Skuteczność do poprawy

Ekstraklasowe występy Lecha w ostatnich tygodniach można określić mianem ekonomicznych.


Radzenie sobie z grą na trzech frontach nie jest rzeczą łatwą. Nawet najlepsze kluby europejskie, obeznane z regularnymi występami co trzy dni, nie zawsze dają radę z ogromną intensywnością, która w futbolu jest z biegiem czasu tylko zwiększana i zwiększana. Lechowi idzie to akurat całkiem nieźle, co jak na polski klub wcale nie jest takie oczywiste – zresztą nie trzeba szukać daleko i można przywołać zeszłoroczny przykład beznadziejnej Legii Warszawa.

Należy jednak podkreślić, że ostatnie tygodnie były w wykonaniu poznaniaków… dość skromne. Ogólnie rzecz ujmując, bieżący sezon jest w wykonaniu „Kolejorza” nierówny, bo mistrz Polski zaczął raczej słabo, by potem złapać solidną formę, wznieść się i po czasie hossy teraz opadać. Wystarczy podać wyniki, jakie padają w jego ekstraklasowych meczach od połowy września, od derbów z Wartą: 1:0, 0:0, 1:0, 2:1, 0:0. Pomiędzy rzecz jasna były spotkania Ligi Europy, ale to jednak nieco inny klimat (jak pokazała Beer Szewa – dosłownie) i nastawienie.

Z jednej strony można mówić o tym, że Lech postawił na tryb ekonomiczny, oszczędny, by nie szafować siłami i rozsądnie rozkładać je na kolejne tygodnie, odpowiednio dostosowując do przeciwnika. Co by nie mówić, w lidze nie przegrywa i stopniowo pnie się w górę, a jako że ma jeszcze do rozegrania mecz zaległy – czołówka jest w praktyce w zasięgu ów zaległego zwycięstwa. Jest jednak jeszcze druga strona, ta mniej optymistyczna.

A wiąże się ona z faktem, że w tych spotkaniach Lech po prostu nie zachwyca. Wielu piłkarzy, jak chociażby Michał Skóraś, obniżyło loty względem minionych tygodni. Afonso Sousa poza przebłyskami nie daje poznaniakom tego, czego od niego oczekiwano, a Filip Szymczak choć nie wątpliwie ma potencjał, za rzadko go w ekstraklasie pokazuje. Środek pola także nie zawsze daje jakość znaną z zeszłego sezonu, a przez dziwne zagrania Kristoffera Velde pewnie niejeden fan „Kolejorza” zdążył już doszczętnie osiwieć. Reasumując – w spotkaniach Lecha dzieje się mało, bo gra drużyny wygląda słabo.

Co trzeba oddać trenerowi Johnowi van den Bromowi, to że udało mu się uszczelnić obronę, a to mimo braku absolutnego jej lidera z zeszłego sezonu, Bartosza Salamona. Mniej goli (a właściwie to gola) stracił w bieżących rozgrywkach tylko… Raków Częstochowa, najbliższy rywal Lecha. Sęk jednak w tym, że piłkarze spod Jasnej Góry znacznie więcej bramek zdobyli, podczas gdy „Kolejorz” ze swoimi 14 trafieniami wygląda w tej kwestii blado.

W poprzednim sezonie jego atak był postrachem ligi, zaś teraz – jeszcze raz odwołamy się do ostatnich wyników – bronić się przeciwko niemu nietrudno. Apatyczność i powolność poznaniaków sprawiają, że w zestawieniu skuteczności są oni dopiero na 12. miejscu w ekstraklasie – razem z takimi ekipami, jak Piast Gliwice czy Korona Kielce. Mniej trafień na koncie (mowa rzecz jasna o stanie przed rozpoczęciem kolejki) mają jedynie Warta Poznań, Zagłębie Lubin, Lechia Gdańsk i Miedź Legnica.


Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus