Szary: W sobotę nie będzie zdecydowanego faworyta

 

Pamięta pan swój ostatni mecz w koszulce ROW-u Rybnik?
Sławomir SZARY: – O rany, nie mógł pan zadać łatwiejszego pytania „na rozgrzewkę”?

Mógłbym, ale wtedy rozmowa nie byłaby taka interesująca.
Sławomir SZARY: – No tak, pan tutaj jest prokuratorem. Na pewno był to sezon, w którym ROW spadł z pierwszej ligi. Nie pamiętam jednak, z kim graliśmy i jaki był wynik tego meczu.

Podpowiem panu, waszym przeciwnikiem była Olimpia Grudziądz, z którą przegraliście na wyjeździe 1:2. Brnijmy dalej. Spędził pan w tym klubie 2,5 roku. Do jakiego momentu(ów) wraca pan najchętniej?
Sławomir SZARY: – Pierwsze półtora roku było kapitalne. Zimą 2012 roku trener Ryszard Wieczorek ściągnął mnie z Olimpii Elbląg, gdy Energetyk ROW zajmował w tabeli II ligi przedostatnie miejsce. Rybniczanie mieli wtedy 19 punktów w 20 meczach i wyprzedzali tylko Zagłębie Sosnowiec. Wiosną już na 5. kolejek przed zakończeniem rywalizacji zapewniliśmy sobie utrzymanie. W następnym sezonie szliśmy jak burza, wywalczyliśmy awans do I ligi, zdobywając aż 72 punkty. To był rekord w II lidze od 1999 roku. Potem z trenerem i chłopakami spotkaliśmy się w jednym z lokali w Rybniku i wypiliśmy po symbolicznym piwie.

Z zapleczem ekstraklasy szybko jednak pożegnaliście się, po zaledwie jednym sezonie.
Sławomir SZARY: – To prawda, że potem było już tylko gorzej. Pamietam swoją rozmowę z władzami klubu, z prezesem Grzegorzem Janikiem. Tłumaczyłem, że musimy zrobić krok do przodu, zaangażować lepszych piłkarzy, podnieść zawodnikom kontrakty. Moje słowa nie trafiły jednak na podatny grunt, a w I lidze niezbędny jest pełny profesjonalizm, tymczasem ROW funkcjonował jako klub pół-amatorski.

Zostaliśmy zdegradowani nie tylko dlatego, swoją cegiełkę dołożyli też sędziowie, którzy wydali kilka kuriozalnych decyzji, po których straciliśmy bramki. Zamiast zwycięstw i trzech punktów, zainkasowaliśmy po jednym jako „nagrodzie” za remisy. Na pocieszenie pozostaje nam świadomość, że nie przegraliśmy żadnego meczu z pierwszą czwórką. Z GKS-em Bełchatów wygraliśmy u siebie i zremisowaliśmy u nich, wygraliśmy oba mecze z Górnikiem Łęczna, zremisowaliśmy u siebie 2:2 z Dolcanem Ząbki i Arką Gdynia, ale pokonaliśmy ich w meczach wyjazdowych (2:0 w Ząbkach i 1:0 w Gdyni – przyp. BN).

Z ROW-u trafił pan do IV-ligowego Bełku. Jakie były przyczyny rozstania z rybnickim klubem? Nigdy nie żałował pan tej decyzji?
Sławomir SZARY: – Nigdy nie żałowałem, nie żałuję i nie będę żałował tej decyzji. Z Bełkiem zapewniliśmy sobie udział w barażach o awans do 3. ligi na siedem kolejek przed zakończeniem rywalizacji. W 30. meczach doznaliśmy tylko jednej porażki, cztery razy zremisowaliśmy, resztę spotkań rozstrzygnęliśmy na swoją korzyść. A potem w barażach byliśmy lepsi od Ruchu Radzionków, który kiedyś grał w ekstraklasie, a w meczach z nami miał w składzie takich zawodników jak Piotrek Rocki, Adam Giesa, Marcin Dziewulski. Powody odejścia z ROW-u? Było ich kilka. Przede wszystkim po spadku byłem rozbity psychicznie. Klub postanowił odmłodzić skład i zrezygnował między innymi ze mnie, Kamila Kosteckiego, Jarka Wieczorka. Rok wcześniej zrezygnowałem z pracy w kopalni, która dawała mi stabilizację i postanowiłem do niej wrócić.

