Spalony na niebieskiej. Zamknięty spadochron

 

„Czytałem że to prezes z Jastrzębia pobił naszego hokeistę”. „Wiceprezes klubu z Jastrzębia brał udział w „incydencie” w trakcie którego ucierpiał zawodnik rywali. No sorry, chyba bardziej winnym klub z SJZ nie może już być. Czemu za to płacić ma klub z Katowic?”. „Kosztami obciążyć wiceprezesa i tyle w temacie” – to „propozycje” sympatyków klubu ze stolicy województwa śląskiego.

Autorzy tych „pomysłów” poszli po najmniejszej linii oporu i nie zadali sobie trudu, by dociec prawdy, tylko całą winę zrzucili na działaczy JKH. Tymczasem w ten godny pożałowania incydent zamieszany jest były wiceprezes GKS-u 1962 Jastrzębie! Nawiasem mówiąc chciałbym zobaczyć na własne oczy, jak cichy i pokornego serca Jan Miszek wygrywa pojedynek na pięści z Jaakko Turtianenem. Wiceprezes JKH nie ma postury biblijnego Goliata, jakim zatem cudem miałby sponiewierać wysportowanego 28-latka, który przewyższa go o przysłowiową głowę?

Nie piszę tego felietonu po to, by dolewać oliwy do ognia i jątrzyć, ale po to, by uzmysłowić niektórym, że błądzą w ciemnościach. Nie żyjący już amerykański muzyk Frank Zappa mawiał: „Umysł jest jak spadochron. Nie działa, jeśli nie jest otwarty”. Jeżeli kibice hokeja, nie tylko z Katowic, nie dostrzegają różnicy między JKH GKS Jastrzębie (hokeiści) i GKS-em 1962 Jastrzębie (piłkarze), to… lepiej, żebym tego zdania nie dokończył.