Soczi czeka na Polaków

Soczi w świadomości szerszej publiczności zaistniało kilka lat temu, gdy ten rosyjski kurort nad morzem Czarnym otrzymał prawa do organizacji zimowych igrzysk olimpijskich w 2014 roku. Tu nie było miejsca na wpadki. Impreza została zorganizowana z wielkim rozmachem. Miała kosztować 14 miliardów dolarów, ale w trakcie przygotowań pękały kolejne bariery, a ostateczny rachunek opiewał na 55 miliardów dolarów, co sprawiło, że nie tylko były to najdroższe igrzyska w historii, ale też kosztowały więcej niż wszystkie poprzednie razem wzięte. Nie liczono się nie tylko z pieniędzmi (sama autostrada z Soczi do Krasnej Polany kosztowała 6 miliardów USD), ale też ze środowiskiem naturalnym, nikt nie próżnował przy laniu betonu. Narzekali też lokalni mieszkańcy, bo tam gdzie ich interesy stawały w poprzek z planami rządu, sprawę rozwiązywano szybko i zdecydowanie. Wszystko po to, by 7 lutego 2014 roku prezydent Rosji Władimir Putin mógł wejść na trybunę i krzyknąć „hura!”. Mógł jedynie przeklinać pod nosem, gdy zamiast pięciu kół olimpijskich – zapłonęły tylko cztery.

Okręty na horyzoncie

Teraz znów plan jest prosty – zero wpadek, ale mundial robiony jest z mniejszym rozmachem, a Rosja ma wydać na nie „raptem” 12 miliardów dolarów. Znacznie mniej, a zasięg imprezy znacznie większy, bo wielka piłka zawita do miejsc zapomnianych przez świat. Jak Sarańsk, Niżny Nowogrod czy Rostów nad Donem położony niedaleko granicy z Ukrainą wciąż rozbrzmiewającej wybuchami dział. To trochę wstyd dla świata, że duża impreza ma przykryć wstydliwe interesy Putina, ale w Soczi tych obaw nie słychać, choć i tu są elementy obce. Dla przykładu – trzy (tyle dostrzegamy) okręty wojenne stojące na morzu Czarnym, gdzieś w okolicy granicy z Abchazją. Pod ich działami w piątek odbędzie się pierwszy mecz w Soczi, i od razu hitowe spotkanie Portugalii z Hiszpanią. Stadion Fiszt leży niby w Soczi, ale tak naprawdę blisko 30 kilometrów od centrum. Dojazd z centrum taksówką trwa ponad pół godziny i trzeba zapłacić około 1500 rubli, choć oczywiście można się targować.

Okręty pilnują morza, pod ścisłym nadzorem pozostaje także hotel Polaków. Wokół strzelistego budynku Hyatt Regency kręcą się policjanci. Przy wejściu do obiektu trzeba przejść kontrolę wykrywaczem metali, choć akurat ta procedura przestrzegana jest także w innych hotelach. Dzień przed przyjazdem kadry Adama Nawałki poprosiliśmy o spotkanie jednego z menedżerów hotelu. Pan Pierre-Olivier Boisserie zszedł do nas cały w uśmiechach, ale zaraz na początku rozmowy zastrzegł, że… na żadne pytanie nie odpowie. – Dbamy o dyskrecję naszych klientów – argumentował. A my wiemy tylko, że każdy pokój Polaków ma widok na morze. Hotel cieszył się sporym zainteresowaniem. Jako pierwsi chcieli zamieszkać w nim Holendrzy, ale im nawet nie udało się awansować na mistrzostwa. Potem rezerwację przejęli Belgowie, jednak zmienili zdanie i na ich miejsce wskoczyli biał0-czerwoni.

Soczi to nie Jurata

W Soczi zamieszkają też Brazylijczycy. Oni bazę wybrali jako pierwsi uczestnicy mundialu. Postawili na „Swiss Hotel Kamelia”, który na pierwszy rzut oka wygląda znacznie bardziej sympatycznie. To niskie budynki ustawione dookoła hotelu. Polacy mieszkają w wielkim wieżowcu w samym centrum miasta. Na pewno nie będą tu narzekali na nudę, za to czasem może brakować im ciszy i spokoju. A i spacer po plaży nie będzie wyjątkowym przeżyciem, bo plaża w tym miejscu miasta jest wąska, kamienista, poprzecinana zaniedbanymi molo. Nie kusi spacerami. To nie Jurata.

Na razie w Soczi jest spokojnie, na ulicach nie widać kibiców, ale gorączka już wkrótce ruszy. Na razie do Rosji docierają pojedynczy kibice, wyposażeni w specjalne fanowskie identyfikatory. Z nami w samolocie lecieli fani aż z Panamy. Ich reprezentacja w pierwszej kolejce zmierzy się tutaj z Belgią. Ale to jeszcze melodia przyszłości. Na razie w Soczi wciąż trwa oczekiwanie na sezon letni. Trwają prace porządkowe, a nikt specjalnie nie patrzy na zegarek. W jednym z apartamentowców tuż przy plaż remont ruszył we wtorek o 4 nad ranem, choć przecież był to dzień wolny od pracy – Dzień Rosji. Ale na ulicach nie widać, że to święto. Tylko banki są zamknięte, sklepy działają normalnie. Policję widać wszędzie, a celnicy na lotnisku w Soczi robią wszystko, by stworzyć atmosferę zagrożenia. Dokumenty wjazdowe badane są bardzo skrupulatnie, co rusz któryś kibic jest wzywany na bok. Takie zagrywki sprawiają, że w kolejce oczekującej do okienka robi się cicho. Nikt nie chce się wychylić, by nie zwrócić na siebie uwagi panów w mundurach.

