Skoki narciarskie. Potrzeba analizy i pracy

Dwa pierwsze weekendy Pucharu Świata w wykonaniu naszych skoczków były bardzo nieudane. Teraz przed nimi i resztą stawki zawody w Wiśle.


Piotr Żyła po drugiej serii niedzielnego konkursu w Ruce nie był zbyt rozmowny. Przypomnijmy, że nasz reprezentant zajmował na półmetku rywalizacji dziewiątą pozycję, ale fatalny skok w drugiej kolejce spowodował, że spadł w klasyfikacji niemal na sam koniec stawki. – Idę do jeziora. Od razu – powiedział 34-letni skoczek, a jakiś czas później opublikował w mediach społecznościowych wideo, na którym widać, jak wchodzi do basenu wypełnionego… lodowatą wodą. Słowa i zachowanie Polaka można interpretować jednoznacznie. Żyła nie był zadowolony ze swojego występu, bo i też nie miał z czego się cieszyć.

Wprawdzie pierwszy skok był bardzo dobry, ale drugi koszmarny. I niech będzie on całym podsumowaniem występu „biało-czerwonych” w Finlandii. Miało być lepiej niż w Niżnym Tagile. Tak mówili przed konkursami zarówno Michal Doleżal, jak i Adam Małysz. Tymczasem było jeszcze gorzej. W Rosji nasi skoczkowie zdobyli 81 punktów. Na Rukatunturi wywalczyli zaledwie 52 „oczka” przez dwa dni.

Nie poddamy się

– Zdawałem sobie sprawę, że nie zawsze będzie idealnie, ale nie spodziewałem się, że będzie aż tak źle – powiedział po niedzielnych zawodach w rozmowie z portalem skijumping.pl, Michal Doleżal, trener naszego zespołu. – Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Będziemy robić wszystko, by z tego wyjść. Męczy mnie ta sytuacja. Wszyscy wiedzą, że nasze miejsce jest gdzie indziej. W sporcie jednak czasem tak bywa. Dalej będziemy robić swoje. Nie idzie? To trzeba pracować więcej. Na pewno się nie poddamy – podkreślił szkoleniowiec reprezentacji Polski. Jak na razie najlepiej spośród naszych zawodników spisuje się Kamil Stoch.

W pierwszych konkursach, zarówno w Niżnym Tagile, jak i w Ruce, kończył rywalizację w czołowych dziesiątkach. Ale zupełnie nie wychodziły trzykrotnemu mistrzowi olimpijskiemu konkursy rewanżowe, bo zarówno w Rosji, jak i w Finlandii nie kwalifikował się do serii finałowych.
Po ostatnich zawodach Stoch, jak zresztą wszyscy członkowie naszej ekipy, nie mógł być zadowolony.



– W sobotę byłem zły po ósmym miejscu i wydawało mi się, że brakuje niewiele. W niedzielę? Nie będę tego komentował. Teraz trzeba to wszystko przeanalizować i zebrać się do pracy. Jest co poprawiać. Potrzeba cierpliwości. Innej drogi nie widzę – powiedział w rozmowie ze skijumping.pl, Kamil Stoch. – Treningowe skoki, od czasu od czasu, wychodzą i wydaje mi się, że jestem w dobrej dyspozycji. Trzeba to wszystko poukładać i poczekać, aż w końcu coś zatrybi – podkreślił lider naszego zespołu.

Nie wolno panikować

W ubiegłym sezonie Stoch zakończył rywalizację w PŚ na trzecim miejscu. Teraz, po czterech rozegranych konkursach jest 13. Piotr Żyła był siódmym skoczkiem poprzedniego sezonu, a obecnie plasuje się na 29. lokacie. Dawid Kubacki? W poprzednim sezonie zajął lokatę ósmą, a teraz jest 32. To, co może najbardziej martwić w przypadku tego zawodnika, to, że trzy razy z rzędu „Mustaf” nie zakwalifikował się do finałowej trzydziestki. Punktował jedynie na inaugurację w Niżnym Tagile, kiedy to zajął 13. miejsce.

Później był 35, 33 i 44. Mistrz świata ze średniej skoczni z Seefeld po raz ostatni tak słabą serię zanotował na początku sezonu 2015/16, kiedy to również w trzech kolejnych konkursach nie zdobył punktów.

Na przestrzeni dwóch poprzednich sezonów Kubackiemu trzykrotnie zdarzyło się nie punktować, ale w 47 konkursach zawsze był w trzydziestce. – Panikowanie w tej sytuacji na pewno nie jest wskazane. Po skoku niedzielnym na pewno nie towarzyszyły mi miłe myśli. Jeszcze to lądowanie… niewiele brakowało, a leżałbym na plecach. Można powiedzieć, że jak nie idzie, to nie idzie. Trzeba – na spokojnie – usiąść i to przeanalizować. Samym narzekaniem i frustracją niczego nie zmienimy. Zadanie na najbliższe dni jest proste. Trzeba to wszystko poukładać. Zarówno na skoczni, jak i w głowie – powiedział Dawid Kubacki.


Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus