Soczi po godzinach: To miasto nigdy nie śpi

Mateusz Miga pisze z Soczi

Mówi się, że Nowy Jork nigdy nie śpi. No pewnie tak, choć raz, jak jechałem tam metrem tuż nad ranem, to w wagonie byłem tylko ja i sterty darmowych gazet. A Soczi nie zasypia tak naprawdę.

4 nad ranem. Środa. W przejściu podziemnym młody człowiek gra na gitarze i zbiera drobne do kubka. W pewnym momencie jeden z przechodniów przyłącza się do niego, zaczyna śpiewać. Rzuca kolejnymi tytułami i jadą hit po hicie, od ruskich szansonistów po Nirvanę. Zaraz przystają dwie dziewczyny i zaczynają tańczyć. Soczi w środku tygodnia.

Tu już panuje ta południowa mentalność. Jest tak jak w Hiszpanii – życie nocne rozpoczyna się po północy. Gdy z kimś się umawiasz i usłyszysz, że proponuje spotkanie o 1 lub 2 w nocy, nie dziw się. Tutaj to normalne. No bo w sumie, dlaczego 21:00, skoro o drugiej i tak praktycznie nikt nie śpi? Wreszcie jest chłodniej, można nieco odsapnąć, spokojnie posiedzieć przy koktajlu.

Dostosowałem się do tego trybu, a mój każdy dzień wygląda tutaj praktycznie tak samo. W ciągu dnia praca – konferencje prasowe, pisanie tekstów. Dni zlewają się w jedność. Nie dziwię się piłkarzom, że większość z nich nie lubi długich zgrupowań. Zapytaj takiego, jaki dziś dzień tygodnia, a na bank nie będzie miał pojęcia. Opowiadał mi o tym kiedyś Mirosław Szymkowiak. – Cały czas te same twarze. Po kilku dniach masz dość współlokatora z pokoju. Najpierw nie możecie na siebie patrzeć, a potem chcecie się pozabijać – tłumaczył.

I podobnie na takich wyjazdach mają dziennikarze. Ja też mam już ustalony rytm, którego się trzymam. Po pracy zostawiam za sobą mój pokój w hotelu, na słuchawki wrzucam rosyjski rap i ruszam marszrutką zawsze do tego samego klubu (Agava). Po drodze zjadam (zawsze) big-maca (choć codziennie sobie obiecuję, że tym razem już nie). W Agavie spotykam kibiców z całego świata, a oni co noc tracą rozum na widok Rosjanek. Te piękne kobiety też mają swoją taktykę. Są miłe dla obcych, z każdym porozmawiają, obdarzą kilkoma spojrzeniami, a potem nagle gdzieś znikają, zostawiając Meksykanina czy innego Panamczyka w smutnym niezrozumieniu.

Teraz skład osobowy kibiców nieco się zmienia, bo w sobotę w Soczi Niemcy grają ze Szwedami. Południowców jest coraz mniej, za to przybywa europejskich piwoszy. Zupełnie inna charakterystyka kibica. Goście z Ameryki Latynoskiej przyjeżdżają często całymi rodzinami. Europejski kibic – rusza na mecz z kolegami. We dwóch, w trzech, albo we wielkich bandach. Spotykam też Norwega. – Nasi nie grają, więc kibicuje Szwedom. W sobotę wysyłamy Niemców do domu – powiedział mi przy barze. Ale na razie jest miło, sympatycznie, wszyscy zbijają piątki, stawiają sobie nawzajem drinki.

A służby dbają o to, by było bezpiecznie. Choć czasem można poczuć się nieswojo. Wczoraj odebrałem telefon – ktoś z Rosji dzwonił na numer mojej miejscowej komórki. Pani z jakieś instytucji zapytała, czy mieszkam w Soczi. Potwierdziłem i… się rozłączyła. Co ciekawe, służby dbają też o prywatność piłkarzy. Paparazzi z Polski mają przejścia ze służbami. Podobno w tym kraju taki zawód nie istnieje.