Smuda podąża na szczyt. Krok za krokiem…

Trzy mecze bez porażki; remis i dwa zwycięstwa – to bilans [Franciszka Smudy], który przejął niedawno stery Górnika Łęczna. To druga przygoda 70-letniego szkoleniowca z zielono-czarnymi. Poprzednio – od grudnia 2016 – przez ponad pół roku prowadził drużynę z Łęcznej, kiedy ta występowała jeszcze w ekstraklasie. Wówczas „górnicy” nie utrzymali się w elicie. Do pozostania w szeregach najlepszych zabrakło im dwóch punktów. Spadli do I ligi w towarzystwie 14-krotnych mistrzów Polski z Chorzowa, z którymi zmierzą się w sobotę przy Cichej, na zakończenie tegorocznych rozgrywek.

Gdyby nie Siemaszko…

– Rafał Siemaszko jedną ręką załatwił nas i Ruch (napastnik Arki w zremisowanym 1:1 meczu przedostatniej kolejki w Gdyni z Ruchem wyrównującą bramkę zdobył ręką – przyp. red.) – przypomina trener Smuda. – Gdyby był wtedy VAR, nie spadlibyśmy z ekstraklasy. Później z kolei, w meczu o być albo nie być z Zagłębiem w Lubinie, „arkowcy” ułożyli się z gospodarzami. Objęli prowadzenie 2:0, by ostatecznie wygrać 3:1. To był szczyt szczytów. Półtora roku temu było wiele emocji, bo i na stadionie Ruchu działy się dziwne rzecze. Do Chorzowa, gdzie zawsze lubiłem przyjeżdżać, zraziły mnie wtedy… konie.

Podczas drugiej połowy na murawę poleciały race, więc sędzia Jarosław Przybył – w trosce o zdrowie i bezpieczeństwo piłkarzy – przerwał spotkanie na ponad 20 minut, a na boisku pojawiła się konna policja… Ale to już zostawmy historii. W sobotę znów z radością zawitam do Chorzowa, bo – jak już wspomniałem – zawsze lubiłem tu przyjeżdżać. W tym mieście był superklimat dla futbolu, jest bardzo dobra murawa. Ruch to sympatyczny, nasz – bo też jestem Ślązakiem – klub o niesamowitej tradycji, którego miejsce jest w ekstraklasie. Jestem przekonany, że kiedyś do niej wróci.

Jeszcze wiele tłuczenia

Bliżej powrotu, choć na razie tylko na zaplecze elity, jest rozpędzającej się ekipie „Franza”, która pod wodzą doświadczonego szkoleniowca dobija do czołówki tabeli II ligi. – Rozmawiałem niedawno z prezesem Radomiaka, byłym sędzią, Sławomirem Stępniewskim – mówi trener Smuda. – Przypomniał mi, że w poprzednim sezonie jego klub w pewnym momencie miał już 19 punktów przewagi nad Garbarnią, a jednak to krakowianie awansowali. Dlatego spokojnie z tymi rozbudzonymi nadziejami. Przed nami wiele meczów, wiele tłuczenia się. My nie jesteśmy jeszcze zespołem, który mógłby coś więcej zdziałać niż obecnie, choć do miejsca premiowanego awansem mamy tylko 3 punkty straty, a do lidera 5. Dlatego spokojnie. Zimą dokooptujemy do składu kilku zawodników i wtedy powalczymy. Na razie idźmy – jak to mawiał Leo (Beenhakker) „step by step” – bo II liga jest inteligentniejsza niż III. Z Widzewem byliśmy na 1. miejscu i zrobiliśmy awans, choć mnie i cały sztab szkoleniowy zwolniono na trzy dni przed ostatnim meczem. Tam była młócka, dlatego Widzew przez dwa lata nie zdołał awansować. Druga liga jest silniejsza.

Są aspiracje

W Łęcznej są jednak aspiracje powrotu na szczyt i ma tego dokonać „Franz”. Warunek na jutro – pokonać Ruch w Chorzowie. – Działacze Górnika do powrotu namawiali mnie już wcześniej – dodaje trener Smuda – ale powiedziałem im, że na przejęcie drużyny zdecyduję się dopiero po operacji kolana. Przeprowadzili ją najlepsi fachowcy z Gliwic-Nieborowic. Mam w kolanie płytkę wzmacniającą, jestem już po długiej rehabilitacji, więc normalnie funkcjonuję.

Chcę w Łęcznej wszystko poukładać, bo jest tam znakomity klimat dla piłki, fajne środowisko. Lubię tych ludzi i nisko kłaniam się nowemu zarządowi, bo po sporych długach już praktycznie nie ma śladu. Wszystko jest prawie na czysto. Teraz gramy z Ruchem, który nie ma słabego zespołu. Marek Wleciałowski na pewno wszystko poukłada, ale my do Chorzowa jedziemy po 3 punkty – zapewnia na koniec szkoleniowiec, który w karierze trenerskiej zdobywał m.in. mistrzostwo Polski – dwukrotnie z Widzewem Łódź i raz z Wisłą Kraków, Superpuchary – też z tymi zespołami oraz Puchar Polski z Lechem Poznań. Z Widzewem występował także w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a w latach 2009-12 był selekcjonerem naszej reprezentacji.

 

 

Na zdjęciu: Franciszek Smuda znowu chciałby wrócić na salony…