Skra Częstochowa – Górnik Łęczna. Tama pod Jasną Górą

Goście chcieli zmazać plamę za ostatnią porażkę, ale gospodarze potwierdzili, że potrafią odbierać punkty faworytom.


Nasz cel się nie zmienia, dalej gramy o awans. Smutek chcemy przekuć w energię na kolejne spotkanie. Jedziemy na trudny teren, na sztuczną nawierzchnię, ale patrzymy przede wszystkim na siebie. Nadal wszystko jest w naszych rękach. Jedziemy po zwycięstwo – mówił przed wyprawą pod Jasną Górę trener Górnika, Kamil Kiereś. Jego drużyna w ostatniej kolejce musiała przełknąć gorycz porażki (2:3) z Pogonią, choć do 86 minuty prowadziła 2:1. Jego rywalem była jednak drużyna, która po pandemii punktuje najlepiej ze wszystkich, a na własnym boisku czuje się bardzo dobrze.

– Szanujemy każdego rywala, ale znamy również swoje atuty i będziemy je chcieli wykorzystać. Musimy być skoncentrowani od pierwszego gwizdka, bo naszym przeciwnikiem będzie zespół, który nieprzypadkowo przewodzi tabeli – podkreślał jeden z trenerów Skry, Konrad Gerega. On też, a nie jego współpracownik Jacek Rokosa bardziej „żył” przy ławce rezerwowych, podpowiadając zawodnikom, którzy faktycznie byli skoncentrowani, ale pozwolili gościom konstruować akcje. Były one jednak bardzo czytelne i choć momentami przyjezdni zamykali częstochowian w polu karnym, to klarownej okazji nie wypracowali. W I połowie lepsze mieli gospodarze i niewiele brakowało, a w 24 min objęliby prowadzenie. Kiks Tomasza Midzierskiego mógł, a nawet powinien wykorzystać Daniel Rumin, lecz nieczysto trafił w piłkę. Nie miał też szczęścia Piotr Nocoń, który najpierw oddał pierwszy w tym meczu celny strzał, a wkrótce spudłował z 20 m.

Do „górników” z pewnością dotarła informacja o zwycięstwie GieKSy w Siedlcach, bo od początku II odsłony postawili wszystko na jedną kartę. Długo jednak nie potrafili przebić się przez zasieki obronne Skry, w czym spora zasługa harującego na całym boisku Kamila Zalewskiego. Dopiero w 57 min goście stanęli przed szansą na objęcie prowadzenia. Na przebój zdecydował się Paweł Wojciechowski, lecz z jego uderzeniem poradził sobie Mikołaj Biegański, który w 77 min nie miałby nic do powiedzenia, gdyby Paweł Baranowski z czystej pozycji główkował pod na nie nad poprzeczką. To była najgroźniejsza okazja łęcznian, bo z pozostałymi strzałami radził sobie golkiper Skry.

– Odczuwamy niedosyt, bo przyjechaliśmy tu po 3 punkty i mieliśmy szanse, by je zdobyć. Nadal wszystko zależy od nas. Jeśli wygramy dwa ostatnie mecze, to awansujemy – zauważył przytomnie pomocnik Górnika, Marcin Stromecki.

Skra Częstochowa – Górnik Łęczna 0:0

SKRA: Biegański – Napora, Błaszkiewicz, Mesjasz, Brusiło – Kieca (90+2. Gołębiowski), Olejnik, Zalewski, Nocoń (81. Kazimierowicz), Andrzejczak (67. Niedbała) – Rumin (60. Wolny). Trenerzy Jacek ROKOSA i Konrad GEREGA.

GÓRNIK: Kostrzewski – Sasin, Baranowski, Midzierski, Leandro – Goliński, Tymosiak, Stromecki (70. Kalinkowski), Wojciechowski (74. Korczakowski), Lewandowski (63. Stasiak) – Śpiączka. Trener Kamil KIEREŚ.

Sędziował Patryk Gryckiewicz (Toruń). Widzów 100.

Żółte kartki: Zalewski, Napora – Kalinkowski, Tymosiak, czerwona Kalinkowski (89, druga żółta).

Piłkarz meczu – Kamil ZALEWSKI


Na zdjęciu: Paweł Baranowski miał czego żałować…

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus