Spokojny ton i trzeźwy osąd

Skra ma problem z grą ofensywną, a GKS Tychy nie popada w euforię.


Po ostatnim gwizdku sędziego, kończącego mecz GKS Tychy – Skra Częstochowa atmosfera w szatniach obydwu drużyn była biegunowo inna. Wynik 5:0 wywołał radość w ekipie Dominika Nowaka i głęboki smutek w zespole Jakuba Dziółki. Co prawda statystyki z tego spotkania nie wskazują na różnicę klasy, bo częstochowianie mieli większy procent posiadania piłki 53 do 47, w rzutach rożnych był remis 5:5, a w liczbie oddanych strzałach minimalnie lepsi 14:12 okazali się tyszanie, ale skuteczność okazała się kluczem do pogromu.

Gospodarze oddali 6 celnych uderzeń, po których 5 razy piłka znalazła drogę do siatki za plecami Jakuba Bursztyna, a goście 3-krotnie zatrudnili Konrada Jałochę, ale bramkarz trójkolorowych spokojnie, na stojąco, wyłapywał futbolówkę.

– Gratuluję GKS-owi Tychy zdobycia trzech punktów – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej Jakub Dziółka, trener częstochowian. – Na pewno początek meczu nie zapowiadał, że tak wysoko przegramy, ale całkowitą odpowiedzialność za wynik biorę na siebie. Jest to z pewnością moment, w którym musimy się zastanowić co zrobić, żeby zespół zaczął wygrywać. Myślę, że dzisiaj nie jest czas na mówienie tylko musimy działać. Mamy cały tydzień na to, żeby to zrobić.

Tylko 8 goli w 13 meczach

Skra plasuje się na 14. miejscu w tabeli i nad strefą spadkową ma 3 punkty przewagi. Przede wszystkim ma już jednak na swoim koncie cztery porażki z rzędu, a w trzech ostatnich spotkaniach nie zdobyła bramki. Stała się więc najgorszą pod względem liczby trafień drużyną I ligi, a 8 goli w 13 meczach to na pewno nie jest satysfakcjonujący dorobek.

Nie pomogły rotacje w ataku więc nad jego sformowaniem oraz zmianą sposobu gry ofensywnej czeka częstochowian najwięcej pracy. Nie może jej jednak zabraknąć także w tyskim zespole, któremu na dwubramkowe prowadzenie w końcówce pierwszej połowy pozwoliły wyjść dwie rzadko spotykane na I-ligowych boiskach gole Jana Biegańskiego. Główka z 16. metra i strzał z 55 metrów to trafienia, które mogą podłamać nawet największego twardziela.

Dwie ważne bramki

– Wygrywasz 5:0 więc ochy i achy mogłyby się pojawić, ale ja chciałbym skrócić ten wątek – stwierdził Dominik Nowak, szkoleniowiec tyszan. – Graliśmy z dobrze zorganizowanym przeciwnikiem, bo nadal, mimo że strzeliliśmy pięć bramek, Skrę uważam za zespół dobrze zorganizowany. Szczególnie w pierwszej połowie mieliśmy problem. Nie zawsze byliśmy w stanie dobrze reagować kiedy rywale prowadzili grę. Zabrakło nam bardziej dynamicznych doskoków i tego bardziej agresywnego odbioru. Strzeliliśmy jednak dwie ważne bramki przed przerwą i było też kilka bardzo fajnych wymian, a po przerwie rzeczywiście kontynuowaliśmy już tę grę.

Zdajemy sobie jednak sprawę, że przed nami jeszcze dużo pracy. W szatni powiedziałem piłkarzom, że ani my w Łęcznej nie byliśmy tacy słabi jak wskazywał wynik spotkania z Górnikiem, z którym przegraliśmy 2:3, bo ten rezultat uważam za pechową porażkę, jeżeli w piłce można tak mówić, ani w meczu ze Skrą, którą pokonaliśmy 5:0 wcale nie zdominowaliśmy kompletnie i zdemolowaliśmy przeciwnika.

Powtarzać i poprawiać

Spokojny ton i trzeźwy osąd boiskowych wydarzeń w wypowiedzi Dominika Nowaka ma też swoją podstawę w sytuacji w tabeli, w której GKS Tychy z 24. trafieniami w 13 meczach, może się pochwalić największą liczbą goli w I lidze i zajmuje miejsce tuż za strefą barażową.

– Przed nami nadal czas pracy – dodaje opiekun trójkolorowych. – Będziemy pewne elementy powtarzać i poprawiać, ale też naprawdę szczególnie tę społeczność tyską proszę o cierpliwość. Mamy fajny zespół i dobrych piłkarzy, chcących podnosić swoje umiejętności. W meczu ze Skrą dostali taką nagrodę, ale absolutnie nie myślimy już teraz, że wszystko jest doskonale. Wręcz przeciwnie. Przed nami morderczy okres pracy. Wierzę w ten zespół i wiem, że jesteśmy w tej lidze dużo, dużo uzyskać.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus