Spod taśmy. Tak ustępuje mistrz?

Ostatnie sezony w ekstralidze wytworzyły pewną prawidłowość: w najwyższej polskiej lidze o zwycięstwo „jedzie” osiem drużyn, a na końcu i tak wygrywa Unia Leszno.


W ostatnich pięciu latach cztery razy sięgali oni po mistrzostwo kraju. Stąd też niezwykle cieszy mnie fakt, iż „Byki” mają problemy z zakwalifikowaniem się do play-offów. Nie chodzi o złośliwość i niechęć wobec Leszna, absolutnie! Obserwatorom rozgrywek po prostu potrzebny jest płodozmian.

Postawmy się na miejscu kibica żużla, którzy mecze ekstraligi ogląda dla przyjemności (pomijam w tym miejscu fakt, że popełnia błąd – więcej emocji jest w spotkaniach drugiej ligi) i nie sympatyzuje z leszczynianami. Gdy pierwszy raz widzi Unię cieszącą się ze złota zdobytego w dobrym stylu, to pogratuluje świetnego wyniku. Powtórka w kolejnym sezonie także budzi uznanie. Ale cztery tytuły z rzędu wzbudzają agresję i wzmagają popularyzacje hasła o „niepolskim” klubie wśród fanów innych drużyn. Zmiana warty na nowo rozbudzi w nich nadzieję i chęć do obserwowania „czarnego sportu” – może teraz moja drużyna sięgnie po tytuł?

Takich pytań na pewno nie zadają w Tarnowie. W tekście „Jaskółki uwięzionej”, doskonale wykonywanej przed laty przez Stana Borysa, jest idealne określenie obecnej sytuacji tarnowian – „żałoba fruwająca”, choć to prędzej lot tnąco-koszący do drugiej ligi. Tarnowianie od początku sezonu nie potrafią wygrać choćby spotkania, a wyjazdowa porażka z Wilkami Krosno, czy kompromitacja na własnym torze z Ostrovią jest dopełnieniem ich smutnej sytuacji. Dodatkowym ciosem jest złamany obojczyk Ernesta Kozy, co jest kolejną kontuzją w Unii. Wcześniej przecież Niels Kristian Iversen również wypadł na parę tygodni. Tarnów musi chyba modlić się o cud, inaczej o utrzymanie będzie ciężko.

Pierwszy raz od dawna modlitwy do „góry” nie spływały w kontekście pogody. Z wyjątkiem deszczu w Krośnie nie było z nim większych problemów. Mimo to znalazł się jeden delikwent, który mimo dobrej pogodny nie potrafił przygotować odpowiednio toru. Mieliśmy odwołane spotkanie przez deszcz, płonącą rozdzielnie, a teraz do tego dochodzi nadmierne słońce. Aż strach się bać co będzie następne…


Fot. Marcin Karczewski/Pressfocus