brakowało Arkadiusza Woźniaka, który w środę w Lublinie już po końcowym gwizdku został ukarany czerwoną kartką. Od 1 minuty wystąpił też Bartosz Jaroszek, czyli jeden z niewielu graczy GieKSy spisujący się po kwarantannie lepiej niż przed nią. Nieustępliwość, gra na pograniczu faulu – to cechy potrzebne podczas boju o I ligę. Właśnie Jaroszek dał wczoraj prowadzenie. Pięknym technicznym uderzeniem sprzed „16” wykończył podanie Dominika Kościelniaka, posyłając piłkę w górny róg. Defensywny pomocnik zasłużył na tę bramkę, w euforii pojechał na kolanach w stronę sektorów nr 4 i 5, uchodzących za te najbardziej przy Bukowej wymagające.

Mocne wejście

Być może w przerwie do szatni katowiczan dotarł końcowy wynik meczu Chojniczanki, bo II połowę zaczęli tak, by jak najszybciej rozstrzygnąć sprawę. Najpierw nieprawdopodobne „pudło” z bliska po podaniu Filipa Kozłowskiego zaliczył Danian Pavlas, ale Kozłowski nie zrezygnował z… asysty. Kilkadziesiąt sekund później obsłużył Adriana Błąda, a ten zmieścił piłkę pod poprzeczką. Był to pierwszy gol 30-latka od listopada! Potem zainicjował jeszcze 3. bramkę. Dośrodkował z wolnego na głowę Michała Kołodziejskiego, ten zgrał piłkę do środka, a Kozłowski z bliska nie mógł się pomylić.

Bytovia zagrażała głównie po stałych fragmentach gry i właśnie w ten sposób, po kornerze, zdobyła honorową bramkę. Ale na więcej nie było ją stać. Trener Górak dokonywał kolejnych zmian i to właśnie akcja rezerwowych – Krystiana Sanockiego oraz Piotra Kurbiela – dała gola nr 4. Dla Kurbiela – napastnika! – było to 1. trafienie w sezonie! Goście grali już wtedy w „10”, bo Przemysław Lech ostro potraktował Rafała Figla, ujrzał 2. żółtą kartkę i powędrował do szatni. A nim udali się tam po ostatnim gwizdku katowiczanie, z „Blaszoka” popłynęło jeszcze krótkie: „W Chojnicach tylko zwycięstwo”…


GKS Katowice – Bytovia Bytów 4:1 (1:0)

1:0 – Jaroszek, 38 min, 2:0 – Błąd, 50 min, 3:0 – Kozłowski, 61 min (głową), 3:1 – Krzyżak, 65 min (głową), 4:1 – Kurbiel, 81 min

GKS: Królczyk – Grychtolik (83. Szwedzik), Jędrych, Kołodziejski, Rogala – Jaroszek, Figiel – Kościelniak (75. Sanocki), Błąd (80. Gałecki), Pavlas (74. Wojciechowski) – Kozłowski (80. Kurbiel). Trener Rafał GÓRAK.

BYTOVIA: Czyżniewski – Szmidke (69. Sezonienko), Bąk, Krzyżak, Dymerski – Lech, Błaszkowski – Lizakowski (69. Bach), Nowakowski, Kieca (57. Wrzesień) – Giel. Trener Kamil SOCHA.

Sędziował Paweł Kukla (Kraków). Widzów 1549. Żółte kartki: Sanocki, Szwedzik – Szmidke, Lech, Giel, Nowakowski, czerwona Lech (74, druga żółta).

Piłkarz meczu – Filip KOZŁOWSKI.


Na zdjęciu: Trafienie Bartosza Jaroszka natchnęło katowiczan do „rozstrzelania” bezradnego rywala.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus