Skra Częstochowa. Dziesięć czystych gniazd

Mateusz Kos udowodnił, że jest gotowy do inauguracji rundy wiosennej.


Zaglądając do leksykonu ornitologicznego można się dowiedzieć, że: „kos koncertuje od marca do lipca”. Kibice w Częstochowie mają jednak inny kalendarz. Kos ze Skry koncertował bowiem od sierpnia do grudnia. Mateusz Kos, bo o nim mowa, zachowując dziesięć razy czyste „gniazdo”, wywalczył miano najlepszego bramkarz rundy jesiennej w I lidze, a w lutym udowodnił, że jest już gotowy do inauguracji wiosennych rozgrywek. Świadczy o tym wynik ostatniego zimowego sparingu, w którym Skra na stadionie w Chorzowie pokonała Ruch 2:0. To jedno miejsce w składzie drużyny Jakuba Dziółki na rundę wiosenną można więc uznać za „zaklepane”.

– Oczywiście tytuł najlepszego bramkarza rundy jesiennej w I lidze sprawił mi ogromną frajdę, ale trzeba pamiętać, że na dobry wynik bramkarza pracuje cały zespół, zaczynając od linii obrony aż do ataku – mówi golkiper częstochowskiego zespołu.

– Dziesięć czystych kont Skry to bez wątpienia tytaniczna praca całego naszego zespołu. Dlatego w nim pozostałem, choć propozycje się pojawiły, ale nie zamierzam jak na razie z nich korzystać. Po pierwsze mam już swoje lata. Po drugie świetnie się czuję w Skrze, a po trzecie mam blisko do domu, w którym mieszkam z Dominiką i dwóją wspaniałych synów. Tworzymy naprawdę świetną rodzinkę i jestem z tego bardzo dumny. Po co więc szukać nowego klubu.

Nie ma rzeczy niemożliwych

Tym bardziej, że zbliżający się do 35. urodzin golkiper razem ze Skrą może spełnić swoje marzenia o grze w ekstraklasie. Nie przebił się do niej będąc w Rakowie, z którym pożegnał się po sezonie 2017/18 więc może po drugiej stronie Częstochowy ta sztuka się uda.

– Nie będę ukrywał, że trzy lata temu byłem zmuszony do zmiany barw klubowych – wyjaśnia wychowanek LZS-u Biała Nyska.

– Dobrze zdawałem sobie sprawę, że Raków wszedł na dużo wyższy level i zespół ten będzie się poważnie wzmacniał przed rozgrywkami w ekstraklasie. Do klubu ściągnięto kilku mocnych zawodników z zagranicy, a więc trzeba było szukać nowego klubu. Wspólnie z moim menedżerem poszukiwaliśmy więc solidnej drużyny w pobliżu Częstochowy, czyli w pobliżu mojego miejsca zamieszkania. Ponieważ Skra była po awansie do II ligi to nie wahałem się ani chwili i podpisałem z nią kontrakt. Patrząc na ten moment z perspektywy naszego obecnego miejsca w tabeli I ligi na pewno nie żałuję. Zajmujemy 12. miejsce w tabeli, ale mamy tylko 3 punkty straty do strefy barażowej, a jeżeli udałoby nam się dostać do pierwszej szóstki to wszystko będzie możliwe. Udowodniliśmy w ubiegłym sezonie, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Nie ma presji, jest mobilizacja

Grając z takim nastawieniem częstochowianie mogą być groźnym rywalem dla każdego. Dlatego przed spotkaniem z liderującą Miedzią Legnica nikt w szatni Skry nie mówi o presji tylko o mobilizacji. To raczej rywale po ostatnim, zamkniętym sparingu, z którego nie podano nawet składu, w jakim zagrali podopieczni Wojciecha Łobodzińskiego, mogą czuć napięcie, bo stracili aż 3 gole. Wprawdzie strzelili KKS-owi 1925 Kalisz 4 gole, ale w ostatnim tygodniu treningów przed inauguracją tegorocznych rozgrywek o punkty elementów do poprawy nie brakuje.

Przygotowany na wszystko

– Mam już za sobą tyle lat grania, że jestem przygotowany na wszystko – dodaje bramkarz Skry.

– Na przykład pamiętam ten najgorszy mecz, który 6 lat temu rozegrałem w II lidze w barwach Rakowa przeciwko drużynie GKS-u Tychy. Na naszym boisku przegraliśmy ten mecz 1:8 i ja wpuściłem w tym meczu wszystkie bramki. Co prawda nie wiele w tym meczu mogłem zrobić, ale fakt, że się wpuszcza w jednym meczu aż osiem bramek pozostaje na długo w pamięci. Pamiętam jednak także to, że po tym meczu do szatni wszedł trener Marek Papszun i trener bramkarzy Maciej Sikorski i zaczęli mnie pocieszać: „Mateusz nie przejmuj się. Co prawda mogłeś jedną z tych piłek zatrzymać, ale wybroniłeś przynajmniej pięć kolejnych setek. Tak więc możesz z podniesioną głową wyjść z szatni”. To były niezwykle budujące dla mnie słowa i dlatego gram dalej, a w rundę wiosenną wchodzę wierząc, że ten najlepszy mecz wciąż jest jeszcze przede mną.


Fot. Łukasz Sobala / PressFocus