Skoki narciarskie. Turniej nasz ukochany

Rywalizacja niemiecko-austriacka wśród polskich kibiców skoków zajmuje miejsce szczególne. Przedstawiamy siedem naszych mgnień przed jubileuszowym, 70. Turniej Czterech Skoczni.


Apoloniusz Tajner kilka razy skinął głową i spojrzał w górę. Na szczycie rozbiegu skoczni w Bischofshofen siedział Adam Małysz, którego jeden skok dzielił od historycznego dla Polaków momentu, czyli zwycięstwa w tradycyjnych niemiecko-austriackich zawodach. W polskich domach, gdzie rozpoczynała się właśnie zimowa telenowela z udziałem „Orła z Wisły”, wszystko było jasne. 

Przed finałową serią ostatniego z konkursów Turnieju Czterech Skoczni Małysz miał tak gigantyczną przewagę w klasyfikacji generalnej, że tylko kataklizm mógł mu odebrać zwycięstwo. Trzy dni wcześniej w Innsbrucku skoczek z Wisły zmiażdżył konkurencję, a po raz kolejny zabawić się z rywalami postanowił właśnie na Paul-Ausserleitner-Schanze. Poziom ostatniego konkursu był bardzo słaby. Sędziowie nisko ustawili rozbieg, bo obawiali się, że Małysz zrobi sobie krzywdę, lądując poza granicą bezpieczeństwa.


1. Audi musiał sobie kupić

Od tamtego dnia, 6 stycznia 2001 roku, Polacy pokochali nie tylko skoki i „Orła z Wisły”, ale też Turniej Czterech Skoczni. Z zazdrością niektórzy spoglądali na to, jak skoczek odbiera kluczyki do nowiutkiego Audi A4 Quattro, a później do niego wsiada. Do historii przeszły później problemy, jakie Małysz miał ze sprowadzeniem wozu do Polski.

Nie dość, że ówczesne cło dwukrotnie przekraczało wartość obłędnie drogiego, jak na nasze ówczesne warunki, samochodu, to jeszcze „Audica” okazała się… atrapą. Menedżer naszego zawodnika, nieżyjący już Edi Federer, pojechał po auto do Bischofshofen. Osobiście musiał załatwić dźwig, by ściągnąć je z podestu. Wsiadł za kierownicę, przekręcił stacyjkę i… to byłoby na tyle.

Małysz wkrótce jeździł jednak takim właśnie Audi, które kupił, bo obiecał żonie. Przed wyjazdem na Turniej Czterech Skoczni pani Izabela powiedziała bowiem do męża, że jak wygra zawody, to kupi jej taki samochód. Małysz się zgodził, zupełnie nieświadomy, na co się pisze. Musiał jednak dotrzymać i dotrzymał słowa. Małyszowie, jako pierwsi w Polsce, odebrali ten model samochodu. W salonie w Bielsku-Białej.


2. Autograf na kominku nazisty

Sukces Małysza z 2001 roku to pierwsze nasze wielkie wspomnienie, bo właśnie od tego wszystko się zaczęło – 10-letnia wielka kariera ukoronowana m.in. czterema medalami olimpijskimi i czterema tytułami mistrza świata. Wcześniej jednak polskich akcentów podczas rywalizacji niemiecko-austriackiej nie zabrakło.

Pierwszą edycję Turnieju wygrał Josef Bradl, który już przed II wojną światową był czołowym skoczkiem świata. W 1936 roku, jako pierwszy w historii, ustał skok na odległość 100 metrów, a trzy lata później został mistrzem świata na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Austriak reprezentował już wówczas Niemcy, które rok wcześniej zaanektowały Austrię.

Bradl specjalnie się tym nie przejął, bo przez całe życie pozostawał wierny idei nazizmu. Adolf Hitler był dla niego bohaterem. Miał jego portret w sypialni, był dumny z telegramu gratulacyjnego od fuerehra, jaki otrzymał po wygranej w Zakopanem. W latach 60. i 70. w prowadzonym przez niego hotelu w Muehlbach często przebywali trenujący w Austrii polscy narciarze. M.in. Wojciech Fortuna, który za sympatie Bradla postanowił zrobić mu psikusa. Złożył autograf na kominku, na którym podpisywali się jedynie mistrzowie olimpijscy i świata. Był 1971 roku, a więc do Sapporo pozostawało jeszcze sporo czasu. Fortuna przekonał jednak Bradla, że zostanie mistrzem olimpijskim. Austriak się nie obraził.


3. Kamień Józefa Przybyły

Triumf Adama Małysza z 2001 roku był kamieniem milowym w historii polskich skoków. Inny kamień, 37 lat wcześniej, przeszkodził Józefowi Przybyle w zajęciu miejsca na podium albo nawet w zwycięstwie w 12. Turnieju Czterech Skoczni! Skoczek z Bystrej spisywał się doskonale. W Oberstdorfie był 6. W Nowy Rok zajął 3. miejsce w Ga-Pa, a w Innsbrucku powtórzył ten wynik. Przed finałem w Bischofshofen miał 1,5 punktu straty do lidera, znakomitego Veikko Kankkonena z Finlandii, który niecały miesiąc później został złotym i srebrnym medalistą IO w Innsbrucku.

W pierwszej serii ostatniego konkursu Przybyła odpalił petardę. Uzyskał 100 metrów, co było rekordem skoczni, i objął prowadzenie w klasyfikacji całego turnieju! Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki, ale w finałowej próbie coś nie zagrało. Nasz skoczek źle wyszedł z progu, miał problemy w powietrzu i wylądował na 90 metrze. To nie była zła odległość. Dałaby drugie miejsce w klasyfikacji generalne, gdyby nie wspomniany… kamień. Polak najechał na niego, przewrócił się i odjęto mu 30 punktów. Turniej zakończył na 7. miejscu.


4. Podwójne zwycięstwo i czwarty Kot

Jedno zwycięstwo, ale za to jakie, Małysza w T4S brzmi – mimo wszystko – skromnie na tle innych osiągnięć „Orła z Wisły”. Bo mamy kogoś, kto austriacko-niemiecką imprezę wygrywał trzy razy. Pierwszy raz w 2017 roku i był to turniej, w którym działy się za sprawą Polaków rzeczy niezwykłe. W pierwszym sezonie pracy Stefana Horngachera skakali jak natchnieni, choć przed finałowym konkursem w Bischofshofen nic nie zapowiadało, że tak właśnie będzie. Z Innsbrucka – prowadząc – wyjechał Daniel Andre Tande. Kamil Stoch był drugi, Piotr Żyła czwarty, a Maciej Kot siódmy.

To jednak, co wydarzyło się na  Paul-Ausserleitner-Schanze, przeszło jednak nasze najśmielsze oczekiwania. W pierwszej serii Stoch odrobił straty do Norwega, ale prowadził nieznacznie. W drugiej kolejce Tande… spadł z progu, a Polak chwilę później przypieczętował wygraną w konkursie. Gdy cieszyliśmy się z triumfu Stocha, zapomnieliśmy nieco o tym, co z pozostałymi Polakami. Po zliczeniu wszystkich not okazało się, że drugie miejsce zajął Żyła, a Kot zakończył Turniej na czwartej pozycji. Obłęd!


5. Drugi w historii, imprezy nie będzie

Pierwszy „Złoty Orzeł” zmobilizował Kamila Stocha do tego, by zmierzyć się w roku kolejnym z czymś, co w historii T4S udało się tylko jednemu skoczkowi. Sven Hannawald… W 2002 roku Niemiec w nadzwyczajnym stylu wygrał Turniej z czterema zwycięstwami w konkursach, co wcześniej nie udało się nikomu. Stoch postanowił wziąć zamach na wyczyn Niemca i ta próba okazała się skuteczna. To był teatr jednego aktora, a ten, który chciał mu przeszkodzić, zapłacił wysoką cenę. W Niemczech Stoch dwa razy pokonał Richarda Freitaga, ale przewaga nie była jeszcze tak duża, by można było chłodzić szampany.

