Śląsk Wrocław. Krok od celu

Roztrwonienie dwubramkowej zaliczki przez Śląsk w meczu rewanżowym z Araratem byłoby sztuką nie lada.


Wrocławski Śląsk po raz trzeci stanął na wysokości zadania, pokonując w Lidze Konferencji Europy niżej notowanego rywala. Wyprawa podopiecznych trenera Jacka Magiery do Armenii zakończyła się pełnym sukcesem i nie zmienia tej opinii nawet fakt, że w spotkaniu z Araratem Erywań zielono-biało-czerwoni popełnili mnóstwo błędów, zwłaszcza w grze obronnej.

Stuprocentowa skuteczność

Szkoleniowiec ekipy z Dolnego Śląska przyznając, że nie był to idealny występ jego drużyny („mieliśmy drobne problemy w linii obrony”), rozgrzeszył jednak swoich podopiecznych („gole dla przeciwnika padły po błędach, ale w sporcie to normalne”).

Najważniejsze jest to, że w trzech dotychczasowych występach w Lidze Konferencji Europy wrocławianie zdobyli komplet punktów, co z punktu widzenia wszystkich polskich zespołów uczestniczących w rozgrywkach pucharowych jest nie do przecenienia. Czwartkowa wygrana z Araratem wprawdzie jeszcze nie gwarantuje Śląskowi awansu do III rundy eliminacyjnej tych rozgrywek, ale powiedzmy sobie szczerze – gdyby wrocławianie spaprali robotę w spotkaniu rewanżowym, nie powinni się obrażać, gdy ktoś przyklei m etykietkę frajerów. W tej chwili wychodzi czarno na białym, że polski zespół zarezerwował Ormianom bilet na Titanica.

Wykorzystali słabości rywala

Piłkarze Śląska są bardziej ostrożni od niżej podpisanego w ocenie swoich szans awansu do następnej rundy i jeszcze nie dzielą skóry na niedźwiedziu. Może to i dobrze, bo nadmierna pewność siebie i pycha zgubiły już niejeden zespół.

– Najważniejsze, że wygraliśmy pierwszy mecz, ale druga część tej rywalizacji jeszcze przed nami, we Wrocławiu – powiedział autorem pierwszego gola w potyczce z Araratem, Wojciech Golla.

– Przeciwnik był według mnie bardziej wymagający niż Paide w I rundzie. Również warunki do gry były trudniejsze niż w Estonii. Cieszymy się, że daliśmy sobie dobrze radę i czekamy już na nadchodzące mecze we Wrocławiu. Dostaliśmy od naszych trenerów informacje odnośnie ustawienia 4-4-2, jakim mieliśmy grać w defensywie. Na odprawie uczulali nas, jak mamy się przesuwać i asekurować. Większość chłopaków grała w tym systemie już wcześniej, więc nie mieliśmy z tym problemu.

Golla w wyjazdowym meczu z Paide Linnameeskond strzelił samobójczego gola, tym razem trafił do właściwej bramki.

– Na pewno gol to dla mnie fajny moment, bardzo się z niego cieszę, ale tak jak zawsze podkreślamy – najważniejsze jest zwycięstwo drużyny – stwierdził 29-letni stoper Śląska.

– Na odprawie mieliśmy dobrze omówione stałe fragmenty drużyny Araratu, wiedzieliśmy, że to nie jest ich mocna strona, więc to duża satysfakcja, że zdołaliśmy to wykorzystać. Najlepiej, gdybyśmy wygrywali do zera, ale tym razem nie udało się nam zachować czystego konta. Trzeba przyznać, że rywale są groźni, mają kreatywnych, szybkich zawodników w ofensywie i musimy być gotowi na to, że we Wrocławiu będą chcieli stwarzać zagrożenie.

Przyznam, że piłkarze Araratu grali naprawdę ostro, zarobili kilka żółtych kartek po mocnych wejściach, nie wiem, czy po faulu na Krzyśku Mączyńskim nie powinno być nawet czerwonej. My jednak nie odpuszczaliśmy, chłopaki szybko wstawali po tych faulach, bo taka jest ta gra.

Wykonał wyrok

Niekwestionowanym bohaterem spotkania z Araratem był

Robert Pich. Wprawdzie w 19 minucie nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem rywali, Wsiewołodem Jermakowem, ale wywalczył rzut rożny, po którym wrocławianie zdobyli pierwszego gola w tym meczu. Potem sam wykonał wyrok, strzelając dwa gole. Wrażenie zrobiło zwłaszcza pierwsze trafienie Słowaka po indywidualnej akcji.

– Myślę, że to był trudniejszy przeciwnik niż Paide, więc super, że strzeliliśmy w tym meczu cztery bramki. W końcówce spotkania daliśmy się zepchnąć do głębokiej defensywy, ale dobrze, że wygraliśmy różnicą dwóch goli. W I połowie graliśmy więcej wysokim pressingiem, więc nie mieliśmy większych problemów. Po przerwie zagraliśmy nieco niżej, dokonaliśmy kilku zmian, ale poradziliśmy sobie z tym jako drużyna i do Wrocławia wróciliśmy z dobrym wynikiem. Jako cała drużyna dedykujemy to zwycięstwo Wiktorii, która w dniu meczu zmarła. Jej rodzicom życzymy dużo sił, to zwycięstwo jest dla nich.

Jak zdobyłem bramki? Przy pierwszym golu przyjąłem piłkę i miałem dużo przestrzeni. Zdecydowałem wbiegać z piłką, Erik zrobił dobry ruch za plecy i „zabrał” jednego obrońcę, więc było miejsce na drybling. W końcówce akcji trochę upadałem, ale udało mi się uderzyć i padła bramka. Przy drugim golu Erik świetnie dośrodkował mi na długi słupek, więc uderzyłem głową.


Na zdjęciu: Gole Roberta Picha z Araratem mogą być na wagę awansu do III rundy Ligi Konferencji Europy.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus