Śląsk Wrocław. Stadion będzie świecił pustkami?
Ostatnim zespołem, który wygrał w europejskich pucharach ze Śląskiem we Wrocławiu, była hiszpańska Sevilla.
Czwartkowy mecz pucharowy z estońskim Paide Linnameeskond będzie dziewiątym w historii, który wrocławski Śląsk rozegra na swojej nowej arenie. Ostatni mecz europejskich pucharów na Stadionie Wrocław odbył się przed sześcioma laty, dokładnie 15 lipca 2015 roku i rozpoczynał dwumecz 2. rundy kwalifikacji Ligi Europy ze szwedzkim IFK Goeteborg.
W pierwszym podejściu padł bezbramkowy remis, natomiast tydzień później zespół prowadzony przez trenera Tadeusza Pawłowskiego przegrał w Szwecji 0:2 i został odesłany do narożnika. Wcześniej, latem 2015 roku, Śląsk wygrał rywalizację ze słoweńskim NK Celje. Najpierw zielono-biało-czerwoni wygrali na wyjeździe 1:0, a awans do następnej rundy przypieczętowali zwycięstwem u siebie 3:1.
Żeby nie popadać w skrajny pesymizm, warto wspomnieć, że z pięciu ostatnich meczów w europejskich pucharach Śląsk na własnym boisku przegrał tylko jedno spotkanie. 29 sierpnia 2013 roku Sevilla – w obecności 41 tysięcy 955 widzów – zmasakrowała polski zespół na Stadionie Wrocław aż 5:0! Łupem bramkowym podzielili się wtedy Carlos Bacca (38, 87 min), Ivan Rakitić (22), Jairo Samperio (71) i Diego Perotti (78).
W hiszpańskim zespole zagrał wtedy Israel Puerto, który jeszcze w ubiegłym sezonie zakładał koszulkę Śląska. To był mecz w ramach IV rundy eliminacyjnej Ligi Europy. Nim wrocławianie przebili się do tej fazy, wyeliminowali Rudar Pljevlja i FC Brugge. Wygrali z tymi zespołami u siebie 4:1 i 1:0.
Teraz o takiej frekwencji, jak w meczu z Sevillą, włodarze Śląska mogą tylko pomarzyć. Po pierwsze – obowiązują obostrzenia związane z pandemią (na stadionie może pojawić się tylko połowa całkowitej pojemności obiektu), a po drugie Paide Linnameeskond
nie jest „magnesem”, który ściągnie tłumy na trybuny. Po trzecie wreszcie – gra wrocławian w pierwszym meczu, nawet na tle przeciętnego przeciwnika, nie była porywająca. Do poniedziałkowego poranka sprzedano tylko 5 tysięcy biletów na to spotkanie.
W meczu z wicemistrzem Estonii nie będzie mógł wystąpić najnowszy nabytek wrocławian, Caye Quintana. Trener Jacek Magiera będzie miał go do dyspozycji dopiero w następnej rundzie. Niespełna 28-letni napastnik jest podekscytowany występami w zespole Śląska. – Dla mnie najważniejsze jest to, że trafiam do najwyższej ligi rozgrywkowej w Polsce – powiedział Quintana.
– Zdecydowałem się wybrać ten klub, bo jest to dla mnie duża szansa. Rozmawiałem z wieloma zawodnikami, którzy tu grają i znają Śląsk. Między innymi Israelem Puerto, Victorem Garcią, Marco Paixao. Wszyscy wypowiadali się bardzo dobrze o klubie i o mieście. Jest to również liga, która ma swoje ambicje, więc wiem, że oczekiwania są wobec mnie wysokie i mam nadzieję je spełnić.
Jestem klasyczną „9”, lubię wybiegać na wolne pole, zdobywać bramki, ale i wypracowywać sytuacje kolegom. Jestem obunożny, na boisku staram się być zawsze ruchliwy i stwarzać sytuacje podbramkowe.
Na zdjęciu: Czy w czwartkowym meczu z Paide Linnameeskond Stadion Wrocław będzie świecił pustkami?
Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus