Spod taśmy. Koniec pewnej ery

Betard Sparta Wrocław w niedzielnym finale potwierdziła, że to był jej sezon i sięgnęła po w pełni zasłużone mistrzostwo Polski.


Gdyby nie fakt, że mecz rozegrano w niedziele, to feta na wrocławskich ulicach trwałaby do białego rana. Nie może to dziwić – po 15 latach WTS odzyskał mistrzowski tytuł.

Warto w tym miejscu docenić Macieja Janowskiego, Taia Woffindena oraz prezesa wrocławian, Andrzeja Rusko. Ten pierwszy, z drobną przerwą na pobyt w Unii Tarnów, występuje na Stadionie Olimpijskim od początku swojej kariery. W jego bogatej karierze do niedzieli brakowało mu tylko dwóch medali – złota mistrzostw Polski i miejsca na podium klasyfikacji generalnej Grand Prix. Teraz może czuć dumę. Miał swój duży wkład w tytuł mistrzowski.

Woffinden z kolei przyszedł do Wrocławia w trudnym momencie. WTS bronił się wówczas przed spadkiem z ligi i dopiero po dwumeczu z GKM-em Grudziądz (wówczas jako GTŻ) zdołali się utrzymać. Od tego czasu był wierny wrocławianom, indywidualnie zbierał najwyższe wyróżnienia i podobnie jak Janowskiemu brakowało mu sukcesu drużynowego. Wierność Sparcie w końcu się opłaciła.

Rusko może z kolei dopisać do swojego konta kolejny sukces. Jego era we Wrocławiu sięga jeszcze końcówki lat 80., gdy był wiceprezesem WKM-u. Po jego upadku założył WTS i zbudował zespół, który dominował przez sporą część lat 90. Później wrocławianom wiodło się różnie, jednak po latach znów mógł z dumą obserwować zwycięstwo swojego klubu w „najlepszej żużlowej lidze świata”.

Choć pieśni pochwalne trzeba kierować do Wrocławia, tak warto także docenić Motor Lublin. Jeszcze kilka lat temu można było o nich mówić jako o relikcie przeszłości. Choć ich kibice na pewno pamiętali sukces z 1991 roku i Hansa Nielsena w składzie, tak dopiero w ostatnich latach o sobie przypomnieli. Teraz można już ich wpisywać w grupę faworytów do przyszłorocznego mistrzostwa.

Lublinian i wrocławian łączy nazwisko Dariusza Śledzia. Jako żużlowiec sięgał po medal z Motorem, w niedziele zdobył z WTS-em mistrzostwo. Szkoleniowiec wrocławian udowodnił, że potrafi odpowiednio zarządzać zespołem i między innymi dzięki temu sięgnęli po tytuł, czego nie pokazał duet Jacek Ziółkowski-Maciej Kuciapa, którzy popełnili w decydujących starciach kilka taktycznych błędów. Śledź przy okazji zagrał na nosie kapitule wybierającej nominowanych do tegorocznych Szczakieli (nagrody dla najlepszych zawodników i trenerów sezonu), którzy go pominęli. W gronie znalazł się wspomniany Ziółkowski czy… Janusz Ślączka, który rzutem na taśmę utrzymał GKM. Cóż, niezbadane są wyroki „boskiej” komisji.

Warto też wspomnieć o odchodzącym mistrzu, Unii Leszno. Dominator z ostatnich sezonów w tegorocznych rozgrywkach był ledwie cieniem samego siebie. Już początek sezonu wskazywał, że „Byki” straciły swoje rogi. Długa walka o miejsce w play-offach, jak również przegrane dwumecze z wrocławianami i Stalą Gorzów (którym trzeba też pogratulować trzeciego miejsca) pokazały im miejsce w szeregu.

Biorąc pod uwagę fakt, że z klubem pożegna się Emil Sajfutdinow, to można śmiało wysnuć tezę, że Unia odda tron na kilka najbliższych sezonów. Będzie to tylko z korzyścią dla ligi, co pokazał finałowy dwumecz. W końcu będzie w decydujących meczach będą jakiekolwiek emocje! One jednak wrócą dopiero za rok. Już zaczynam tęsknić…


Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus