Skrobacz: Jesteśmy ambitnym Kopciuszkiem

Bogdan NATHER: Kiedy był pan ostatnio na stadionie przy ulicy Bukowej w Katowicach?

Jarosław SKROBACZ: – Przed tygodniem, oglądałem mecz GieKSy z Wigrami Suwałki.

I jakie wrażenia?

Jarosław SKROBACZ: – Gra katowiczan mogła się podobać, ale jak wiadomo mecz meczowi nierówny. My wiemy, jak grają nasi najbliżsi przeciwnicy, wiemy, jakie są ich atuty, do czego dążą. Pokazali kilka szybkich, ciekawych akcji. Wiemy dokładnie, na co stać katowiczan, teraz tylko trzeba na boisku należycie spożytkować tę wiedzę.

Cofnijmy się na moment w czasie, tzn. do okresu, w którym był pan w sztabie szkoleniowym klubu z Bukowej. Współpracował pan Rafałem Górakiem, Robertem Góralczykiem, Januszem Jojką i Pawłem Grycmanem. Same miłe wspomnienia z tego okresu?

Jarosław SKROBACZ: – Nie zawsze było różowo, ale tak, miło wspominam okres swojej pracy na Bukowej, chociaż presja ciążąca na trenerach i piłkarzach była ogromna. O ile dobrze pamiętam, to właśnie w tamtym okresie zaczęło funkcjonować słynne hasło „Ekstraklasa albo śmierć”. Zawodnicy tej presji nie wytrzymali. Po odejściu z Katowic często rozmawiałem z byłym już prezesem GKS-u Wojciechem Cyganem i Januszem Jojką, wymieniając uwagi na temat drużyny i jej perspektyw awansu do ekstraklasy. Nad ekipą z Bukowej ciąży chyba jakieś fatum, bo niby jest blisko ekstraklasy, ale na finiszu zawsze czegoś brakuje. Tak było, gdy trenerem GKS-u był Jurek Brzęczek, tak było w poprzednim sezonie.

Wróćmy do teraźniejszości. Przed meczem z Chrobrym Głogów powiedział pan, że w dwóch najbliższych potyczkach ligowych liczy pan na 4 punkty. Czy w związku z remisem z teoretycznie słabszym Chrobrym pańskie plany uległy zmianie? Zredukował pan swoje oczekiwania i wymagania wobec zawodników?

Jarosław SKROBACZ: – Plan był zupełnie inny. Marzyliśmy o sześciu punktach, ale przyjęlibyśmy również cztery. Ten plan wciąż jest realny, więc remis z Chrobrym niewiele zmienia. To GKS Katowice jest faworytem tego spotkania, a my jedziemy na Bukową w charakterze Kopciuszka.

Czyli oni muszą wygrać, a wy tylko możecie…

Jarosław SKROBACZ: – Każdy, kto zna nasz charakter wie, że nie jesteśmy nastawieni na defensywę. Z drugiej strony cieszy mnie, że z Chrobrym zagraliśmy na zero z tyłu. Odczuwam niedosyt po tym meczu, ale stare porzekadło mówi, że jak nie możesz wygrać, to zremisuj. Na początku sezonu, taki mecz jak ten środowy, potrafiliśmy przegrać, więc ten punkt przyjmujemy z pokorą. Teraz czeka nas bardzo fajny mecz w sobotę.

Wspomniał pan wcześniej, że to GKS Katowice jest faworytem. Z tego powodu powinno się wam grać łatwiej? Taka sytuacja zdejmuje z barków pańskich podopiecznych ciężar odpowiedzialności?

Jarosław SKROBACZ: – Nie musimy wygrać w sobotę, ale bardzo chcemy. Pozycja faworyta naszego przeciwnika wcale nie oznacza, że będzie nam łatwiej. Musimy zagrać na maksimum, dać z siebie wszystko. Jeżeli będziemy w dobrej dyspozycji, jest szansa na sukces. Trzeba cały czas być czujnym, bo moment nieuwagi może drogo kosztować. Nie jedziemy do Katowic na skazanie, stać nas na to, by jakąś zdobycz stamtąd przywieźć.

Nie martwi pana niska skuteczność strzelecka pańskich podopiecznych? Stwarzacie wiele okazji, a tylko niewielki procent z nich wykorzystujecie.

Jarosław SKROBACZ: – Też dostrzegam ten problem i martwi mnie to. W meczu z Rakowem Dominik Kulawiak nie strzelił gola z 5 metrów, z Puszczą Patryk Skórecki nie trafił z kilku metrów do pustej bramki, potem nie wykorzystał rzutu karnego. Gdyby w tych sytuacjach padły gole, mielibyśmy kilka punktów więcej.

Będziecie ubiegać się o zmniejszenie kary dla Patryka Skóreckiego?

Jarosław SKROBACZ: – Cztery mecze dyskwalifikacji, to nie jest jedyna kara dla Patryka. Dla niego największą karą jest to, że nie może grać. Odwołanie? Małe szanse. Po pierwsze kara regulaminowa za takie przewinienie to 3 mecze, a po drugie w telewizji powiedzieli, że uderzył Maćka Spychałę głową. Poszło w świat i nie da się tego „odkręcić”.