Skra Częstochowa. Pierwszoligowe schody

Po dwóch kolejkach częstochowski beniaminek zajmuje ostatnie miejsce w tabeli I ligi. W czwartek szansa na odbicie się od dna.


Dzisiaj po zaplanowany w samo południe treningu piłkarze Skry zjedzą obiad i wyruszą do Rzeszowa na spotkanie z Resovią. Beniaminek zajmujący po dwóch kolejkach ostatnie miejsce w I-ligowej tabeli, w myśl zasady „do trzech razy sztuka”, chce wreszcie zapunktować, bo same pochwały za dobrą grę to za mało.

Ciekawe widowiska

– Dwa razy zapłaciliśmy frycowe – uważa trener Jakub Dziółka.

– W Kielcach na inaugurację w ostatnich 120 sekundach pierwszej połowy straciliśmy dwa gole i przegraliśmy 0:2. Natomiast w Łodzi strzeliliśmy dwie bramki, a mimo to nie zdobyliśmy nawet punktu. Wiedzieliśmy, że kluczem do osiągnięcia w tych meczach korzystnego rezultatu jest dobra gra w defensywie. Szczególnie ŁKS dysponuje dużym potencjałem w ofensywie i zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że musimy grać skutecznie. Szybko strzeliliśmy gola, ale 7 minut później przeciwnik wyrównał, a w drugiej połowie w odstępie 8 minut straciliśmy dwie bramki. Błędy własne, które popełniliśmy spowodowały, że straciliśmy trzy gole i wróciliśmy z pustymi rękami. Próbowaliśmy reagować zmianami, przy wyniku 2:1 dla łodzian wprowadzając dwóch napastników Dawida i Kamila Wojtyrów, ale tuż po tych roszadach straciliśmy trzeciego gola i to tuż po tym, jak Marcin Stromecki miał okazję na wyrównanie. Nie oddał strzału i poszła kontra, która zakończyła się golem. I liga takich błędów nie wybacza, nawet jeżeli się je popełnia 90 metrów od swojej bramki. Wprawdzie Kamil Wojtyra po wejściu zrobił swoje, bo zdobył bramkę, ale to była już 87 minuta meczu i mieliśmy za mało czasu, żeby doprowadzić przynajmniej do remisu. Zadowoleni jesteśmy z tego jak zespół w tej końcówce zareagował. Z tego, że szukał kolejnych bramek, ale jesteśmy źli, że mając te swoje okazje za mało ich wykorzystaliśmy, bo mogliśmy się pokusić o remis – mówi szkoleniowiec częstochowian.

W wyjściowej jedenastce Skry w meczu w Łodzi grało sześciu zawodników sprowadzonych do Częstochowy latem.

– Po awansie do I ligi przyszli nowi piłkarze i nie chcę podawać ich liczby czy mówić, że potrzebujemy czasu na zgranie, bo to jest sprawa oczywista, a mogłoby zabrzmieć jak usprawiedliwianie się – wyjaśnia trener Dziółka.

– Mówię o tym zawodnikom, ale powtarzam im także, że nasi dwaj pierwsi rywale, to były bardzo dobre zespoły. Mieliśmy tego świadomość, aczkolwiek nie znaczy to, że następni przeciwnicy będą łatwiejsi. Zdajemy sobie sprawę jaka jest I liga i wiemy, że z nikim nie będzie z górki. Dlatego pracujemy, zgrywamy się i czekamy na najbliższy mecz w Rzeszowie. Znamy swoje możliwości oraz atuty zawodników z którymi pracuję i to, że kilka razy przedarliśmy się przez obronę ŁKS-u i stworzyliśmy sobie bramkowe okazje nie było dla mnie zaskoczeniem. Jest to na pewno prognostyk tego, że Skra w następnych meczach może walczyć o punkty i stwarzać na murawie ciekawe widowiska, bo w niedzielę na koniec drugiej kolejki naprawdę było co oglądać. Do ostatnich sekund dążyliśmy do remisu i myślę, że taką postawą, choć nie zdobyliśmy punktu, zasłużyliśmy na szacunek przeciwników i kibiców.

W swoim żywiole

Do pełni szczęścia sympatyków beniaminka I ligi potrzebne są jednak punkty i sztab szkoleniowy Skry oraz częstochowscy piłkarze doskonale zdają sobie z tego sprawę.

– Do meczu z Resovią przygotowujemy się w swojej trawiastej bazie czyli na boisku w Blachowni – zapewnia szef częstochowskiego sztabu szkoleniowego.

– Po niedzielnym meczu z ŁKS-em od poniedziałku zaczęliśmy już zajęcia i pracujemy codziennie, bo przed nami serial trzech meczów w osiem dni. W czwartek zagramy w Rzeszowie, we wtorek w Legnicy, a w piątek w Bielsku-Białej. Wyciąganie wniosków z zakończonego spotkania będzie więc goniło przygotowanie do kolejnego meczu i nie ma na razie mowy o dniach wolnych. Mamy jednak to co piłkarze i trenerzy lubią najbardziej czyli mecz za meczem i jesteśmy w swoim żywiole – kończy Jakub Dziółka.


Fot. Krzysztof Porebski / PressFocus