Spod taśmy. O jedną głupotę za daleko

Duńczyk Nicki Pedersen to postać zagadkowa. Choć wydaje się niezwykle sympatycznym facetem z głową na karku, tak w momencie przekroczenia progu stadionu przechodzi na „ciemną stronę mocy”.


Nieraz byliśmy świadkami, jak 3-krotny mistrz świata zachowywał się na granicy dobrego smaku, a nawet karygodnie. Sam najbardziej zapamiętałem czerwoną kartkę w Toruniu i atak na Jacka Gajewskiego.

W ostatnich tygodniach Duńczyk przekracza kolejne granice. Najpierw poinformował, że otrzymał mandat za nieprzepisową jazdę i… pochwalił się prędkością – 205 kilometrów na godzinę. Jeżeli chciał zabłysnąć, to lepiej wypadłby obsypując się brokatem. Choć zrozumiał swój błąd i usunął nagranie z mediów społecznościowych, niesmak pozostał. Tego samego dnia został ukarany przez duńską federację, która zawiesiła jego licencje do stycznia 2022 za karygodne zachowanie względem sędziów w lidze duńskiej, kiedy po wykluczeniach próbował wejść do ich kabiny. Przez to Pedersen nie będzie mógł występować także w Polsce. Brak pieniędzy przez pół roku może w końcu uświadomi mu, że najwyższy czas przestać zachowywać się jak rozwydrzony dzieciak, który obwinia za porażkę wszystkich, tylko nie siebie.

Największym przegranym jest jednak GKM Grudziądz. Przy fatalnej sytuacji w lidze i walce o ligowy byt stracił lidera, bez którego jego los prawdopodobnie został przesądzony. Kto wie, co by się wydarzyło, gdyby niedzielny derbowy mecz z Apatorem został „odjechany” z Duńczykiem w składzie. Na przeszkodzie stanęła pogoda, przez którą odwołano zawody. Problem w tym, że deszcz w Grudziądzu spadł godzinę po planowym starcie zawodów. Do tego czasu prawdopodobnie można było rozegrać minimalną liczbę biegów, by zawody uznano za odbyte. Teraz pozostaje grudziądzanom modlić się o cud.

Podobnie w… Częstochowie. Prezes Włókniarza powinien wziąć swoich podopiecznych na Jasną Górę i pomodlić się w intencji awansu do play offu. Niewiele wskazuje, aby częstochowianie mieli się w tam znaleźć. Porażka na własnym torze ze Stalą Gorzów chyba utwierdziła już kibiców, że Włókniarz drugi rok z rzędu znajdzie się poza najlepszą czwórką. To jednak niejedyny problem klubu. Coraz więcej wskazuje, że moda na żużel pod Jasną Górą może się kończyć. Nie od dzisiaj wiadomo, że od wyników Włókniarza zależy frekwencja na stadionie. Fani coraz bardziej są kibicami sportu, a nie konkretnego klubu. Nie zdziwię się, jak w najbliższych latach rolę najważniejszej dyscypliny przejmie piłka nożna. Oczywiście miasto będzie nadal wspierać obie dyscypliny na równi pod względem promocji. Pytanie jednak brzmi, czy ostatnie dwa sezony żużlowe nie są aby antyreklamą Częstochowy w Polsce…