Sobiech błysnął i zgasł niczym świeca na wietrze

Sebastian Jackowski

Transfer Artura Sobiecha do Lechii Gdańsk był niespodzianką, wszak zespół z Trójmiasta nie narzekał na brak rozpoznawalnych napastników, takich jak chociażby Flavio Paixao, czy Jakub Arak. Popularny „Abdul” zadebiutował w drużynie biało-zielonych 18 sierpnia w wyjazdowym meczu z Górnikiem Zabrze. Pozyskany z SV Darmstadt piłkarz pojawił się na boisku na ostatnich 10 minut spotkania.

Miał mieć abonament na pierwszy skład

W następnym meczu przeciwko krakowskiej Wiśle Sobiech wybiegł już w podstawowej jedenastce, lecz jego drużyna została dosłownie zmieciona z boiska przez „Białą gwiazdę” 5:2. Gdy w trzecim kolejnym występie – z Zagłębiem Lubin – zapisał na swoje konto hat-tricka, wydawało się, że będzie miał abonament na występy w wyjściowym składzie.

Ale ów festiwal strzelecki okazał się jego przekleństwem, bo jeszcze tylko raz zaczął mecz od pierwszej minuty (porażka 0:1 z Wisłą Płock), a potem regularnie grzał ławkę rezerwowych. No i nie powiększył swojego dorobku bramkowego, jeśli nie liczyć meczu z Pucharze Polski z drugoligową Resovią (1:0).

Trener bez bólu głowy

Trener lidera ekstraklasy Piotr Stokowiec nie postawił jednak krzyżyka na wychowanku Grunwaldu Ruda Śląska. – Nie mam żadnego bólu głowy, jeśli chodzi o rywalizację w ataku – powiedział szkoleniowiec biało-zielonych. – Staram się śledzić obciążenia i wiem, że „prawdziwego” Sobiecha zobaczymy dopiero na wiosnę, nie teraz – po okresie przejściowym. Ja to wiem, bo znam jego możliwości i mam świadomość na czym polega trening.

Musimy go oszczędzać, by nie skończyło się to kontuzjami. Wszyscy piłkarze grający w ataku uzupełniają się. Współpraca między nimi jest wzorowa. Ta rywalizacja nie wpływa na nikogo negatywnie, widzimy na przykład jakie postępy robi Kuba Arak. Nasi napastnicy dobitnie pokazują, że można na nich liczyć i świetnie się w tym odnajdują.

Olimpijski spokój zachowuje również napastnik Lechii. – Trener ma plan wobec każdego piłkarza – stwierdził Artur Sobiech. – Najważniejsze jest to, żeby drużyna dobrze funkcjonowała. Mamy jeszcze dużo meczów do rozegrania i każdy z nas będzie miał okazję, by pomóc drużynie. Gdy dokonujemy zmian, to dodają one jakości zespołowi.

 

Na zdjęciu: Artur Sobiech (z prawej) prawdziwe oblicze ma pokazać dopiero wiosną.