Skrzywdzeni na rzecz Legii?

Mam kilka uwag do decyzji sędziego. Niektórymi jestem zaskoczony – mówił trener Grzegorz Mokry po tym, jak jego Miedź „tylko” zremisowała z Legią, tracąc w 95 minucie bramkę po rzucie karnym, który wzbudził mnóstwo kontrowersji.


Hubert Matynia zagrał piłkę ręką po tym, jak trafił w nią z bliskiej odległości skrzydłowy warszawiaków, Paweł Wszołek. Po analizie VAR sędzia Damian Kos wskazał na „wapno”, a remis „wojskowym” zapewnił Josue.

– Sędziowie zawsze powiedzą, że to „jedenastka”, bo jest ręka. Rozumiem tę interpretację, choć rozmawiałem ze sztabem, słuchałem również wypowiedzi byłych piłkarzy w Lidze+ i zgadzam się z tym, że jeśli jest półmetrowa odległość, a zawodnik znajduje się w biegu, to trudno coś zrobić z rękami. Fizjoterapeuci musieliby je chyba obrońcom zakleić, bo czasami piłka przypadkowo w nie trafia – żalił się Mokry, a nad emocjami musiał panować golkiper Miedzi Mateusz Abramowicz.

– Na usta ciśnie się wiele słów, ale muszę zachować profesjonalizm i wypowiedzieć się bardzo pokornie. Nie jest to miłe uczucie, gdy przez cały sezon walczymy i jesteśmy krzywdzeni. Lecz nie ma co też winić sędziów, bo to my gramy, nie oni – skwitował bramkarz.

Wracając do karnego, arbiter podjął taką decyzję, jaką musiał. Ruch rąk Matynii zdawał się nienaturalny, powiększył obrys ciała i choć został trafiony z bardzo bliskiej odległości, przepisy go w tej sytuacji nie broniły. „Zawodnik uważany jest za nienaturalnie powiększającego swoje ciało, gdy ułożenie jego rąk nie stanowi następstwa ruchu ciała w danej sytuacji lub nie jest tym uzasadnione” – czytamy w przepisach. A jak to dokładnie ocenić?

– Niestety, nie da się – pisze sędziowski ekspert Interii Łukasz Rogowski.

– Nigdzie nie jest to konkretnie napisane i wytłumaczone. Sędziowie bardzo często, w pełni świadomie, muszą podejmować decyzje wbrew swojej woli, wbrew zasadom logiki i życiowego podejścia. Wymaga się od nich stosowania interpretacji, które często zaprzeczają jakiejkolwiek filozofii uprawiania sportu i poruszania się bo boisku. Arbitrzy muszą się do tego dostosować, gdyż później są z tego rozliczani – dodaje.


Fot. Miedź Legnica