Śląsk Wrocław. Niezasłużona porażka?

Trener Śląska Wrocław Jacek Magiera uważa, że jego zespół nie „dał plamy” w Częstochowie.


Mecz z Rakowem Częstochowa był pierwszym, w którym Jacek Magiera doznał porażki jako szkoleniowiec Śląska Wrocław. Nie rozdzierał jednak z tego powodu szat. – Wiedzieliśmy, czego się spodziewać po Rakowie i że to my będziemy zespołem, który będzie chciał grać w piłkę, budować akcje i rozstrzygnąć to spotkanie na swoją korzyść – stwierdził „Magic”.

– Uważam, że nie zasłużyliśmy, by wynik był dla nas tak niekorzystny, jak 0:2. W I połowie kontrolowaliśmy spotkanie, choć oczywiście Raków grał inaczej niż nasz poprzedni rywal, był bardziej zorganizowany w defensywie. Zabrakło nam dokładności w ostatnich momentach ataków pozycyjnych i na pewno będziemy pracować nad tym elementem, doskonalić go, by w kolejnych spotkaniach strzelać gole. Mamy trzy kolejki do końca, jest o co grać. Chcemy dobrze przygotować się do meczu z Zagłębiem Lubin.

Mało dokładni i konkretni

Czego zabrakło wrocławianom, by wywieźć spod Jasnej Góry przynajmniej remisu? – W decydujących momentach powinniśmy być bardziej dokładni, konkretni w rozegraniu akcji – powiedział Jacek Magiera. – Byliśmy często w posiadaniu piłki, choć wiadomo, że to statystyka, która nie decyduje. Druga połowa zaczęła się dobrą okazją dla nas, gdy Dino Sztiglec miał możliwość pokonania bramkarza rywali. Bezpośrednio po tej akcji straciliśmy gola. Nawet grając w dziesięciu staraliśmy się prowadzić grę i budować akcje. Przegraliśmy pierwszy raz, ale to o niczym nie świadczy, nie zejdziemy z drogi, którą obraliśmy.

W dużym stopniu zrealizowaliśmy założenia taktyczne. Oczywiście zawsze patrzymy przez pryzmat wyniku, bo przegraliśmy 0:2. Dlaczego tak się stało? Wszyscy widzą ostatnią fazę, gdy piłka wpada do bramki, ale ważne jest jak zachowywaliśmy się we wcześniejszych momentach do momentu straty bramki.

Brylant do oszlifowania

Mecz z Rakowem Częstochowa był pierwszym spotkaniem w ekstraklasie, w którym 22-letni Szymon Lewkot wyszedł na boisko w podstawowym składzie Śląska. – Szymon Lewkot jest bardzo utalentowanym zawodnikiem, który ma to „coś”, pokazywał to na treningach i w meczach drugiego zespołu – chwalił swojego podopiecznego trener Magiera.

– Liczę na niego, jest jeszcze młodzieżowcem. Rozegrał wcześniej 68 minut w ekstraklasie, ale dla mnie najlepszym sprawdzianem jest rzucenie go na głęboką wodę i wyjście w pierwszym składzie. Nie wyobrażam sobie, że wpuszczę go na jedną, czy dwie minuty i będę oceniał jego przydatność, czy potencjał. Z Rakowem Szymon zagrał poprawnie, jest silny, szybki, potrafi grać do przodu. Jeżeli będzie dalej pracował, rozwijał się, a głowa pozwoli mu zaadaptować się do zawodowego sportu, to ma szansę, by grać w piłkę na wysokim poziomie.


Czytaj jeszcze: Zwycięski powrót do domu

– Pierwsza połowa była wyrównana – powiedział „wywołany do tablicy” Szymon Lewkot. – Utrzymywaliśmy się przy piłce i moje pierwsze wrażenia – z perspektywy boiska – są takie, że w dużym stopniu prowadziliśmy grę. Skutecznie odbieraliśmy piłki, wyprowadzaliśmy kontry, choć nie mieliśmy wielu klarownych sytuacji. Natomiast w II połowie byliśmy bliżej zdobycia bramki, dobrą okazję miał choćby Dino Sztiglec. Niedługo potem straciliśmy jednak gola i gra już nam się mniej układała.

Raków grał wysoko, mogła to być dla nas szansa, by jeszcze zaskoczyć przeciwnika. Natomiast po drugiej straconej bramce było nam już zdecydowanie trudniej się dźwignąć, także pod względem mentalnym. Próba odwrócenia wyniku, grając w dziesięciu, nigdy nie jest łatwa. Otrzymałem możliwość gry od pierwszej minuty, czekałem na taką szansę i starałem się ją wykorzystać. Będę pracował dalej, aby jak najczęściej pojawiać się wyjściowym składzie i pokazywać się na boisku z jak najlepszej strony.

Szału nie ma

Jacek Magiera jest wychowankiem Rakowa, więc wrócił na „stare śmieci”. – Cieszę się, że ekstraklasa w końcu zawitała do Częstochowy – powiedział. – To najistotniejsze, choć stadion to nie jest na razie obiekt marzeń, którym można się chwalić w Europie. Przyjechałem tu jako były gracz Rakowa i w pewnym sensie otwierałem stadion. Wrażenia? Stadion daleki od ideału jeżeli chodzi o szatnie i ogólny stan, ale liczę na to, że będzie dużo lepiej.


Na zdjęciu: Szymon Lewkot (z lewej) po raz pierwszy wyszedł na boisko w podstawowym składzie Śląska Wrocław.

Fot. Tomasz Kudała/PressFocus