Ślązak, który odmienił sędziowanie

Kartki stały się nieodłącznym elementem piłkarskiej rywalizacji, ale mało kto wie, skąd się tak naprawdę wzięły. I że pierwsze „żółtko” w historii pokazał sędzia z Górnego Śląska.


Prawie 60 lat temu problem dotyczący karania zbyt ostro grających piłkarzy narastał. Spotkania międzynarodowe były normą, a gigantyczne tłumy na stadionach nikogo nie dziwiły. Bywalcy takich meczów wiedzą, jak trudno wówczas zebrać myśli w swojej głowie – co dopiero przekazać je komuś innemu. A sędziowie w tamtych czasach jedynie ustnie mogli napominać wskazanych zawodników.

Nie rozumiem…

Piłka nożna stawała się coraz brutalniejsza. W trakcie mundialowego spotkania z 1966 roku między Anglią i Argentyną niemiecki sędzia Rudolf Kreitlein był zmuszony wyrzucić z boiska gracza z Ameryki Południowej, Antonio Rattina. Sęk w tym, że poza rodzimym językiem arbiter nie znał żadnego innego, a piłkarz… twierdził, że nie rozumie, o co Kreitleinowi chodzi. W całej dyskusji nie pomagało także ponad 90 tysięcy osób zgromadzone na Wembley, które hucznie niecierpliwiło się przedłużającą się przerwą w grze.

Oglądający całe to zdarzenie szef Komitetu Sędziowskiego FIFA, [Ken Aston], zrozumiał, że musi coś z tym zrobić. Anglik zainicjował więc wprowadzenie doskonale nam znanego systemu żółtych oraz czerwonych kartek. Nie dość, że język futbolu stał się bardziej uniwersalny, to w dodatku kibice zgromadzeni na trybunach doskonale widzieli, jakie decyzje są podejmowane „tam na dole”. – Kiedy jechałem samochodem, musiałem zatrzymać się na światłach. Pomyślałem: żółte, uspokój się; czerwone, stop, wylatujesz – wyjaśnił kiedyś swoją wenę Aston.

Już na kolejnym mundialu, w Meksyku, nowy system karania był obecny. Na inaugurację gospodarze podejmowali Związek Radziecki na słynnym Estadio Azteca, gdzie zgromadziło się niesamowite 107 tysięcy kibiców. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, lecz nie z tego powodu przeszło do historii. W 31 minucie pojedynku reprezentujący ZSRR Gruzin Kachi Asatiani zbyt ostro zaatakował Javiera Valdivię, za co sędzia Kurt Tschenscher pokazał mu pierwszy, historyczny żółty kartonik. Tego osiągnięcia pozazdrościł koledze Jewgienij Łowczew, który 3 minuty później także obejrzał z bliska nowy wynalazek futbolu.

Spod Strzelec do Zabrza

Czy w Szymiszowie działo się wówczas coś szczególnego? Zapewne nie. Ale to właśnie w tej wiosce, położonej na Górnym Śląsku, pod Strzelcami Opolskimi, urodził się Kurt Waldemar Tschenscher. Było to dnia 5 października 1928 roku, kiedy zachodnia część Górnego Śląska znajdowała się w granicach Niemiec. Niektóre źródła za miejsce urodzenia późniejszego sędziego podają Zabrze (albo raczej Hindenburg), lecz nie jest to prawdą.

Informacje te zweryfikował w swoim tekście dziennikarz ze Strzelec, Radosław Dimitrow, który na podstawie ksiąg parafialnych jako miejsce urodzenia Tschenschera wskazał właśnie Szymiszów. Jego ojciec, Martin, pochodził z Huty Jerzego, będącej obecnie częścią Siemianowic Śląskich; matka zaś – Emma, z domu Mainka – pochodziła z folwarku koło Suchodańca, oddalonego o kilka kilometrów od Szymiszowa.

Martin przyjechał w te strony za pracą, poznał tam Emmę, czego owocem został Kurt. Rodzina przeprowadziła się potem do Zabrza, gdzie najmłodszy członek dorastał i grał w piłkę nożną. Był zawodnikiem tamtejszego SC Preussen 1910 Hindenburg, na przełomie lat 20. i 30. mocnego klubu górnośląskiego, rozwiązanego z wiadomych przyczyn w 1945 r.

Dzisiaj na jego „gruzach” istnieje MKS Zaborze (dzielnica Zabrza), który na swojej stronie internetowej napisał tak: „Wychowankowie Preussen odnosili w Niemczech sukcesy nie tylko jako piłkarze. Jeden z nich uzyskał sławę międzynarodową. Kurt Waldemar Tschenscher urodził się wprawdzie w Strzelcach Opolskich, ale średnią szkołę kończył w Zabrzu. Jako uczeń zaczął grać w piłkę w barwach Preussen. Po wojnie kontynuował karierę w VfR Neckarau, a w 1948 został sędzią piłkarskim” – czytamy.

Sędzia przez przypadek

Ojciec Kurta w trakcie II wojny światowej został powołany do wojska i zginął na froncie. Tuż przed końcem konfliktu wezwany został także jego syn, ale zbyt długo się nie nawojował i w Austrii trafił do amerykańskiej niewoli. Gdy się z niej uwolnił, trafił do Mannheim, gdzie reprezentował zespół z Neckarau. Nie było to jednak nic poważnego. Tschenscher zresztą szkolił się do branży ubezpieczeniowej, a po niedługim czasie powierzono mu także opiekę nad działem młodzieżowym. Jak został sędzią?

W rozmowie z magazynem sędziowskim wydawanym przez Niemiecki ZPN Ślązak przyznał, że… stało się tak przez przypadek. – To był czysty zbieg okoliczności. Prezes klubu naciskał na mnie, kiedy żaden sędzia nie zjawił się do prowadzenia meczu młodzieży – mówił po latach Kurt Tschenscher, wspominając, jak wzbraniał się przed chwyceniem za gwizdek. Prezes kazał mu jednak stanąć na piaszczystym boisku i po prostu obserwować, czy ktoś gdzieś nie popełnił faulu.

Po meczu podszedł do niego mężczyzna będący pod wrażeniem jego pracy. Zasugerował, aby Tschenscher… został sędzią na stałe, zrobił odpowiednie kursy, zdał egzaminy. Tak też się stało, a tajemniczym dżentelmenem okazał się Emil Schmetzer, sędzia międzynarodowy pochodzący właśnie z Mannheim, cieszący się dużym uznaniem. Nie tak dużym, jakiego dorobił się potem Tschenscher.

I nagle wchodzi on…

Pochodzącego z Szymiszowa chłopaka szkolił nijaki Hermann Woll. Tschenscher zdał egzamin, choć popełnił na nim dwa błędy. Pracę rozpoczął oczywiście od gwizdania niższych rozgrywek, gdzie jednak presja lokalnych sympatyków piłkarskich potrafi być przytłaczająca. We znaki dała mu się szczególnie publika w Viernheim (pod Mannheim), przez którą Tschenscher zaczął mieć pewne wątpliwości, czy aby na pewno nadal chce to robić. Starał się wziąć w garść, gdy nagle do szatni wszedł Schmetzer, obok którego szedł jeden z trenerów urodzonych w Mannheim. Tym trenerem był Sepp Herberger, legendarny selekcjoner reprezentacji Niemiec, pracujący z nią nieustannie przez blisko 30 lat, obejmując kadrę zanim jeszcze Tschenscher przyszedł na świat.

Niepozorny Szymiszów wydał na świat jednego z najlepszych niemieckich sędziów piłkarskich. Fot. Mariowierszyk97/Wikimedia Commons

Herberger pogratulował arbitrowi podyktowania karnego, z powodu którego miejscowi omal nie wyrządzili mu jakiejś krzywdy. – Gratulacje, bardzo dobra decyzja. Jeśli nadal będziesz gwizdał, zostaniesz świetnym sędzią – brzmiały słowa selekcjonera, które wspominał Tschenscher. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że w 1954 Herberger zdobędzie z Niemcami sensacyjne mistrzostwo świata. – Musisz jednak wziąć pod uwagę jedną rzecz – ciągnął słynny trener i swoim palcem wskazującym zaczął wyznaczać w powietrzu koła.

– Kręcisz się w miejscu. To bardzo proste. Kiedy piłka wychodzi za linię końcową, po prostu odwróć się i biegnij do linii środkowej. Co zrobisz w sytuacji, w której nagle coś stanie się za twoimi plecami w środku pola? Jak zareagujesz? Jako arbiter musisz się przyzwyczaić do tego, że na uwadze zawsze musisz mieć zarówno piłkę, jak i całą akcję. A do tego trzeba ćwiczyć bieganie tyłem, co wcale nie jest proste, bo łatwo można się potknąć – cytował słowa Herbergera, które wryły mu się w pamięć jak Dekalog, Tschenscher.

Śląski sędzia zrozumiał wtedy, że jest na właściwej drodze. Sędziowanie – to jest to! Zrezygnował natychmiast z grania w piłkę i całkowicie poświęcił się karierze z gwizdkiem.

Świadek polskiego złota

W 1951 roku Tschenscher otrzymał licencję głównego sędziego w rozgrywkach ligi Południowoniemieckiego Związku Piłki Nożnej – gdyż nie istniała wtedy jeszcze ogólnopaństwowa Bundesliga. Był wówczas jednym z najmłodszych sędziów ligowych, szybko stając się jednym z najlepszych. Dlatego w 1958 roku został międzynarodowym arbitrem FIFA, rok później prowadząc mecz eliminacyjny przed pierwszym w historii Euro – między Jugosławią a Bułgarią.

Sędzią FIFA Tschenscher był przez rekordowe 17 lat, przez ten czas gwiżdżąc aż na trzech mundialach, co jest wyczynem godnym podkreślenia. W sumie poprowadził 53 mecze międzypaństwowe, dwa finały Pucharów Europy, 125 spotkań Bundesligi, finał Pucharu Niemiec i ostatni finał mistrzostw Niemiec przed założeniem Bundesligi (w 1963 roku). Prowadził również finałową potyczkę na Igrzyskach Olimpijskich, gdzie Polacy pokonali 2:1 Węgrów. Znała go też Legia Warszawa, bo Tschenscher został wyznaczony do spotkania Pucharu Zdobywców Pucharów, kiedy „Wojskowi” ulegli na San Siro Milanowi 1:2. Gwizdał wówczas m.in. braciom Blaut, urodzonym ok. 20 kilometrów od Szymiszowa. Śląski arbiter prowadził również pożegnalny mecz słynnego Pelego w 1971 roku, otrzymując od Brazylijczyka cenną koszulkę.

Kurt Tschenscher do teraz jest uważany za jednego z najwybitniejszych i najbardziej utytułowanych niemieckich sędziów piłkarskich. Otrzymał Federalny Krzyż Zasług oraz złotą odznakę honorową Niemieckiego ZPN-u. Zmarł 13 sierpnia 2014 roku w Schwetzingen pod Karlsruhe. Miał 85 lat.


Na zdjęciu: Kurt Tschenscher to pierwszy sędzia, który pokazał pierwszą żółtą kartkę w historii.
Fot. DFB