W Innsbrucku Niemiec zaryzykował i poszedł na całość. Chciał koniecznie powalczyć z Polakiem, ale skończyło się upadkiem, po którym nie przystąpił do drugiej serii. Losy T4S były już w zasadzie rozstrzygnięte, ale Kamilowi Stochowi było mało. Wygrał zarówno trzeci, jak i czwarty konkurs, a Sven Hannawald osobiście mu gratulował w Bischofshofen. – Witaj w klubie – powiedział Niemiec. – Wielkiej imprezy nie zrobimy, bo na razie jest nas dwóch – odparł Polak.


6. Metodyczny „Mustaf”

Czy trzeci z rzędu triumf w TCS – tylko raz ktoś czegoś takiego dokonał, a był nim Bjoern Wirkola – był możliwy? Nie przy tak skaczącym Ryoyu Kobayashim, który powtórzył wyczyn Hannawalda i Stocha. Od początku rywalizacji w kolejnej edycji również było widać, że Stoch nie wygra, ale to nie oznaczało, że „Złoty Orzeł” nie wrócił do gniazda. Wręcz przeciwnie. Dawid Kubacki, firma w polskich skokach uznana, uchodził za zawodnika niezdolnego do wielkich rzeczy, ale w marcu 2019 roku, po zdobyciu mistrzostwa świata, uwierzył w to, że stać go na sukces bez pomocy przyrody.

„Mustaf” zadbał o to, by charakterystyczna nagroda znów przyjechała do Polski w pięknym stylu. Pracował metodycznie. W Niemczech był dwa razy trzeci. W Innsbrucku drugi i do Bischofshofen przyjechał jako lider. Przewaga wynosiła niecałe 10 punktów. Nie takie różnice były niwelowane, ale nie tym razem. Bo Kubacki skakał w ostatnim konkursie tak, jakby sobie wszystko zaplanował. W pierwszej serii… pobił rekord skoczni i rywale zwątpili. Finałowy konkurs, jak i całą klasyfikację Turnieju, wygrał w cuglach.


7. Nieprzemyślane słowa Graneruda

Rok 2021 na skoczni w Ga-Pa Dawid Kubacki przywitał… zwycięstwem w konkursie i rekordem obiektu! Po dwóch konkursach zajmował w generalce trzecie, a Kamil Stoch czwarte miejsce. Było dobrze, a po Innsbrucku jeszcze lepiej, mimo iż po pierwszym w austriackich konkursów doszło do Halvor Egner Granerud, lider po niemieckiej części zmagań, wypadł na Bergisel bardzo słabo. Stoch wygrał, Kubacki był trzeci, a pierwszy z wymienionych objął prowadzenie w konkursie. Norweg był sfrustrowany i powiedział po konkursie, że Stoch wcale nie skacze dobrze, tylko pomagają mu warunki. To nie były przemyślane słowa, a na reakcję polskich kibiców nie trzeba było długo czekać.

Niektórzy przesadzili, bo atakowali również w internecie partnerkę skoczka. Ostatecznie Granerud przeprosił, a niesmak przemienił się wkrótce w wielką radość. Bo Kamil Stoch zamknął w Bischofshofen usta nie tylko Norwegowi, ale wszystkim innym. Wygrał konkurs i cały Turniej z ogromną przewagą. Kubacki był finalnie trzeci. O 0,4 punktu przed… Halvorem Egnerem Granerudem.

Na zdjęciu: Tak było w 2017 roku. Kamil Stoch wygrał Turniej Czterech Skoczni pierwszy raz w karierze. Piotr Żyła (z lewej) był drugi.

Fot. Pressfocus