Świony, czyli święto i niedosyt!

– Od soboty przeszedłem długą drogą, od szpitala na boisko – mówił Kamil Ściętek. Po meczu IV ligi wylądował w szpitalu, co było efektem poważnego zderzenia z bramkarzem Unii Kosztowy. Zawodnik jednak powrócił i stał się symbolem śląskiej waleczności świętochłowiczan.

Jak równy z równym

Faworyt tego meczu był oczywisty i była nim Arka Gdynia. Trener Zbigniew Smółka zdecydował się na skład złożony głównie ze zmienników, ale i tak nie byli to piłkarze anonimowi. Tadeusz Socha, Nabil Aankour, Rafał Siemaszko czy… Adam Danch, który przecież urodził się w Rudzie Śląskiej, gdzie był rozgrywany wtorkowy mecz.

Jednak zawodnicy ze Świętochłowic wyszli na to spotkanie bez żadnych kompleksów, choć już na samym początku przeżyli trudne chwile, kiedy „Arkowcy” groźnie uderzali z rzutów wolnych. Jednak najpierw świetną paradą popisał się Łukasz Gambusz, a potem z pomocą przyszło spojenie słupka z poprzeczką.

Po tym wstrząsającym początku świętochłowiczanie doszli nieco do siebie i okazało się, że mogą jak równy z równym rywalizować z ekipą z Ekstraklasy! Arka miała problemy z wykreowaniem jakiejś sytuacji, a Śląsk konsekwentnie przerywał próby przyjezdnych. W kilku momentach IV-ligowiec pokazywał nawet, że mimo gry kilka klas rozgrywkowych niżej też potrafi grać w piłkę. Jego ataki nie przynosiły co prawda zbyt wielu efektów, ale kilka razy zagroził gdynianom. W 8. minucie w polu karnym Arki w piłkę nie trafił Adrian Lesik, a w 26. minucie po ładnej akcji uderzenia głową spróbował Damian Wasiak.

Głupi błąd

– Szkoda, że sami strzeliliśmy sobie tę pierwszą bramkę, bo mecz mógł się ułożyć inaczej. W końcu mieliśmy sytuację na 1:0 i nie strzeliliśmy. Piłka jest taka, że potem wpada w drugą stronę – mówił Kamil Ściętek, jeden z piłkarzy Śląska, nawiązując do sytuacji z 27. minuty.

Wtedy to Daniel Czapla, lewy obrońca gospodarzy, wdał się w niepotrzebny drybling na własnej połowie i stracił piłkę na rzecz Nabila Aankoura, który wyprowadził Arkę na prowadzenie. Paradoks tej sytuacji jest taki, że Czapla w tym meczu został przesunięty do linii obrony z pomocy, żeby być dodatkowym zabezpieczeniem. Kilka minut później po dośrodkowaniu z prawej strony Tadeusza Sochy podwyższył Marcus Da Silva, a w 40. minucie, po bezpośrednim wyrzucie z autu, na 3:0 trafił Rafał Siemaszko.

Śląsk był groźniejszy

– Mam nadzieję, że wszyscy są zdrowi i mało poobijani, bo wiadomo, że gospodarze nadrabiali w tym spotkaniu ambicją. Szkoda, że dzisiaj nie było tyle tej piłki w piłce, bo murawa była w skandalicznym stanie – żalił się po meczu trener Zbigniew Smółka. Szkoleniowiec zwracał uwagę na to, że trudno było wymieniać podania i można było zrobić sobie krzywdę.

– Boisko, jak boisko. Też wolelibyśmy grać na równej nawierzchni, ale warunki były dla obu drużyn takie same, więc nie możemy narzekać na to, że boisko nam przeszkadzało i przez to przegraliśmy. Trzeba było przyjąć takie warunki, jakie były – uważał z kolei trener Śląska, Janusz Kluge.

Ślązacy tak też właśnie zrobili. Przede wszystkim w drugiej połowie wyglądali naprawdę bardzo dobrze, potrafili konstruować kombinacyjne i często efektowne akcje. Co prawda stoperzy Arki konsekwentnie przerywali ataki gospodarzy, ale jednak nie można wyzbyć się wrażenia, że świętochłowiczanie zasłużyli na co najmniej jednego gola.

Mecz życia

– Do utraty bramki graliśmy jak równy z równym. W drugiej połowie były nawet momenty, że przeważaliśmy. Myślę, że stworzyliśmy sobie lepsze sytuacje, bo w drugiej połowie Arka nie miała stuprocentowej sytuacji – zauważył Kluge. Świetne okazje do zdobycia bramki mieli Dawid Hewlik czy Wasiak, ale najgroźniej było w samej końcówce, gdy z woleja kropnął Lesik, a dobijając, w poprzeczkę trafił Łukasz Wawrzyniak.

Zaczęliśmy od Kamila Ściętka… W pierwszej połowie zaatakował piłkę wślizgiem,  ale bardzo boleśnie został trafiony w kostkę. Wydawało się, że nie wróci na boisko, ale czy myślał o zmianie? – W takim meczu? Nigdy!!!

 

1/32 finału Pucharu Polski

Śląsk Świętochłowice – Arka Gdynia 0:3 (0:3)

0:1 – Aankour, 27 min, 0:2 – Da Silva 34 min, 0:3 – Siemaszko 40 min. Ż: Kaiser – Danch.

ŚLĄSK: Gambusz – Koniarek, Wagner, Wawrzyniak, Czapla – Hewlik, Łebko, Kaiser, Ściętek – Lesik, Wasiak (79. Kaciuba). Trener Janusz KLUGE.

ARKA: Krzepisz – Socha, Maghoma, Danch, Danielak – Sołdecki, Cvijanović (46. Bogdanov) – Sulewski, Aankour (82. Bohm), Da Silva – Siemaszko (71. Zbozień). Trener Zbigniew SMÓŁKA.

Sędziował Dawid Bukowczan (Żywiec).
Widzów 700.

PIOTR TUBACKI