Spalony na niebieskiej. Trepanacja zrobiona szpadlem

 

Od początku byłem przeciwny rozgrywaniu meczów półfinałowych przy pustych trybunach. Mecz mistrzowski (ligowy, pucharowy) bez udziału publiczności jest tak atrakcyjny, jak nie przymierzając, stryczek bez wisielca.

Przyznajemy szczerze, sami przed sobą, kto z nas przechodząc obok pustej szubienicy zawiesi na niej oko? Niewielu, a może nawet nikt.

Natomiast nie mogę pogodzić się z decyzją hokejowej centrali, na dodatek przy aprobacie zainteresowanych klubów, o zakończeniu rywalizacji na tym etapie. To moim zdaniem błąd strategiczny. Nie wiem, czym kierowali się uczestnicy tego zgromadzenia podejmując tę decyzję, ale nie mam żadnych wątpliwości, że w tym momencie konstruktywne propozycje były odległe o dobrych parę lat świetlnych od ich umysłów.

Jeszcze bardziej kuriozalną decyzją był rozdział medali. Z czterech zespołów liczących się w decydującej rozgrywce trzy zostały ewidentnie skrzywdzone – Re-Plast Unia Oświęcim, JKH GKS Jastrzębie i GKS Katowice.

Czy prezes PZHL Mirosław Minkina da sobie rękę uciąć, że z tej batalii zwycięsko wyszliby hokeiści GKS-u Tychy? Możliwe, ale gwarancji nie ma żadnych. Może w finale zagrałyby GKS Katowice i Unia, albo Katowice i Jastrzębie? A może Tychy z JKH?

Moim zdaniem nic nie stało na przeszkodzie, by obecny sezon dograć we wrześniu, a nowe rozgrywki rozpocząć w październiku. I zagrać dwie, może trzy rundy zasadnicze, a nie pięć, jak w zakończonych rozgrywkach. Byłoby to bardziej fair wobec drużyn, którym przyznano srebrne i brązowe medale.

A ci którzy zgłaszają wątpliwości, że byłyby to zupełnie inne zespoły – odpowiadam: kompletna bzdura! Gotów jestem przyjąć zakład, że w czwórce półfinalistów kadra hokeistów będzie identyczna w 80 procentach.
Łatwiej jednak jak najszybciej zamknąć temat i mieć jeden problem z głowy.

Nie tędy jednak droga, jeżeli chcemy wyciągnąć polski hokej na lodzie z marazmu. Ten ruch o rozdziale medali w sezonie 2019/2020 przypomina mi próbę dokonania trepanacji czaszki szpadlem!