Spod taśmy. Janowski się zagotował

Bartosz Zmarzlik pierwszy raz w karierze wygrał w zawodach indywidualnych mistrzostw Polski. Właśnie tego tytułu brakowało mu w jego kolekcji.


Teraz można powiedzieć, że aktualny mistrz świata zdobył właściwie wszystkie trofea, jakie mógł. Jednak w świecie żużlowym więcej mówi się o tym, co stało się na podium po ukończeniu zawodów, niż o samym zwycięstwie Zmarzlika. Pomiędzy nim a Maciejem Janowskim doszło do sprzeczki po 12. biegu i gdy później razem stanęli na pudle, reprezentant Sparty Wrocław szybko zebrał się do parku maszyn po odegraniu hymnu, zamiast celebrować z dwójką pozostałych medalistów. Tym wywołał niemałe zamieszanie, gdyż uznano to za brak szacunku do zwycięzcy. Wydaje się, że takie zwykłe konflikty powinny zostać rozwiązane tylko podczas sportowej walki na torze, ponieważ w tym momencie Janowski dał spore pole do interpretacji, jeśli chodzi o jego relację ze Zmarzlikiem. I raczej nie doprowadzi to do niczego dobrego w kontekście drużynowych zawodów, w których reprezentacja Polski będzie brała udział w przyszłości. Ale patrząc z kibicowskiego punktu widzenia, ciekawsza robi się atmosfera przed nadchodzącym cyklem Grand Prix, bo obaj zawodnicy są w tym roku w dyspozycji, która pozwala uważać ich za głównych faworytów do zdobycia mistrzostwa.

Mistrzem od soboty można już nazywać Mikkela Michelsena. Duńczyk wygrał nieco mniej prestiżowy od GP cykl SEC, co daje mu przepustkę do udziału w indywidualnych mistrzostwach świata w przyszłym roku. To już drugi raz, gdy Michelsen wygrał tę serię. Jednak w tym roku miał nieco łatwiejsze zadanie, niż gdy stawał na najwyższym stopniu podium 2 lata temu. Sprawę ułatwił Piotr Pawlicki, który chyba za bardzo chciał uzyskać promocję do Grand Prix. Zresztą komunikował to publicznie. I to najprawdopodobniej go zjadło – chęć odniesienia indywidualnego sukcesu. Bo choć drużynowo z Unią Leszno Pawlicki osiągnął wszystko, to indywidualnie od wielu lat jest wyautowany. I spalił się niczym niedoświadczony junior, podjeżdżając pod linię startu w ostatnim biegu rundy zasadniczej w rybnickim finale SEC-u. Nie utrzymał nerwów na wodzy i wjechał w taśmę. Na pewno nie jest do dla niego łatwy sezon. Na początku roku nie dogadywał się ze sprzętem, a teraz zdarza mu się popełniać takie błędy, jak ten z minionej soboty. A szkoda, bo jest to charakterny zawodnik ze sporymi umiejętnościami i mógłby namieszać nie tylko w kwestii walki do samego końca z Michelsenem, ale również w przyszłorocznym GP.


Fot. Tomasz Kudala / PressFocus