Skra Częstochowa. Wzór dla młodzieży

Mateusz Kos w czterech meczach przepuścił do częstochowskiej bramki tylko dwa strzały.


Dobra gra Skry Częstochowa owocuje. Świadczą o tym nie tylko punkty zdobywane przez drużynę Jakuba Dziółki. Przykładem na to, że częstochowski beniaminek jest na „celowniku” świadczą także powołania do młodzieżowej reprezentacji Polski. Śladem Oskara Krzyżaka, który 2 września wystąpił w meczu turnieju Elite League z Włochami, poszedł Nikodem Sujecki. 18-letni bramkarz dołączył do zespołu Miłosza Stępińskiego i poleciał na spotkanie z Portugalią.

Wyjaśnijmy jednak, że to nie Sujecki był postacią numer 1 ostatniego meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Wychowanek Znicza Kłobuck stał bowiem między słupkami w dwóch pierwszych kolejkach, w których zespół spod Jasnej Góry przegrał 0:2 z Koroną Kielce i 2:3 z ŁKS-em Łódź. Od 3. kolejki w bramce Skry staje już doświadczony Mateusz Kos, który w czterech spotkaniach tylko dwa razy wyciągał piłkę z siatki i pomógł drużynie w zdobyciu 5 punktów.

– Po to wychodzę na boisko, żeby nie stracić bramki – mówi Mateusz Kos.

– Z taką samą myślą grałem w Sosnowcu i cieszy mnie kolejne „zero z tyłu”. Tym bardziej, że zagraliśmy dobry mecz i nawet można powiedzieć: „szkoda, że nie wygraliśmy”. Oczywiście, pamiętam doskonale, że Zagłębie mogło nas skarcić w ostatnich sekundach, ale udało się nam wybronić i szanujemy ten remis. W I połowie, szczególnie na początku, sosnowiczanie mieli groźniejsze sytuacje, przy których miałem trochę pracy i udało mi się obronić, a później już wszystko było pod kontrolą i na koniec dopisało nam szczęście, więc w sumie mogę powiedzieć, że z tego występu jestem zadowolony.

Swoje sytuacje

Nie znaczy to jednak, że fundamentem dobrej postawy Skry stała się tylko dyspozycja bramkarza i uważna gra drużyny w obronie.

– Szczególnie po przerwie bardziej prowadziliśmy już grę – dodaje 34-letni bramkarz.

– Mieliśmy swoje sytuacje po dośrodkowaniach i szkoda, że Maciek Mas na początku II połowy oraz Kamil Wojtyra w 90 minucie nie trafili, strzelając z 5. metra. Zamieszanie w polu karnym było ogromne i piłka minimalnie minęła cel. To jednak pokazuje, że w każdym meczu walczymy o maksymalną liczbę punktów. Tak samo będzie pewnie w najbliższym spotkaniu i w kolejnych, bo każdy punkt dla nas jest bardzo cenny i cały zespół o to walczy. W meczu z Podbeskidziem ja pomogłem Adasiowi Mesjaszowi, na Stadionie Ludowym to on w ostatniej akcji pomógł mnie i choć trochę ucierpiał, to wspólnie możemy się cieszyć.

Zadowoleni ze współpracy

W poprzednim sezonie, gdy Skra walczyła o awans do I ligi, Mateusz Kos wystąpił tylko w trzech spotkaniach, bo w bramce „etat” miał junior Mikołaj Biegański. Po jego odejściu do Wisły Kraków przyszli kolejni młodzi bramkarze, ale na razie doświadczenie bierze górę, a młodzież ma się od kogo uczyć.

– Trenuje się po to, żeby grać i z taką myślą podpisałem też przed tym sezonem umowę przedłużającą mój pobyt w Skrze – zaznacza bramkarz będący w częstochowskiej drużynie od początku 2019 roku.



– Jestem doświadczonym zawodnikiem i wiem po co wychodzę na boisko i staję w bramce. Dlatego chcę w każdym meczu grać jak najlepiej i pomagać drużynie, która stara się pomagać mi. Na razie możemy z tej współpracy być zadowoleni i oby tak dalej.

Z Lechem u siebie

Dodajmy, że przed Skrą nie tylko mecze I-ligowe. 28 września częstochowianie spotkają się w I rundzie Pucharu Polski z Lechem Poznań i kibice 95-letniego klubu, pierwszy raz w tym sezonie, będą mogli zobaczyć swój zespół u siebie. Spotkanie, którego początek zaplanowano na godzinę 15.00, rozegrane zostanie bowiem na stadionie przy ulicy Loretańskiej.


Na zdjęciu: Dobre wyniki Skry to w lwiej części zasługa bramkarza Mateusza Kosa.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus