Smyła: Liga zaczęła się od nowa

Czy po pańskim ubiegłotygodniowym debiucie, zwieńczonym wygraną 4:2 z Bytovią, zespół urósł mentalnie?
Mirosław SMYŁA: – Daliśmy sobie tym zwycięstwem szansę. Mamy tyle samo punktów co Bytovia i GKS Katowice. Można powiedzieć, że na sześć kolejek przed końcem sezonu liga w dolnych rejonach tabeli zaczęła się niemalże od nowa. Kilka zespołów jest uwikłanych w walkę o utrzymanie. Mamy świadomość naszych wad i zalet. Wiemy, na co możemy liczyć i na co trzeba uważać. Wigry to zespół stanowiony przez dużą grupę młodych chłopaków z niezłymi umiejętnościami. A co do mentalności – nie chcę być mędrcem, ale nie słyszałem o zespole, który po zwycięstwie nie kryłby radości i nie podchodziłby do swoich obowiązków z większym optymizmem. Jedziemy do Bielska-Białej z podniesionymi głowami.

Jakiego meczu spodziewa się pan przy Rychlińskiego?
Mirosław SMYŁA: – Trudnego. Jesteśmy przedstawicielem dołu tabeli, a w pięciu ostatnich kolejkach mierzymy się ze wszystkimi zespołami, które dziś plasują się w czołowej trójce tabeli. Żadne z tych spotkań nie będzie łatwe. Jasne – niektórzy mogą mówić, że w końcówce zespołu część drużyn gra już o nic, ale to pierwsza liga. Tu każdy chce coś udowodnić, nikt nie może sobie pozwolić na odpuszczanie. Są kontrakty, nagrody, premie, presja publiczności i zarządców. Nikt się nie położy. Z drugiej strony – to też daje pewną szansę, bo rywale będą grali bardziej otwartą piłkę, dzięki czemu szansa na tworzenie okazji i zdobycie bramek będzie większa.

Jakie ma pan zdanie o Podbeskidziu?
Mirosław SMYŁA: – Ma duże atuty. Szybkie skrzydła, dobre stałe fragmenty gry, kreatywność w rozegraniu… W tym sezonie awans jest nierealny, ale w przyszłym – i każdym kolejnym, jeśli nie znajdzie się w ekstraklasie – będzie w gronie faworytów. Klub chce wrócić do elity, ma stadion, aspiracje, kibiców, możliwości. Musimy być bardzo czujni i odpowiedzialni, chcąc zapunktować w Bielsku. Wszyscy w Wigrach pamiętają to, co stało się jesienią, kiedy Podbeskidzie wygrało w Suwałkach 5:0. Chcemy przekuć tamten wynik w motywację. Honor chłopaków został wtedy nadszarpnięty, będą więc podwójnie zmotywowani, by tym razem zostawić po sobie dobre wrażenie.

Smyła: Zakurzona buława w plecaku

Ma pan jakieś wspomnienia spod Klimczoka?
Mirosław SMYŁA: – Na nowym stadionie nie grałem ani jednego meczu. Raz byłem obejrzeć Podbeskidzie w ekstraklasie, zaś na starym obiekcie rywalizowałem jako trener Rozwoju z BKS-em. Wspomnień nie ma więc żadnych, trzeba napisać nową historię. Jutro około godz. 20 okaże się, czy pozytywną.

We wtorek zakontraktowaliście napastnika Geoffreya Malfleurego rodem z Martyniki. Skąd taki pomysł?
Mirosław SMYŁA: – Znamy naszą siłę ognia – szczególnie po ostatnim meczu, w którym Karol Mackiewicz doznał kontuzji. Na pewno nam jeszcze w tym sezonie pomoże, ale nie możemy sobie pozwolić na moment nieuwagi. Stąd też szybka decyzja o ściągnięciu napastnika. Lepsza taka – niż żadna. Marek Jóźwiak ciężko pracował, by z dnia na dzień kogoś znaleźć. Teraz jest takim aniołem stróżem Geoffreya. Chłopak był z nami na rozruchu, zjedliśmy wspólnie śniadanie i obiad – i tyle się znamy… Jest szybki, zwrotny, może grać też na skrzydle. Pojechał z nami na mecz, wziąłem go do „osiemnastki”.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