Wyklęci chuligani

Chciałoby się pisać o sporcie bez nawiązań do polityki, ale w Rosji wszystko jest polityką. Dla nas dziennikarzy ważny jest dostęp do internetu. Za granicą często korzysta się z sieci w restauracjach i kawiarniach, ale w Rosji uzyskanie dostępu nie jest takie proste. Zgodnie z przepisami, osoba uzyskująca dostęp do internetu, musi podać swój numer telefonu, często dzwoniąc pod wskazany numer. W przypadku telefonów nie jest to trudne, ale już z laptopa trudno zadzwonić, więc uzyskanie dostępu do sieci bywa mocno kłopotliwe. – Sorry for my country – rzuca kelnerka w jednej z restauracji w Soczi, która pomaga przebrnąć mi przez skomplikowaną procedurę. Trochę się nie dziwię. Przecież Putin cztery lata temu powiedział, że internet to „projekt CIA”. Dopiero potem zrozumiał siłę globalnej sieci i zaczął z niej korzystać.

Przez dłuższy okres wykorzystywał też futbolowych chuliganów. Jak czytamy w książce Romana Imielskiego i Radosława Leniarskiego „Najważniejszy mecz Kremla” rosyjscy awanturnicy podróżowali rządowymi samolotami na EURO do Francji czy 4 lata wcześniej do Polski. We Francji wizyta rosyjskich karków skończyła się kilkudniową zadymą w Marsylii. Miejscowi policjanci z przerażeniem zauważyli, że do Francji nie przyjechali ludzie, którzy chcą wypić trochę piwa, zobaczyć mecz, a niejako przy okazji trochę pobroić. Te osiłki wiedzieli po co jadą, mieli gotową taktykę walk ulicznych, a mecz był tylko w dalekim tle. Putin był wtedy w świetnej komitywie z jednym z liderów kiboli, Aleksandrem Szpryginem. Podobnie było 4 lata wcześniej w Warszawie, przy okazji meczu Polski z Rosją. Na ulicach Warszawy doszło do regularnej bitwy. Angielski „The Guardian” napisał kilka dni temu, że rosyjscy kibole są żądni zemsty za tamte wydarzenia.

Pozamykane okna

Ale nie będzie im łatwo, bo Putin już ich nie potrzebuje. Szprygin nie może czuć się pewnie, podejrzewa, że może być zatrzymany pod byle pretekstem. Mistrzostwa mają być spokojne. OK, podczas igrzysk olimpijskich jedno koło nie zabłysnęło, ale teraz wszystko już musi być tip-top. Świat ma zobaczyć Rosję, która świetnie wywiązuje się z roli gospodarza, a każdy może czuć się tu jak w domu. Policjanci i funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa mają zakaz brania urlopów na czas turnieju. Nie może zabraknąć rąk gotowych do pracy.

Dbałość o bezpieczeństwo czasem potrafi przyprawić o zawroty głowy. W reportażu Reutersa można przeczytać, że niektórzy mieszkańcy Jekaterynburga na czas mistrzostw zostali uwięzieni we własnych domach! Mieszkańcy bloków w okolicy stadionu do końca lipca nie mogą wychodzić na balkony, otwierać okien, a nawet do nich podchodzić. Jeśli złamię te zakazy, zrobią to na własne ryzyko, bo snajperzy mogą strzelać do nich bez ostrzeżenia. Gdyby przypadkiem ktoś z tego okna chciał strzelać w kierunku boiska. Lub zrzucić doniczkę na głowę Mohameda Salaha (15 czerwca w Jekaterynburgu Egipt gra z Urugwajem).

Czas na Polaków

Takich zagrożeń będzie coraz więcej. Polacy w Soczi zameldują się dziś – planowo o godzinie 14:30. O 18:30 konferencja, a o 19:00 trening – jedyny podczas turnieju w całości otwarty dla mediów. Z hotelu Polaków do bazy „Sputnik-Sport” jest 12 kilometrów, dojazd trwa około 20 minut. Na miejscu ludzie Adama Nawałki będą mieć do dyspozycji wszystko, co potrzebują – sześć boisk, siłownię i przestronne szatnie. Wybudowany 13 lat temu kompleks należy do najnowocześniejszych w całej Rosji. A i pięciogwiazdkowy hotel Hyatt nie ma powodów do wstydu. 200 metrów od morza Czarnego, prywatna plaża, basen, siłownia. Można odpocząć i popracować. Polacy pozostaną tu przynajmniej do 29 czerwca. Wtedy, w zależności od wyników w fazie grupowej, albo wrócą do domu (oby nie!) albo pozostaną w Rosji. Niewykluczone, że na fazę pucharową przeniosą się do innego ośrodka, ale wtedy musieliby zabrać także ze sobą 5 ton sprzętu, który przyjechał za nimi z Polski wielkimi ciężarówkami.