Wizyta u kardiologa

Dzień po szóstej porażce z rzędu Jakub Dziółka zaczął w gabinecie lekarskim.


Statystyki potwierdzają, że to był wyrównany mecz z lekką przewagą Skry. Częstochowianie mieli 55 procent posiadania piłki, a w strzałach celnych „wygrali” 4:3. Do tego dodajmy bilans trafień w obramowanie bramki 2:0 oraz 18:13 w strzałach ogółem i 6:5 rzutach rożnych, a będziemy mieli obraz spotkania drużyny Jakuba Dziółki z Chrobrym. Jednak to głogowianie wygrali 2:1 i usadowili się w strefie barażowej odważnie patrząc w kierunku podium, a zespół spod Jasnej Góry pozostał na drugim biegunie tabeli i tkwi w strefie spadkowej.

Bramka bez radości

Szósta porażka z rzędu boli więc tym bardziej, że nie wynikała z przewagi rywala, a pierwszy od 10 września strzelony przez częstochowian gol nie sprawił radości ani jego autorowi Szymonowi Szymańskiemu, ani nie przyniósł punktowego zysku zespołowi.

– Ale nie dlatego wtorkowy poranek rozpocząłem u kardiologa – mówi trener częstochowian.

– To była wizyta kontrolna, podczas której usłyszałem od lekarza, że wyniki z Holteru EKG są OK. Powiem jednak szczerze, że były one robione już wcześnie, a nie w trakcie meczu z Chrobrym, bo na tym spotkaniu serce miało prawo do skoków. Poniedziałkowe spotkanie, choć przez pryzmat wyniku na pewno należy go ocenić negatywnie, to w kontekście naszej gry na pewno trzeba dodać, że w wieku fragmentach byliśmy po prostu lepsi. Świadczą o tym wszystkie liczby z wyjątkiem cyfr na tablicy wyników.

Dwa błędy

– O naszej porażce zadecydowały dwa błędy. Pierwszy boli tym bardziej, że pracujemy nad tym i mówimy o tym bardzo często, że w tej strefie, z której został oddany strzał, ktoś musi być, a zawodnik zespołu z Głogowa, po wrzutce spod końcowej linii, stał zupełnie sam na 10. metrze. Natomiast druga bramka nie miała się prawa zdarzyć, ale brak interwencji po wstrzeleniu piłki z rzutu wolnego w kierunku naszej bramki był konsekwencją tego, że myślami byliśmy jeszcze przy ledwo co straconej pierwszej bramce. W ciągu dwóch minut straciliśmy dwie i przegraliśmy mecz.

A jego wynik mógł (powinien) być inny gdyby w 3. minucie Piotr Nocoń trafił w okienko, a nie ostemplował słupka i gdyby w 13 minucie Przemysła Sajdak, wykonując rzut wolny, posłał piłkę minimalnie niżej, a nie musnął spojenie słupka z poprzeczką.

Właściwy kierunek

– Gdyby Piotrek Nocoń był w normalnym meczowym rytmie, a nie wracał po kontuzji do gry, to myślę, że miałby na swoim koncie już kilka goli – dodaje szkoleniowiec Skry.

– Zresztą o naszych kontuzjach i problemach kadrowych mógłbym mówić długo, ale to nie ma sensu. Również podkreślanie, że młodzieży brakuje doświadczenia nie ma sensu. Wręcz przeciwnie. Uważam, że mimo tych problemów kadrowych i organizacyjnych, spowodowanych tym, że nie mamy swojego dachu nad głową, nasi zawodnicy się rozwijają. Rok temu nastawiliśmy się na pragmatyzm i zdobywaliśmy punkty, ale występy w I lidze wymagają tego, żeby pod względem jakości gry iść w górę. Obserwując na przykład grę chwalonego za mecz z Chrobrym Szymańskiego można powiedzieć, że 26-letni zawodnik, grający półtora roku temu w III lidze, zrobił bardzo wyraźny postęp, a młodzi zawodnicy od nas trafiają do reprezentacji juniorskich i młodzieżowych. Uważam, że to jest właściwy kierunek i idąc tą drogą dojdziemy do momentu, w którym dobra gra przynosić będzie punkty – kończy Jakub Dziółka.


Na zdjęciu: Pierwszy w sezonie gol Szymona Szymańskiego nie zapewnił Skrze żadnego punktu.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus