Skra Częstochowa. Nie będą kalkulować

Po godzinie dobrej gry w Łodzi częstochowianie wyciągają wnioski po porażce z ŁKS-em.


Po meczu piłkarze Skry wrócili do Częstochowy bez zdobyczy punktowej, ale jednocześnie z poczuciem, że wcale nie byli gorsi od rywala. Nie ma się co temu dziwić.

Feralne pół godziny

– Zakładaliśmy, że pierwsze trzydzieści minut tego meczu będzie wyglądało inaczej – podkreślił trener częstochowian, Jakub Dziółka.

– Graliśmy jednak źle i podarowaliśmy gospodarzom pierwszą bramkę, Dopiero jej utrata spowodowała, że zagraliśmy tak, jak sobie zakładaliśmy przez cały tydzień. Od 30 minuty stwarzaliśmy już więcej sytuacji. Byliśmy bardziej agresywni na połowie przeciwnika. Dużo częściej przebywaliśmy na tej połowie i zdołaliśmy wyrównać po znakomicie wykonanym rzucie wolnym przez Przemka Sajdaka. Po przerwie chcieliśmy to kontynuować i absolutnie nie mieliśmy zamiaru kalkulować i grać zachowawczo na remis. Chcieliśmy ten mecz wygrać, ale w momencie, kiedy byliśmy na pewno równym rywalem dla ŁKS-u, straciliśmy bramkę i przegraliśmy 1:2. W tym tygodniu mieliśmy jednak pełny mikrocykl, bo gramy dopiero w niedzielę z bardzo dobrym zespołem z Niecieczy, więc staramy się tak przygotować, żeby zagrać jeszcze lepiej – powiedział zmotywowany szkoleniowiec z Częstochowy.

Przez pryzmat porażki

Ze swojego występu w Łodzi mógł być zadowolony Jakub Bursztyn. Bramkarz Skry, choć pierwszy raz w tym sezonie musiał wyciągać piłkę z siatki, popisał się wieloma dobrymi interwencjami. Jednak 24-letni wychowanek Impulsu Wawrów na pierwszy plan w pomeczowej ocenie wysunął rozczarowanie z powodu porażki.

– Na pewno niedosyt jest duży – stwierdził w klubowych mediach golkiper częstochowian.

– Pierwsze 30 minut nie było takie, jak sobie założyliśmy przed meczem. Natomiast po przerwie i kilku mocniejszych słowach w szatni udało nam się to skorygować. W drugiej połowie wyglądało to już naprawdę dobrze i czujemy niedosyt. Mieliśmy sytuacje, żeby strzelić bramkę na 2:1, a straciliśmy gola i przegraliśmy. Właśnie przy pryzmat porażki oceniam także swój występ – mówił krytycznie Bursztyn.

– Gdy zespół traci dwie bramki i przegrywa mecz, to bramkarz nigdy nie może być zadowolony; i z siebie, i z drużyny – kontynuował były gracz Pogoni Szczecin.

– Osobiście także czuję więc na pewno niedosyt, ale z kilku interwencji mogę być zadowolony. To był jednak mecz z gatunku ulubionych przez bramkarzy. Jeżeli jesteś cały czas pod prądem, pod grą i strzały docierają do bramki, to wiadomo, że lepiej się interweniuje. Łatwiej wtedy utrzymać koncentrację niż w takim spotkaniu, jak chociażby z Chojniczanką. Wtedy było mało roboty i trzeba było cały czas siebie samego mobilizować. W Łodzi natomiast rywal pomagał mi być cały czas czujnym i dlatego mogłem się wykazać – przyznał 24-latek.

Chęć rehabilitacji

Wiele wskazuje także na to, że w niedzielę Bursztyn może mieć „ułatwione zadanie”. Do Bełchatowa przyjedzie Bruk-Bet Termalica, czyli spadkowicz z ekstraklasy. W dodatku drużyna z Niecieczy, w której deklarują chęć szybkiego powrotu do krajowej elity, po ostatnim nieudanym występie z GKS-em Tychy chce się zrehabilitować. Tak samo jednak myślą częstochowianie.

– Wiadomo, że przyjeżdża zespół, który ma dużą jakość i pewnie będzie chciał jak najszybciej powrócić na najwyższy level w Polsce – dodał bramkarz mający na swoim koncie 13 występów w ekstraklasie.

– Jakby jednak nie patrzeć, będą grać na wyjeździe. Przyjeżdżają do Bełchatowa, gdzie my planujemy w tym sezonie stworzyć naszą twierdzę. Wiadomo, to nie jest do końca nasz stadion, ale my na nim gramy i zamierzamy stracić tam w tym sezonie jak najmniejszą liczbę punktów. Nastawiamy się więc na walkę o zwycięstwo i przygotowujemy się do tego, żeby zagrać najlepiej, jak potrafimy – obiecał bramkarz Skry.


Na zdjęciu: Jakub Bursztyn bardzo krytycznie podszedł do występu swojego oraz całej Skry w ostatnim meczu.
Fot. Łukasz Laskowski/Press Focus