Śląsk Wrocław. Zburzona twierdza

Mistrz Polski jest pierwszym zespołem w tym sezonie, który pokonał Śląska Wrocław na jego boisku.


W minioną niedzielę padła twierdza Wrocław, tzn. Śląsk przegrał pierwszy mecz w tym sezonie na własnym boisku. Każda seria musi się kiedyś skończyć, to oczywiste, ale podopieczni trenera Vitezslava Laviczki wcale nie musieli tego meczu przegrać, bo Legia oddała tylko dwa celne strzały na ich bramkę. Tylko kto jeszcze o tym pamięta? Wynik poszedł w świat i tyle.

Zaskoczeniem dla wielu była nie tyle obecność Patryka Janasika w wyjściowym składzie wrocławian, ale jego pozycja na boisku, czyli defensywny pomocnik. Co miał do powiedzenia na temat meczu ten zawodnik? – Od dziecka grałem w środku pola, dopiero od trzech lat występuję na boku obrony – powiedział Patryk Janasik.

– Nie była to więc dla mnie obca pozycja. Naszym celem było utrzymanie się przy piłce, chcieliśmy grać odważnie i do przodu. Patrząc na ten mecz z perspektywy boiska, wydaje mi się, że graliśmy całkiem dobrze. Staraliśmy się operować piłką, a w sytuacji, w której straciliśmy bramkę, Legia wyszła z szybką kontrą i dało im to zwycięstwo. Szkoda tego gola i tego meczu. Mimo złego wyniku uważam, że pokazaliśmy się z dobrej strony i za tydzień pojedziemy na mecz z Cracovią po trzy punkty. Z Legią

staraliśmy się częściej być przy piłce, choć w poprzednich meczach graliśmy raczej długimi podaniami. Teraz próbowaliśmy częściej podawać po ziemi i w niektórych momentach wyglądało to dobrze. Musimy jednak poprawić przejścia z ataku do obrony, by nie tracić takich bramek jak z Legią.

Nie da się ukryć, że najsłabszymi ogniwami w bloku defensywnym Śląska byli Łukasz Bejger i Dino Sztiglec. Boczny obrońca był jakiś ociężały, mało dynamiczny, wielokrotnie nie nadążał za akcją. Zabójczy kontratak, zakończony zdobyciem gola, rywale przeprowadzili właśnie „jego” stroną boiska. Kiepsko spisał się również pozyskany z Manchesteru United stoper.

Na początku spotkania nieodpowiedzialnie wszedł wślizgiem przed własnym polem karnym, próbując odebrać piłkę szarżującemu Filipowi Mladenoviciowi. Niewiele brakowało, by sprokurował rzut karny, na szczęście przewinienie Serb był faulowany (?) przed „16”. Drugą gafę Bejger popełnił w końcówce spotkania. Chciał podać piłkę do Marka Tamasa, lecz zrobił to tak nieudolnie, że przejął ją Tomasz Pekhart i pognał na bramkę gospodarzy. Na szczęście dla niego na wysokości zadania stanął Matusz Putnocky, odbijając futbolówkę nogą po strzale Czecha.

– Chcieliśmy pokazać swoją grę na tle mocnej drużyny – powiedział po zakończeniu spotkania trener Vitezslav Laviczka. – Co do Exposito – zrobił dużo roboty. To prawda, że często cofał się po piłkę, ale wynikało to z tego, że byliśmy nieraz w średnim, czy niższym pressingu. W tych sytuacjach cofał się i pomagał tworzyć sytuacje. Dobrze pracował, ale nie strzelił gola i tego nam brakowało w tym meczu.

Nasza drużyna zrobiła sporo dobrych rzeczy, ale o wyniku zdecydowała efektywność. Obrona obu zespołów dobrze funkcjonowała i to był taki mecz, że jedna bramka decydowała. Byliśmy blisko strzelenia gola, jednak chwilę później przeciwnik przeprowadził kontrę, za szybko zareagowaliśmy i Wszołek okazał się zmorą Śląska. Wiedzieliśmy, ze Legia szybko operuje piłką w środku boiska, dlatego postawiliśmy na Scaleta i Janasika, a przed nimi zagrał Pich. Według mnie funkcjonowało to bardzo dobrze. Pich miał sytuacje po współpracy z Exposito i skrzydłowymi. Trudno wystawić ocenę piłkarzom po przegranym meczu.


Czytaj jeszcze: Nieustanny kompleks mistrza

Chłopakom należy się uznanie za robotę i organizacje gry. Zdecydowanie można jednak mieć pretensje o efektywność. Sfera mentalna jest jednym z elementów funkcjonowania każdego zawodnika i całej drużyny. Po straconej bramce nie zrezygnowaliśmy ze starań. Legia była w lepszej sytuacji, ale walczyliśmy do ostatnich sekund, zrobiliśmy zmiany i bardzo chcieliśmy zdobyć swoje bramki – niestety, nam się to nie udało.

Decyzja o pojawieniu się Janasika w środku pola „urodziła się” już na początku cyklu przygotowawczego do meczu z Legią. Mieliśmy taki pomysł, bo uznaliśmy, że w środku pola potrzebujemy dużo biegania, dobrej organizacji i wykonania sporo „czarnej roboty”. W tym spotkaniu nasi środkowi pomocnicy pokazali, że potrafią grać w piłkę. Nie zgodzę się z opiniami, że brakowało nam kreatywności, bo oni również z piłką przy nodze wyglądali dobrze. Pokazali, że stanowią realną możliwość wzmocnienia pierwszego składu.


Na zdjęciu: Patryk Janasik (z lewej) miał sporo pracy w meczu z Legią, ale wywiązał się przyzwoicie z roli defensywnego pomocnika.

Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus