Spec od urazów… nietypowych

Jeśli już coś wyklucza go z treningów i meczów, to bynajmniej nie tak „oczywiste” w przypadku zawodowego piłkarza sprawy, jak uszkodzone więzadła, skręcone kostki czy naderwane mięśnie. To raczej kontuzje „mało futbolowe”. Ot, choćby mocno stłuczona – po zderzeniu z Marcusem Vinicusem z Arki Gdynia – twarz, po którym to urazie przez 24 godziny opuchlizna uniemożliwiała mu widzenie na jedno oko. Albo – będące wynikiem upadku z dużej wysokości podczas powietrznego pojedynku – zwichnięcie barku w trakcie letniego sparingu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Od tamtej pory doświadczony obrońca GieKSy w zasadzie – przez dwa lata – miał spokój z tego typu dolegliwościami. Aż do niedzieli…

Adrian Frańczak meczu z Sigmą Ołomuniec nie dokończył; wytrwał na murawie niespełna 25 minut od wejścia w II połowie. – Rywal wykonał wślizg, a ja upadłem tak niefortunnie, że zwichnąłem najmniejszy palec lewej dłoni – wyjaśnia nam okoliczności „wypadku-przypadku” sam zawodnik. Brzmi to niespecjalnie groźnie, ale sam widok nie był wcale błahy. – Zwichnięcie było tak mocne, że… kość przebiła skórę – dodaje „Franiu”. Paradoksalnie – co potwierdziły badania w szpitalu, do którego piłkarz pojechał pod opieką reprezentacyjnego fizjoterapeuty, Wojciecha Hermana – złamania nie stwierdzono. Założono więc jedynie opatrunek usztywniający i z Woli Chorzelskiej zawodnik mógł wrócić z kolegami do Katowic.

Czy ten uraz oznacza wypadnięcie na jakiś czas z okresu przygotowawczego? – Jeszcze nie wiem. Czeka mnie konsultacja u doktora Andrzeja Jasińskiego w Piekarach Śląskich – mówi katowiczanin. Dopiero po niej będzie wiadomo, czy – po wolnym poniedziałku i wtorku – Frańczak będzie mógł od razu podjąć treningi z drużyną.