Skoki narciarskie. Przepychanki i kuksańce

Nie milkną echa pożegnania z Michalem Doleżalem. Wkrótce mamy dowiedzieć się, kto zastąpi Czecha na stanowisku trenera reprezentacji Polski.


Burza, jaka została wywołana wokół polskich skoków narciarskich w piątek, po tym, jak Michal Doleżal ogłosił, że nie będzie w przyszłym sezonie prowadził naszego zespołu, zdaje się nie mieć końca. Przypomnijmy, że już w sobotę, po przedostatnim konkursie w sezonie, do całej sprawy odnieśli się nasi zawodnicy. Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki, jak jeden mąż, stanęli w obronie czeskiego trenera, a winą za całą sytuację obarczyli Polski Związek Narciarski. Przede wszystkim prezesa Apoloniusza Tajnera i dyrektora sportowego, Adama Małysza. „Orzeł z Wisły”, który był w Planicy w piątek, nie został do końca finałowych zawodów Pucharu Świata. W związku z wydarzeniami postanowił wrócić wcześniej do domu, a wczoraj udzieli długiego wywiadu „Misji Sport” Przeglądu Sportowego.

– Dla mnie to było bardzo ciężkie przeżycie. Przez dwa dni byłem odcięty od rzeczywistości i nie chciałem nawet skoków oglądać. To, co się wydarzyło, nie powinno mieć miejsca, choćby dlatego, że przez te lata, gdy pracuję w PZN, zawsze starałem się, żeby kadrze niczego nie brakowało. Słowa, które usłyszałem, że „będzie gorzej”, to jest nieprawda, bo nigdy takie słowa nie padły. My uznaliśmy po konsultacji z zarządem, że może chłopaki po prostu muszą się wygadać. Szkoda, że tak zostało to przedstawione. Ja czułem się tam okropnie, dostawałem z jednej i drugiej strony po policzku i nie miałem nikogo, kto by mógł mnie wesprzeć – podkreślił czterokrotny triumfator Pucharu Świata.

Warto przypomnieć, że nasi skoczkowie rzeczywiście nie przebierali w słowach. Stoch bezpośrednio uderzył w kierownictwo związku.

– Możemy wrócić do systemu tak, jak prezes Tajner zawsze wspomina, że jeździli na zawody jednym samochodem. Osobówką, z Adamem i jakoś dawali radę. Owszem, jeden zawodnik dawał radę. A gdzie była reszta? Dzisiaj mamy wspaniałą drużynę i po jednym słabszym sezonie, w którym działo się tyle przeróżnych rzeczy, że staraliśmy się po prostu wyjść obronną ręką, to i tak wyszło nieźle. Jeżeli chodzi o koszty, to myślę, że jest to adekwatne. My generujemy spory przychód, a dano nam do zrozumienia, że sponsorzy mogą się wycofać, jeśli nie zostaną podjęte pewne zmiany. Okej, jeżeli w taki sposób zarząd chce to wszystko ogarnąć, to ja mogę powiedzieć, że ze swojej strony sam mogę sobie opłacać szkolenie. Jeżeli nie chcecie wydawać pieniędzy na starych zawodników, których najlepiej byłoby się pozbyć, którzy mają coś do powiedzenia, no to dobrze. To ja mogę ze swojej strony sam siebie finansować, tylko dajcie mi takiego trenera, z którym ja chcę pracować – powiedział trzykrotny mistrz olimpijski. Michal Doleżal, kiedy usłyszał o tym od dziennikarzy, wzruszył się. – Takie słowa, szczególnie od Kamila, są czymś niesamowitym. Mówił przez wyraźnie ściśnięte gardło były już opiekun naszych skoczków.

Na pewno cała ta sytuacja nie świadczy dobrze o kondycji polskich skoków narciarskich. Trzymajmy się jednak faktów, które nie świadczą na korzyść Doleżala i jego podopiecznych. Trzy razy polscy zawodnicy w tym sezonie stawali na podium zawodów PŚ. To najgorszy wynik od sezonu 2015/16, kiedy to ani raz nasz zawodnik nie wdrapał się do czołowej trójki zawodów. W ubiegłym sezonie „biało-czerwoni” aż 18 razy meldowali się „na pudle”, a sezon wcześniej, który był pierwszym samodzielnym Michala Doleżala na stanowisku trenera reprezentacji Polski, 16 razy udało się skończyć zawody w czołowej trójce. W tej sytuacji decyzja o nieprzedłużaniu umowy z Doleżalem wydaje się słuszna.

– My nie chcieliśmy wchodzić w jakikolwiek konflikt z zawodnikami czy ze sztabem. Pierwsza decyzja była taka, że trener jest zaproszony do PZN, potem jest wręczenie nagród za igrzyska. Miał się potem udać do PZN, gdzie byłoby mu przekazane, jaka jest decyzja. Michal bardzo nalegał, że musi to wiedzieć wcześniej, bo ma propozycje z innych krajów. Ja powiadomiłem PZN, był wiceprezes Wojtek Gumny, który konsultował sprawę z zarządem. Poinformowaliśmy trenera, że kontrakt nie zostanie przedłużony, po czym rozpętała się wojna – wyjaśnił okoliczności całego zamieszania Adam Małysz, który wyjaśnił, że rozmawiał z Kamilem Stochem w Vikersund.

– Michal trochę wymusił na nas wcześniej powiedzenie mu tego, na jakim stanowisku stoi PZN. Ja nie byłem w stanie się spotkać. Napisałem Kamilowi nawet SMS, czy chce się ze mną spotkać, ale nie dostałem odpowiedzi. Później po spotkaniu z Michalem od razu rozpętała się burza, a zawodnicy poprosili o spotkanie. Spotkaliśmy się z nimi i myśleliśmy, że wszystko jest wyjaśnione, ale potem była kontra, którą PZN dostał w mediach – to raz jeszcze dyrektor sportowy związku.

Jak na razie skala przepychanek pomiędzy stronami wydaje się nie mieć końca. Teraz jednak najważniejszą kwestią jest to, kto poprowadzi polskich skoczków podczas przygotowań do kolejnego sezonu.

– Rozmowy trwają. Teraz zawodnikom przyda się odpoczynek. Od czterech lat kończyli sezon i praktycznie od razu rozpoczynali następny. Niektóre treningi były bardzo dziwne. Sami niektórzy nasi skoczkowie powiedzieli, że chcą odpocząć dwa-trzy tygodnie. My też mamy czas, aby dograć pewne rozmowy i przekazać potem skoczkom o naszych decyzjach. Chcielibyśmy poznać ich opinie. Na sto procent głównym trenerem nie będzie Maciej Maciusiak – powiedział Małysz, który zapewnił, że nowym szkoleniowcem naszego zespołu będzie trener zagraniczny.


Na zdjęciu: Michal Doleżal nie będzie pracował z reprezentacją Polski. W tym sezonie doprowadził „biało-czerwonych” do trzech podiów PŚ. W poprzednim sezonie było ich 18.
Fot. Rafał Rusek/Pressfocus