Przyszło kiedykolwiek panu do głowy, że jeszcze zagra w meczu ligowym przeciwko zespołowi z Rybnika?
Sławomir SZARY: – Raczej nie. Gdy trafiłem do Bełku, miałem już 35 lat, a po awansie byłem rok starszy. Biłem się z myślami, co dalej i wtedy skontaktował się ze mną Janek Woś, z którym grałem w Odrze Wodzisław. Zaproponował przeprowadzkę do Pniówka, którego wówczas był trenerem. To była i jest nadal 3 liga, a ROW – chociaż systematycznie szedł w dół – wciąż grał w drugiej.

Dotychczasowa postawa ROW-u w rozgrywkach III ligi to dla pana ogromne zaskoczenie i rozczarowanie?
Sławomir SZARY: – Na pewno rozczarowanie, ale nie jest to dla mnie mega sensacja. Przeczuwałem, że ROW będzie miał kłopoty, bo zaraz po spadku kilku piłkarzy ROW-u pytało mnie, jaka jest 3 liga. Powiedziałem im szczerze, że nie widzę większej różnicy między 2. ligą, a naszą grupą 3. ligi. Na temat innych grup się nie wypowiadam. Moim zdaniem łatwiej utrzymać się w 2. lidze niż awansować z trzeciej. Jeżeli ktoś w Rybniku myślał, że po spadku w niższej klasie będzie lekko, łatwo i przyjemnie i awans zrobi się na chodzonego, to szybko został wyprowadzony z błędu. Jestem wychowankiem ROW-u i cały czas mu kibicuję, ale w tym konkretnym dniu, czyli w najbliższą sobotę, będzie inaczej.

Zanim przejdziemy do sobotniego pojedynku w Rybniku, wróćmy na chwilę do ostatniego meczu Pniówka z Ruchem Zdzieszowice. Nie mieliście zbyt dużo argumentów, by postraszyć lidera.
Sławomir SZARY: – Przede wszystkim był to nasz najsłabszy mecz w tej rundzie. Po drugie zaś – trzeba docenić klasę przeciwnika. Ruch Zdzieszowice okazał się bardzo wymagającym przeciwnikiem i potwierdził, że nie jest przypadkowym liderem. My nie stworzyliśmy pod ich bramką groźnej sytuacji, a sami popełniliśmy kilka rażących błędów w obronie.

W sobotę faworytem będzie ROW, czy Pniówek?
Sławomir SZARY: – Na pewno nasz przeciwnik ma znacznie większy potencjał niż wskazuje na to jego lokata w tabeli. ROW jest u siebie bardzo groźny, strzela dużo bramek, ale też dużo ich traci. Niedawno rybniczanie dokonali zmiany trenera i wygrali od dawna pierwszy mecz. ROW ma swoje atuty, ale my również je mamy, więc moim zdaniem w sobotę nie będzie zdecydowanego faworyta.

Komu w sobotę będzie kibicowała pańska rodzina, żona i syn? Bartek jest piłkarzem ROW-u…
Sławomir SZARY: – Odkąd przestałem grać w Odrze Wodzisław, moja żona nie chodzi na mecze, no, może sporadycznie. Być może w sobotę przyjdzie na mecz, o ile syn ją wyciągnie z domu. A Bartek? Nie mam złudzeń, że będzie trzymał kciuki za ROW. Po meczu w domu zasiądziemy do wspólnej kolacji i to ja zdecyduję, co będzie w jego menu (śmiech).

 

Na zdjęciu: Obrońca Pniówka Sławomir Szary kibicuje drużynie ROW-u, wyjątek zrobi w najbliższą sobotę.